Rozdział 2: To zastrzel mnie!

95 11 4
                                    

Nastał kolejny dzień, a my nadal byliśmy w ruchu. Opadałam z bezsilności, chciało mi się pić i jeść. Nie wiedziałam, ile tak miałam przeżyć, ale Ignacy nie rozumiał naszych słów. Zapewne sam tak się czuł, ale chciał oczywiście pokazać swoją władzę, którą miał w swoich rękach.

— Nie dam już rady — powiedziałam ciszej, padając na ziemię.

Ignacy zatrzymał się tuż przede mną.

— Musisz.

— Chcę mi się pić.

— W takim razie będę musiał cię tu zostawić na pastwę losu.

Spojrzałam na niego z dołu, marszcząc brwi.

— Bądź człowiekiem.

— Nie.

— Laura ma rację. — Marta podeszła do nas, sapiąc głośno. — Musimy się napić.

— Nie. — Doktor po raz kolejny pokręcił głową.

Kobieta spojrzała gniewnie na Artura.

— Odezwij się, idioto.

Artur dołączył do nas, układając dłonie na biodrach. Chwilę później spojrzał na Ignacego.

— Mam już dość.

— Nie widzisz, że Laura chce nas skłócić? Wiedz, że kończy mi się cierpliwość. — Uniósł dłoń i przystawił mi broń do czoła. — Wpakuję cały magazynek, jeśli ktoś nie będzie mnie słuchać. Idziemy!

Podniosłam się niechętnie z ziemi. Nie interesowało mnie już, czy Ignacy wpakuje mi kulkę w głowie czy zrobi też innego. Nie miałam już żadnych sił w sobie, potrzebowałam nawodnienia i wrócić jak najszybciej do domu.

— Wrócę na miejsce katastrofy.

— Dobrze. — Doktor skinął głową, opuszczając broń niżej. — W takim razie przestrzelę ci nogi, żebyś tam nie poszła.

— Poszukajcie wody, zamiast się kłócić!

Maciejewski spojrzał znacząco na swojego wspólnika i tez chwilę później zniknął. Doktor odwrócił się w naszą stronę.

— Siadajcie, już!

Usiadłam razem z Martą na ziemi i czekałyśmy cierpliwie. Moje gardło było tak zaschnięte, że nie mogłam wydobyć z niego ani słowa. Jeszcze nigdy tak źle się nie czułam, jak było teraz. Uniosłam wzrok na kobietę, która patrzyła w dal przed siebie.

— Jak długo tak jeszcze wytrzymamy?

Blondynka zamrugała powiekami i wzruszyła obojętnie ramionami.

— Będzie dobrze. Damy radę i spróbujemy im uciec.

— Ty i ja razem — powiedziałam to z lekkim szokiem na ustach.

Marta przewróciła oczami.

— Do czasu. Nigdy nie zapomnę, jak odebrałaś mi męża.

— To nie prawda.

— Nie warto do tego wracać. — Machnęła ręką i spojrzała w kierunku Ignacia, który chodził tam i z powrotem. — Połączyło nas wspólne nieszczęście. Ignacy i Artur chcą nas zamknąć w wariatkowie.

— Masz rację. Musimy trzymać się razem.

Sama byłam zaskoczona, wypowiadając te słowa, ale nie było innego wyjścia. Musiałyśmy uciec jak najdalej od obu mężczyzn i wrócić do swoich domów. Dotarło do mnie, że Dorota mnie oszukała i ponownie chciała zająć miejsce siostry u boku Marcina, mieć władzę i pieniądze. Obie były do siebie bardzo podobne, więc pewnie nikt do tej pory nie zrozumiał, że prawdziwa Marta była teraz ze mną w lesie, a Dorota zabawiała się na salonach, ciesząc się ze swojego zwycięstwa.

Zniewolona | Osaczona #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz