Rozdział 20 [M]

132 12 16
                                    

Budzenie się obok Chanyeola zawsze będzie dla mnie najprzyjemniejszą rzeczą, jaka mogła mi się w życiu przytrafić. Otoczony silnymi ramionami swojego mężczyzny, czuję się bezpieczny, a przede wszystkim kochany, co dotychczas wydawało mi się istnieć tylko w hollywoodzkich filmach. Rzeczywistość sprawiała wrażenie zbyt trudnej do względnego wprowadzenia chociażby kilku romantycznych scen wyrwanych ze scenariuszy tamtejszych produkcji, a teraz mam wrażenie, jakby moje życie stało się filmem, do których płakałem w poduszkę, zostawiając na niej mokre ślady oraz resztki godności, gdy podczas oglądania towarzyszyli mi przyjaciele. Obecnie wszystko sprawia wrażenie idealnego, choć z małymi mankamentami, które mimo to nijak wpływają na jakość rozwijającej się fabuły, którą jest rzecz jasna moja codzienna podróż przez zbyt krótkie życie. 

Każdy poranek przy boku Chana wywołuje na moich ustach uśmiech, a wpatrywanie się w jego zaspane oblicze, dowodzi tylko prawdziwości jego egzystencji. Gdybym zamiast w włosów roztrzepanych na wszystkie strony świata, widział idealnie ułożoną fryzurę, rodem wyciągniętą z dram, a zamiast zachrypniętego głosu i chrząkania, by mógł pozbyć się suchości lub jakiejś niezidentyfikowanej guli w gardle, słyszałbym idealnie rozgrzany, niski głos, uznałbym wszystko to za piękny sen, bądź absurdalnie wyidealizowany obraz wyjęty z każdego romansidła, który usilnie próbowałbym wcisnąć w prawdziwy świat, co byłoby chorym posunięciem z mojej strony. 

Właśnie dzięki temu, że Chanyeol nie jest idealnym wzorem faceta, a nasz związek przechodzi swoje etapy w indywidualny sposób, mam wrażenie, że właściwie wszystko, co dzieje się w moim niemal dwudziestodwuletnim życiu, jest na swoim miejscu. Czuję się spełniony i szczęśliwy wiedząc, że znalazłem swoją bratnią duszę w sklepie muzycznym, tak naprawdę będąc jego cichym, nieporadnym stalkerem, który chyba nawet trzykrotnie zapomniał jego imienia, bo był tak oczarowany jego osobą. 

Dziś też nie umiem oderwać wzroku od jego oczu albo tatuaży, które dodają mu męskości, ale i jednocześnie uroku, gdy wiem jaki kryje się za nimi przekaz. Dzisiejszego poranka przesuwam opuszkami palców po napisie na żebrach pochrapującego Chanyeola, wtulonego twarzą w poduchę. 

Zastanawiam się, jak długo jeszcze będzie spał, skoro ustawił budzik na siódmą, który - sądząc po nieznacznym półmroku panującym w od wczoraj już naszej sypialni - dopiero zadzwoni. Mam więc trochę czasu, by w ciszy poobserwować swojego Adonisa w najspokojniejszym wydaniu. 

Poświęcam kilka minut na tulenie się do jego torsu oraz myślenie o tym, jak ułożyć plan dnia, który wreszcie mam wolny. Z zamkniętymi oczami napawam się ciepłem ciała drugiej osoby, nie mogąc nie dodać do listy rzeczy na dziś, kilku punktów dotyczących przytulasów, całusków, gilgotania czy wylegiwania się w milczeniu na środku naszego dużego łóżka. Niestety, czując w pewnym momencie ucisk w brzuchu, zwiastujący potrzebę skorzystania z toalety, jestem zmuszony wyplątać się z objęć Chana oraz kołdry. 

Znikam na kilka minut w łazience, doprowadzając się do stanu używalności pod każdym względem, nawet tym fizjologicznym, po czym wypachniony po użyciu ulubionych perfum Chana, wracam do łóżka. Wkradam się pod kołdrę niczym złodziej do ekskluzywnego domu, przy czym tak jak on próbuje niezauważony przemknąć obok groźnych psów, ja bez oddychania staram się nie wydać żadnego odgłosu lub nie zaszeleścić pościelą, co udaje mi się wykonać i już prawie kładę się wygodnie w tej samej pozycji co chwilę temu, ale jak zwykle, coś musi pójść nie po mojej myśli. 

— Co ty odwalasz z samego rana? — słyszę pytanie, które sprawia, że podskakuję na materacu oszołomiony. 

Obracam się w stronę rozbawionego, ale również zaspanego Chanyeola, trzymając kurczowo kołdrę. Uśmiecham się niewinnie, natomiast on przekręca się na plecy, obserwując mnie uważnie jednym okiem. 

My sweet soulmate | chanbaek [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz