Rozdział 1: Oczekujesz na pomoc z nieba?

287 13 6
                                    

Poczułam mocne szturchanie w ramię i otworzyłam powoli oczy. Wszystko mnie bolało, nie czułam kompletnie nóg ani rąk. Jak we mgle, zobaczyłam sylwetkę mężczyzny patrzącego na mnie, oczekując ode mnie jakiejś reakcji. Cicho jęknęłam, kiedy się poruszyłam, a później przypomniałam sobie wszystko, co zaszło.

Lot helikopterem do domu wariatów.

Rozbicie się helikoptera o ziemię.

Mimo bólu, uniosłam się z brudnej ziemi i zauważyłam wokół siebie szczątki helikoptera i unoszący się dym z tego, co zostało. Moja koszulka była porozrywana i krew pojawiła się na czole, rękach i kolanach. Żyłam i to się liczyło.

— Co teraz? — Usłyszałam głos Artura, który wpatrywał się uważnie w doktora.

Ten wzruszył ramionami, dotykając plamy krwi na swojej skroni.

— Nie wiem.

— Musimy poszukać pomocy — odezwała się niedaleko Marta, próbując stanąć prosto na nogi. — Dżungla jest niebezpieczna.

— Chodźmy — oznajmiłam, zgadzając się z kobietą. — Może ktoś tam jest i nam pomoże.

— Kto? — parsknął Artur, kręcąc głową. — To dżungla.

— Uspokój się.

— Nie mam ochoty się uspokoić.

Ignacy przewrócił zirytowany oczami.

— Nie traćmy zimnej krwi. Pilot mówił, że jesteśmy już blisko, więc musimy ruszyć. A wy — zwrócił się do mnie i Marty z cwanym uśmiechem na twarzy — jesteście naszymi więźniami. Ucieczka dla was źle się skończy.

— W drogę.

Pisnęłam pod nosem, gdy Ignacy chwycił mnie mocno za rękę, ciągnąć w stronę dżungli. Artur zrobił to samo z blondynką i po chwili byliśmy już w dziczy. Wokół panowała cisza, wszędzie zielenina, która mogła tylko stwarzać pozory.

Żałowałam, że doktor ani jego szofer nie zginęli w wypadku. Byłyśmy nadal z Martą na nich skazane i wiedli nas dalej do domu wariatów. Jedna katastrofa prowadziła do kolejnej. 

— Tu jest niebezpiecznie — mruknęłam pod nosem, rozglądając się wokół.

Ignacy zerknął w moją stronę z uniesioną brwią.

— Oczekujesz na pomoc z nieba?

— Sami wydamy na siebie wyrok.

— Posłuchaj. — Mężczyzna zatrzymał się przede mną, o mało co nie wpadłam na jego ciało. — Ty stałaś się już martwa w chwili porwania.

Przełknęłam głośno ślinę, patrząc prosto w ciemne oczy doktora, kiedy usłyszałam zaraz głos Marty.

— Laura ma rację. Nie idźmy dalej. Nie wiemy, co nam grozi.

— Nie jęcz. Nic ci się nie stanie.

— One mają rację, doktorze.

Ignacy odwrócił się zdezorientowany w kierunku Artura. Zaśmiał się lekko, a po chwili podszedł do niego.

— Odbiło ci? Nie panikuj.

— Chcę przeżyć.

— Posłuchaj, idziesz ze mną.

— Ja pójdę z Dorotą, a ty z Laurą.

— Masz się mnie słuchać!

Zakryłam usta zaskoczona, kiedy pięść doktora zderzyła się z policzkiem Artura. Ten obrócił głowę, łapiąc się natychmiast za bolące miejsce. Spojrzał złowrogo na doktora, zaciskając mocno szczękę.

Zniewolona | Osaczona #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz