IX |cage|

1.5K 133 52
                                    

Hej wszystkim! Pewnie się mnie nie spodziewaliście, ale pomyślałam, że taka niespodzianka byłaby okej! Ogólnie to mam pomysł, że te ff będzie miało dwie części i chciałam was zapytać. Wolelibyście aby te dwie części były jakby w jednej pracy czy  druga miałaby być w kolejnej? A poza tym życzę wam miłego, długiego weekendu! Odpocznijcie i liczę na komentarze. Może być ich bardzooo dużo! Tak wiecie, bardzo bardzo dużo

Opuścił Clary, kiedy do jego zmiany została godzina. Ruszył do kuchni. Przygotował dla siebie kilka kanapek i kubek kawy. To ten czarny napój Bogów i runy trzymały go jeszcze przy życiu. Usiadł do stołu i powoli konsumował posiłek. Rozmyślał nad rozmową o Clary. Po wyznaniu największej tajemnicy życia czuł się lżejszy, jakby mógł latać. A dlatego dziewczyna go nie oceniała. Słuchała o tym, jak rodzeństwo umawiało go na randki z kobietami, a on nigdy na nie nie przychodził. Śmiała się w głos i odwdzięczała opowieściami ze świata Przyziemnych. Alexander, słuchając tego wszystkiego, pomyślał, że chciałby być zwykłym człowiekiem. Żyć z dala od Instytutu, wiecznej wojny i świata nie miłości. Chodzić na przyziemne imprezy, zakochać się w kimś bez strachu o swoje życie.

Później powrócili do nauki. Alexander wyjaśnił Clary rzeczy związane z runami, bronią, stelą. Obiecał, że na następnej lekcji opowie jej o historii Nocnych Łowców. Wtedy Clary prawie rzuciła się na niego i cieszyła jak małe dziecko. Jej obecność była trochę przytłaczająca, ale to było dobre. Nawet mimo jej gadulstwa i wielkiego entuzjazmu. Dlatego opuścił ją w dobrym humorze. Lepszym niż miał ostatnio. Może lepszym niż miał kiedykolwiek.

Na talerzu pozostały tylko okruszki. Dopił kawę do końca, ciesząc się gorzkim smakiem, który pozostał na jego języku, kiedy opróżniał kubek. Kawa była czymś ważnym i potrzebnym w jego życiu i mimo że pił ją codziennie hektolitrami, to za każdym razem zachwycał się jej smakiem. Czarna. Bez cukru. Musiała być bardzo gorąca, aby lekko drażniła jego przełyk, a później rozgrzewała ciało od środka. Nieważne czy zimna, czy lato. Gorąca kawa była czymś cudownym w każdym momencie w roku.

Obmył talerz pod wodą i wsadził go na suszarkę. To samo zrobił ze swoim ulubionym kubkiem, który dostał na urodziny od swojej siostry. Każdy w Instytucie wiedział, że to naczynie należy do Aleca i nikt nie ma go prawa ruszać. Wytrzepał ręce, a krople, które dalej trzymały się jego dłoni, wytarł w swoje czarne spodnie.

Poszedł do bazy dowodzenia. Mimo że jego dyżur zaczynał się później to i tak usiadł na jednym z wolnych foteli i postanowił, że zacznie pracę szybciej. Wziął tablet, bo na nim najłatwiej się mu pracowało. Sprawdził mapę Nowego Jorku. Nie wskazywała na żadną demoniczną aktywność. Przeczytał obok, że kilka grup Nocnych Łowców jest w terenie, ponieważ robili patrole. Rozsiadł się wygodniej w fotelu i wziął tablet do rąk, opierając się o zagłówek. Przeglądał aktualności związane z Idrysem lub innymi Instytutami, kiedy do jego głowy napłynął pewien pomysł. Nie wiele myśląc, wszedł w bazę danych i wystukał imię i nazwisko Największego Czarownika Brooklynu. Stronę rozświetliła twarz Magnusa. Azjatyckie rysy, lekko skośne oczy i pełno kolorów. Scrollował stronę w dół.

Imię i nazwisko: Magnus Bane.

Wiek: nie ma jednoznacznej odpowiedzi.


Alexander zmarszczył brwi. To by oznaczało, że Bane skłamał? Zagryzł wnętrze policzka i czytał dalej.

Rodzice: nieznani.

Z takim tempem... - pomyślał Alec. - ...to nie dowiem się o nim niczego. Wpatrywał się w kolejne rubryki, w których nie było albo żadnych informacji, albo były takie, które widać było na pierwszy rzut oka. Na przykład wygląd. Jednak zdziwiła go informacja o tym, że nie wiedziano jaki Magnus ma znak czarownika. Serce Alexandra zabiło mocniej. Czyli on, jeden z nielicznych wiedział? Poczuł dziwne uczucie w żołądku, a w myślach przywołał kocie tęczówki. Od tego wydarzenia widział je przed oczami prawie cały czas, ale nie przeszkadzało mu to. Były piękne, magiczne, wabiące. Przed zobaczeniem ich czuł przyciąganie do Magnusa, ale kiedy je ujrzał, to uczucie zwiększyło się i teraz czuł jak jego serce, w obecności Czarownika, lgnie do niego, niczym ćma do światła.

Jednak posmutniał nieco, kiedy przypomniał sobie o pożegnaniu z Czarownikiem. Nie było miłe i Alec stwierdził, że pewnie i tak nie spotka się z nim w innych okolicznościach niż w jakiś sprawach związanych ze Światem Cieni. Jego serce zabiło mocniej. Musiał zapomnieć. Oczy go zapiekły. Musiał zapomnieć i porzucić nadzieje, które dopiero niedawno się w nim obudziły, a teraz miały zgasnąć. Miał w sercu prawdziwe ognisko, które, teraz, musiał z każdym dniem ugaszać, bo jeśli doszłoby do czegoś więcej..? Alexander skarcił się w myślach. Magnus nawet nie dawał znaków, które wskazywałyby, że jest nim zainteresowany, a Alec? Alec się wstydził. Nigdy nie zacząłby tego pierwszy. Dlatego wylał ogromne wiadro wody, a ognisko zgasło z sykiem. Alexander odgonił niechciane łzy. Nie teraz.

Wyszedł z bazy danych i zanotował w głowie: Zapomnieć o Magnusie. I może to będzie bardzo trudne, ale Lightwood musiał. Rozpoczął bezsensowe stukanie w ekran tablet. I niemal jęknął, kiedy na wyświetlaczu znowu pojawiło się imię i nazwisko Czarownika. Chciał zapomnieć, a wszystko mu o tym przypominało. Odłożył urządzenie i schował twarz w dłoniach.

Jego rozmyślenia przerwał stukot szpilek i zdenerwowany głos Maryse:

- Alexandrze, za dziesięć minut w sali obrad. Spotykamy się z przedstawicielami podziemnych! - Alec patrzył zdezorientowany na matkę, która szybkim, poddenerwowanym krokiem. - Wy, dwaj... - zwróciła się do Nocnych Łowców, którzy rozmawiali pod ścianą, od razu się wyprostowali i umilkli. - Do drzwi i wpuszczacie przedstawicieli klanu wampirów, stada, czarowników i przedstawiciela Królowej Jasnego Dworu. - ci posłusznie skinęli głową. Maryse wygładziła swoją granatową sukienkę, drżącymi dłońmi. Spojrzała na Aleca. - Na co czekasz, synu? Już, wstawaj! - Alexander jak oparzony podniósł się z krzesła i podszedł do matki.

Nie mówił nic całą drogę do odpowiedniej Sali Obrad. Była ogromna. Na środku stał prostokątny stół, a po bokach regały z książkami, których nie udało się upchnąć w bibliotece. Z sufitu na łańcuchach zwisały żyrandole, które do złudzenia przypominały świece. Naprzeciwko wejścia było okrągłe, witrażowe okno, które wpuszczało kolorowe światło do środka. Nad regałami i stołem znajdował się balkon. Schody znajdowały się na prawo od wejścia. A pomieszczenie specjalnie było wybudowane tak, aby pogłos niósł się na górę.

- Mamy problem. - mówiła Maryse, a jej ręce drżały. Alexander nigdy nie widział, aby jego matka była nieopanowana. - Tutaj masz tablet. Wszystkiego dowiesz się na spotkaniu. Spisuj najważniejsze słowa wypowiedziane przez przybyłych i inne obserwacje, które wydają ci się ciekawe. Będziesz patrzył na wszystko z góry. - podała mu przedmiot i uspokajała oddech.

- Co się dzieje, mamo? - Alec zapytał cicho, niepewny siebie.

- Nie wiem, Alexandrze, ale idzie coś złego. - westchnęła, wpatrując się w witraż, a potem skierowała swoje spojrzenie na niego. - Idź już. - szepnęła, a ten potulnie opuścił matkę i poszedł na balkon.

Zajął miejsce przy barierce i, tak samo, jak matka przed chwilą, zwrócił uwagę na okno pełne kolorowego szkła. Ten witraż przedstawiał Razjela. Anioła, który tysiąc lat temu oddał swoją krew Johnatannowi, pierwszemu Nocnemu Łowcy. Dzięki niemu oni w ogóle istnieli. Alexander lubił tę historię. Pamiętał, jak miał około dziewięciu lat i czytał ją sobie codziennie przed snem, a później obiecał, że będzie tak dzielny, jak Johnathan Nocny Łowca.

Do sali powoli zbierały się kolejne osoby. Jego matka stała przy stole i kiwnięciem głowy witała przybyłych. Alec rozpoznał w nich Raphaela Santiago — przedstawiciela Wampirów i dziwił się jakim cudem udało mu się tu przybyć. Był dzień! Dalej był Lucian Garroway, alfa nowojorskiego stada Likantropów. Później do matki Alexandra ukłonił się Meliorn, wysłannik Królowej Jasnego Dworu. Matka rozejrzała się zdenerwowana. Nie było przedstawiciela Czarowników, którym był, o zgrozo, Magnus Bane. Alec prawie uderzył się otwartą ręką w czoło, kiedy w końcu dotarło do niego, że życie znowu stawia przed nim tego brokatowego Azjatę. Jednak z ulgą przyjął to, że nie pojawił się on na sali.

Po kilkunastu sekundach wszyscy zasiedli do stołu. Alec włączył tablet i wymierzył wzrok w matkę, która przeglądała jakieś dokumenty. W końcu ciszę przerwał Wilkołak:

- O co chodzi, Maryse? - odezwał się, a kobieta uniosła na niego wzrok. - Wzywasz nas w środku dnia. Wiesz, że wampirom szkodzi słońce? - uniósł jedną brew. - A teraz milczysz. O co chodzi? - odchylił się na krześle, zaplatając ręce na piersi.

- Poczekajmy jeszcze na...

- Witam was wszystkich bardzo serdecznie! - nagle powietrze ocieplało, a w powietrze wbił się brokat.

Serce Alexandra zabiło szybciej.

Magnus, we własnej osobie, wystrojony w najbardziej błyszczący garnitur, jaki kiedykolwiek Alec widział, szedł pewnym krokiem w stronę stołu. Podszedł do Raphaela i uścisnął go, szepcząc coś do ucha. Był odwrócony do Aleca bokiem i niebieskooki doskonale mógł zobaczyć irokeza na jego głowie, który mienił się brokatem. Bane nie śpiesząc się w ogóle, podszedł do Luke'a klepnął go w ramię, posłał uśmiech do Meliorna, kiwnął głową do Maryse i uniósł głowę. Wycelował spojrzenie idealnie w stronę Lightwooda, któremu ugięły się nogi, a oddech uwiązł w gardle. Czuł, jakby Czarownik wiercił mu dziurę duszy, ale to było przyjemne uczucie. Alexander poczuł piekące policzki i ucieszył go fakt, że z takiej odległości Azjata nie mógł tego zobaczyć.

Magnus obszedł stół i usiadł w ten sposób, aby być odwróconym całym ciałem w stronę ciemnowłosego, który już w ogóle nie mógł się skupić.

Dotąd milcząca Maryse, odchrząknęła i zabrała głos:

- Spotkaliśmy się tu, bo doszły mnie niepokojące informacje z obrzeży Nowego Jorku. Znaleziono kilka ciał. - Kobieta na chwilę przerwała. Alec wypisywał najważniejsze informacje, myląc kilka literek, bo czuł na sobie spojrzenie złotych tęczówek. Kiedy uniósł głowę, oczywiście spostrzegł, że Magnus ciągle się w niego wpatrywał, a, na domiar złego, na twarzy miał lekki uśmiech. Alec się rozpłynął. - Ciała były spalone. Dwa z nich należały do Nocnych Łowców, kolejne dwa do młodej pary wampirów. - spojrzała na Raphaela, którego oczy rozszerzyły się, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. - A ostatnie do Czarownika. - Alec od razu przeniósł wzrok na Bane'a, który patrzył na jego matkę.

- Jakiego Czarownika?

- Nie znamy jego imienia, ale był przejezdnym. Znaleźliśmy kilka rzeczy, które na to wskazywały. - odpowiedziała, a Magnus nieco odetchnął. - Jednak najgorsze jest to, co ich zabiło. - Alexander zmielił wargę w zębach, a ta natychmiast stała się bardziej czerwona. - Nie wiem, kto to wyczarował, ani jak to naprawić, ale musicie powiadomić waszych ludzi, aby nie opuszczali miasta.

- Co to takiego? - Luke zmarszczył brwi.

- Klatka. - powiedziała.

- Klatka? - zapytał Magnus. - Co to ma oznaczać? - uniósł brew, ponownie rezygnując ze spoglądania na Alexandra. - Mów jak człowiek, Maryse. - westchnął i teatralnie spojrzał na swoje paznokcie.

- Jesteśmy uwięzieni w Nowym Jorku. Jeśli spróbujemy przejść przez tę barierę. Zostaniemy spaleni. Nie możemy przenieść się nawet do Idrysu. To więzienie. - wszyscy patrzyli wprost na Maryse. Nawet Magnus się w nią wpatrywał, a Alec już dawno zapomniał, aby cokolwiek notować. - Nie wiem, co możemy zrobić. Wystosowałam list do Clave i postanowiłam, że każdy z patroli Nocnych Łowców musi być dodatkowy o jednego podziemnego.

- Na Lilith! - westchnął Magnus. - Patrol. Patrol. Patrol. Może najpierw daj mi zbadać tę barierę? Czy klatkę, czy jakkolwiek to nazywasz? Po co mamy robić cokolwiek, skoro nie wiemy, czym to jest?

- On ma rację. - mruknął milczący Wampir.

Reszta go poparła, mrucząc kilka słów pod nosami.

- Tak, dopuszczę się do bariery i co? Podejdziesz i spalisz się jak zapałka. Nie narażę się na stracenie Wysokiego Czarownika. - Bane prychnął.

- Już myślałem, że zależy ci na moim życiu! - westchnął, łapiąc się za serce. - Ale wy... - kontynuował z pogardą. - ... Nocni Łowcy, wszyscy chcecie czegoś na swoją korzyść. Nigdy bezinteresownie. - mruknął ciszej, a Alexandrowi zrobiło się trochę przykro.

Takie zdanie miał o nim Magnus. Widział w nim stereotyp Nefilim. Zgarbił się i cicho westchnął. Znowu o nim rozmyślał. Zapomnienie o Czarowniku było niemożliwe. 

Po prostu N.I.E.M.O.Ż.L.I.W.E.

Maryse zmroziła spojrzeniem Magnusa.

- Możesz choć raz przestać? Chodzi mi o wasze życie. Nie możemy pozwolić na stratę najlepszych, kiedy chodzi o życie wszystkich ze Świata Cieni, zamieszkujących w tym czasie Nowy Jork.

- To, co mamy zamiar zrobić? - odezwał się Meliorn. - Widziano kogoś obok tej klatki?

- Nie, nie widziano. - mruknęła i zastanowiła się chwilę kobieta. - Jeśli tego tak bardzo chcesz, Magnusie, w porządku. Zbadasz barierę, ale wyślę ci do pomocy jeden oddział Nocnych Łowców, którzy przeszukają teren. - mówiła spokojnie, cały czas w głowie tocząc bitwę.

- Który oddział? Kto tam jest? Mam nadzieję, że jacyś młodzi, niezdziadziali, normalni Nocni Łowcy. Z innymi nigdzie się nie wybieram. - niebieskie tęczówki spotkały te złote, a Magnus mrugnął do niego.

Żołądek Aleca wykonał fikołka, a serce prawie wyrwało się z jego piersi.

- Jeden z najlepszych. - dodała.

- Czyyli? - przeciągnął samogłoskę, jak małe dziecko, które chciało dostać od rodziców zabawkę.

- Wyślę cię z moimi dziećmi. - westchnienie opuściło jej zmęczone ciało.

Alec myślał, że zemdleje, kiedy zauważył, że Magnus odchylił się do tyłu na fotelu, a jego koszula podeszła trochę do góry, ukazując kawałek skóry na brzuchu. Bane błysnął zębami w stronę Alexandra, a mu zrobiło się natychmiast gorąco. Chociaż nie wiedział, czy jeszcze bardziej się dało. Czuł, jakby się topił.

- Masz na myśli...? - grał, Magnus grał, aby wprowadzić Aleca w ten stan ekscytacji.

Cholerny Czarownik! - myślał Alexander.

- Mam na myśli Jace'a, Isabelle i Alexandra, ich przywódcę. - Magnus kiwnął głową i przymknął oczy zadowolony, jakby od razu znał odpowiedź, a po prostu chciał to usłyszeć.

I tak prawdopodobnie było.

Później Alec pamięta tylko, jak oczy Magnusa znowu się otworzyły, a tęczówki świeciły z tak dużej odległości. Czarował. Jego znak. - pomyślał ciemnowłosy. I jego domysły były trafne, kiedy na ekranie tabletu wylądowała mała, żółta karteczka.

Urocze są te rumieńce, Alexandrze. Naprawdę mi schlebiasz. M.B.

Lightwood przepadł. Bezceremonialnie przepadł dla tego szaleńca. Jego rozszerzone, niebieskie tęczówki spoczęły na szerokim uśmiechu Czarownika.

- Jak? - wyszeptał bezgłośnie w jego stronę, a kolejna kartka wylądowała na miejscu poprzedniej.

Myślisz, że te kocie oczy tylko tak ładnie wyglądają? Poza tym mam wiele innych kocich cech.

Alexander spłonął rumieńcem i nie miał nawet odwagi ponownie ulokować spojrzenia w Magnusie. W głowie próbował krzyczeć: „Pewnie chodziło mu o słuch! Dziewięć żyć!" Jednak Alec miał bardzo niegrzeczne myśli i nie wiedział, jak miał się ich pozbyć. Czarownik mącił mu w głowie i sprawiał, że czuł... Coś takiego! Alec zagryzł wargę i w końcu uniósł wzrok. Kolory ich oczu się ze sobą pomieszały, a w pomieszczeniu zrobiło się jeszcze cieplej.

Oboje czuli miliony motyli w brzuchu i serca rwące się do siebie.

I found | malecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz