|Prologue|

3.3K 163 22
                                    

Życie w Instytucie nie było kolorowe. Właściwie to składało się tylko z trzech barw. Czarny, szary i biały.

Ten pierwszy kolor określał normalny dzień. Jakkolwiek normalnym można określić wstawanie ze wschodem słońca, morderczy trening, wieczne problemy z rodzicami i niefrasobliwym rodzeństwem, walka z kilkoma demonami lub zbuntowanymi podziemnymi, powrót do tak zwanego, domu, kilka godzin z raportem z misji, kolejny trening i przerwą od tego było spanie. No, chyba że nie byłeś najstarszym dzieckiem Lightwoodów, to wtedy mogłeś zjeść w spokoju posiłek, pójść na przyziemne zakupy, ewentualnie na imprezę do Pandemonium.

Kolor szary był dniem, kiedy aktywność demonów była nikła lub nie było ich wcale. Wtedy było więcej treningów i czasu na normalny obiad, który on zazwyczaj pomijał albo jadł w biegu, bo rodzice kazali mu pozałatwiać jakieś sprawy w bibliotece, uprzątnąć raporty lub sprawdzić te, które, zdaniem jego rodzicieli, były niepoprawne. Także kolor szary był dniem niby lekkim, jednak znowu nie dla pierworodnego. On nigdy nie miał lekko.

Ostatni kolor był dniem żałoby. W świecie przyziemnych to kolor czarny był tym dominującym na pogrzebach, ale nie dla dzieci Nefilim. Wtedy wszyscy ubrani byli na biało, a zdarzało się to bardzo często. Mimo rozwiniętej technologii, pomocy Cichych Braci czy czarowników, zgonów było dużo. Jad demonów robił swoje i zabijał Łowców jak muchy.
Wtedy Alexander stał z tyłu, nie obok rodziny z przodu. Tylko z tyłu. Bał się, że uwolni emocje, że pojedyncze łzy zaczną spływać po jego bladych policzkach, a matka i ojciec będą gromili go wzrokiem. A dlaczego? Dlatego, że Nocni Łowcy nie mogą okazywać emocji. One przysłaniają zdrowy rozsądek, a to wpajane jest im od dzieciństwa. I Alec, mimo tego, że bardzo chciałby pozostać niewzruszony, to myśl, że niektórzy Łowcy stracili życie na misji z nim, że na ich miejscu mogła być jego młodsza siostra Isabelle lub jego parabatai Jace, sprawiała, że serce boleśnie się ściskało. Łzy, które nie opuściły jego oczów na pogrzebie, robiły to dopiero w jego pokoju, kiedy ciasno zawinięty w ciemną pościel, starał nie obwiniać się o śmierć kolegów i koleżanek. Jednak starania spaliły się na panewce, a jego serce codziennie, z każdą godziną było naznaczone kolejną, bolesną szpilką.

Alec nigdy nie miał łatwo. Rodzice chcieliby, aby objął władzę nad Instytutem, kiedy oni awansują w Clave, ale mimo to zawsze był w cieniu Jace'a, swojego parabatai, którego rodzice przygarnęli, gdy ten miał dziesięć lat. Od razu połączyła ich specyficzna więź, dlatego kilka lat później stali się jednością, towarzyszami w walce, złączonymi duszami. To było coś więcej niż przyjaźń, jednak nie oznaczało to miłości romantycznej, do której Alexander zawsze wstydził się przyznać. Tak samo do swojej orientacji. Ukrywał to chyba, odkąd skończył lat dwanaście, wtedy bowiem pomyślał o Jacie, jak o kimś innym niż parabatai, bracie czy przyjacielu. Pomyślał o nim jak o zauroczeniu. I przez siedem lat tkwił w tym uczuciu. Wiedział, że to złe, ohydne i niewłaściwe, ale nie mógł się powstrzymać.

Jednak abstrahując od jego głupiego uczucia, często miał dość brata. Był nieodpowiedzialny, nie trenował, nie skupiał się i wolał imprezować z ich siostrą Izzy. Jednak mimo to, dla rodziców i tak był ulubieńcem. To jego zawsze po misji pytano, jak było, to on zawsze odwiedzał rodziców, żeby złożyć raport słowny, to on dostawał pochwały, to on podróżował z nimi do Idrisu. A Alexander w tamtej chwili stał za nim lub zaszyty w swoim pokoju, wypełniał kolejny raport, zaprzątając sobie głowę myślami, co by było, gdyby Jace nigdy się nie zjawił.
Miał jeszcze młodszą siostrę Isabelle. Córeczkę tatusia i największego wroga matki. Maryse Lightwood wstydziła się jej, bo ta, mimo perfekcji w walkach, zadawała się z podziemnymi. A to było surowo zakazane. Alexander często nie rozumiał tego zakazu. Wpajano mu, że pół demony są złe, ale dlaczego? Bo płynie w nich krew demonów? I co z tego? Były to istoty takie same jak oni. Jednak nigdy nie wyraził swojego zdania głośno. On nigdy nie wyrażał, co czuje i co myśli, no może, jeśli chodzi o strategię w misji, ale to ograniczało się tylko do tego.

Alec cierpiał katusze, dusząc się w Instytucie. Według rodziców powinien marzyć o jakiejś wysokiej pozycji w Idrysie, ale on skrycie chciał się uwolnić, pojechać daleko on tego wszystkiego. Rzucić bycie Nocnym Łowcą, chociaż nie znał życia poza tym, które miał i wiedział, że jego plany nigdy się nie spełnią, a on do końca usranego życia będzie spełniał niesprawiedliwe rozkazy Clave.

Także życie w Instytucie składało się na trzy kolory: czarny, szary i biały. Podobnie do garderoby Alexandra.

I found | malecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz