Witam wszystkich w trzecim rozdziale! Chciałabym wam podziękować za aktywność pod poprzednimi częściami. To bardzo motywujące i dziękuję za wszystkie komentarze, uwielbiam je czytać, więc piszcie je do woli! Miałam opowiedzieć, jak wpadłam na pomysł o tym fanfiction, także... UWAGA! UWAGA! Przyśniło mi się to! Wiem, to brzmi śmiesznie, ale serio miałam sen i to był świetny sen, więc postanowiłam wszystko przelać tutaj! Jeszcze raz dziękuję i jeśli możecie i macie znajomych, którzy lubią maleca, możecie polecać dalej to ff! Zapraszam do czytania, gwiazdkowania i komentowania!
Kolejne godziny Alexander nudził się na dyżurze, kiedy ten stan przerwało zamieszanie przy wejściu do Instytutu. Czwórka Nocnych Łowców sprzeczała się z kimś obok drzwi, dlatego unosząc wzrok znad książki, szukał kogoś, kto mógłby zażegnać konflikt, ale wtedy spostrzegł, że wszyscy patrzą na niego. Aha. Czyli moja kolej. Nie bardzo chciał się mieszać w kłótnie innych, ale mus to mus. Musiał przejąć kiedyś władze nad nowojorskim Instytutem, więc w przyszłości takie sytuacje będą znajdować się w jego obowiązkach.
Wstał ociężale. Poprawił swoją zasuwaną na zamek bluzę i ruszył pewnym krokiem do wyjścia. Wyprostował się, jego oczy skupiły się na zamieszaniu, a on przeszedł w tryb Alec-obrońca. Alec-bardziej śmiały. Tak to było śmieszne, ale musiał grać. Czy on był już takim dobrym aktorem? Po tylu latach chyba musiał być.
- Co się tu dzieje? - powiedział pewnie i głośno.
Jeden z Nocnych Łowców chciał się odezwać, ale przerwał mu inny donośny głos.
- Ja ci powiem, co tu się dzieje, panie Nocny Łowco. - przez mężczyzn zaczął przedzierać sie o wiele od nich niższy osobnik. - Te półgłówki myślą, że chciałem włamać się do Instytutu, a ja tylko grzecznie wszedłem. - wystąpił przed dzieci nefilim, a Alexander miał lepszą okazję mu się przyjrzeć. - Grzecznie. Bez zaproszenia. - uśmiechnął się lekko i rozłożył ręce w geście nie wiedzy.
A Alecowi zabrakło głosu w gardle. Stał tam jak idiota i patrzył zimnym spojrzeniem, na najpiękniejszego człowieka na ziemi. Okej, może to nie był człowiek. Ściślej ujmując czarownik, ale i tak zaparło mu dech w piersiach. Pełen brokatu, biżuterii i uśmiechu na jego azjatyckiej twarzy. Był przystojny. Nie, on był piękny. Przystojny i piękny. Alexander sam nie wiedział.
Po prostu był olśniewający!
- Włamał się! - krzyknął za nim jeden z Łowców. Czarownik uniósł rękę do góry i obrócił się do chłopaka.
Robił to z taką pewnością siebie, jakiej nie miało dziesięciu Nocnych Łowców. Ubrany był w fioletową, świecącą koszule, której tylko dwa ostatnie guziki były zapięte, pokazując oliwkową pierś podziemnego. Na nogach miał obcisłe spodnie, a wszędzie był brokat. W chuj brokatu. Tony brokatu.
- Wypraszam sobie! - prychnął. - Tacy z was obrońcy podziemnych, a Wysokiemu Czarownikowi Brooklynu, nawet nie dacie pozwolenia na wejście. - wtedy jak grom z nieba albo pięść w twarz uderzyło go, kim był nieznajomy, wykłócający się gość.
Cholera jasna
- E-e, chłopaki zostawicie go. - jego głos zawahał się i drżał. Czarownik odwrócił się do niego, a złote tęczówki połączyły się w jedność z tymi kobaltowymi. Alecowi zabrakło powietrza. - U-um, i wróćcie do swoich obowiązków. Proszę pana... - jak on się nazywał, jak on się nazywał?
Alexander, idioto! Nie pamiętasz, jak nazywa się przedstawiciel jednego z kręgów podziemia! Idioto! Ty zjebie głupi! Co za upokorzenie! Co za po...
CZYTASZ
I found | malec
FanfictionNocni Łowcy zakochują się raz na całe życie. Jednak mimo tego, ich emocje nie mogą przysłonić zdrowego rozsądku. A prawo i prace stawiają wyżej niż własną rodzinę. W Nowojorskim Instytucie mieszka pewien młodzieniec, który znalazł miłość. Gdzieś, g...