Rozdział 2

206 20 47
                                    


Wchodzę do małego mieszkania, rzucając niedbale jeansową kurtkę na kanapę w salonie. Nie dbam o to czy się wygniecie czy nie, nigdy i tak jej nie prasuję. Idę do łazienki, gdzie myję dwukrotnie dłonie. Początkowo pod gorąca wodą, a potem w chłodnej, po czym ocieram je świeżym ręcznikiem i wychodzę z pomieszczenia. Decyduję się na to, by zrobić sobie coś do picia. Przy czekaniu na zagotowanie się wody, szykuję sobie kubek oraz saszetkę z owocową herbatką, a z czasem włączam losową piosenkę z playlisty na zły humor. Wsłuchując się w akordy akustycznej wersji Zombie od The Pretty Reckless, zalewam herbatę, myśląc przy tym co zamierzam dalej zrobić. Siadam na kanapie, przeglądając social media.

Jak co dzień zostawiam kilka, bądź kilkanaście serduszek pod zdjęciami. Wchodzę z ciekawości na konto sklepu muzycznego, szukając jakichkolwiek informacji o sprzedawcy, który zawrócił mi w głowie jakiś czas temu. Często przypomniałem sobie jego ciemne tęczówki, utkwione w mojej osobie, gdy kilkanaście tygodni wcześniej zderzyliśmy się między alejkami. Zagryzam momentalnie wargi na samo wspomnienie o widoku jego oczu oraz ust, pełnych i takich ponętnych. Podskakuję w miejscu, upuszczając telefon, gdy do moich uszu dochodzi donośne i niespodziewane pukanie do drzwi. Nieproszony gość wyrywa mnie z zamyślenia, a to nie jest mi na rękę, ponieważ wolę marzyć o sprzedawcy, a może z czasem i nie tylko marzyć, a fantazjować w niepoprawny sposób, aniżeli użerać się z jakimś namolnym domokrążcą.

Przez chwilę udaję, że nie ma mnie w domu jednak pukanie nie ustępuje. Wzdycham niezadowolony i podnoszę się z kanapy, idąc do drzwi. Otwieram je, przywdziewając sztuczny, serdeczny uśmiech, który musi niestety wyglądać karykaturalnie, gdyż nie potrafię udawać emocji czy też chować ich pod maskami. Patrzę na Kyungsoo który podnosi ręce, w których trzyma dwie duże siatki z zakupami i prycham cicho. Muszę przyznać, że domyślałem się wcześniej, że mnie odwiedzi. Wywnioskowałem to z naszej porannej rozmowy sms.

Zapraszam, a raczej on sam wprasza się do środka. Idzie do kuchni, swobodnie zarzucając ze stóp buty, jakby był u siebie w domu, natomiast ja wywracam oczami, zamykam drzwi, a po tym dołączam do niego, szykując drugi kubek. Sięgam naczynie z wizerunkiem pingwina, wrzucam niedbale torebkę tej samej herbaty, którą wcześniej sobie zrobiłem. Zalewam ją gorącą jeszcze wodą podczas, gdy Kyu wypakowuje zakupy w postaci dwóch paczek chipsów, dużej butelki coli i kilku paczek niezdrowych przekąsek. Pośród tego dostrzegam też pudełka z jedzeniem na wynos.

— Czy to jest...

— Tak — odpowiada z szerokim uśmiechem, gdy ledwo co podnoszę dłoń, by wskazać palcem na pudełko. Nie dał mi dokończyć, ale to nic, Kyu i tak wie, że nie będę obrażony. Za bardzo go kocham, a on zbyt dobrze mnie zna, byśmy mogli się w jakikolwiek sposób na siebie boczyć. — Mam nadzieję, że ci zasmakuje — mówi, chowając reklamówki do szuflady pod zlewem - tak gdzie trzymam wszystkie różne badziewia.

— Byłeś dzisiaj w kawiarni? — pytam, a on kiwa przecząco, co wprawia mnie w osłupienie. Kyungsoo nigdy nie odmawia sobie mrożonej herbaty w towarzystwie lustrującego go Jongina, na widok, którego jest w stanie się niekontrolowanie obślinić.

— Po tym, jak dowiedziałem się, że cię obraził i jeszcze później komentował twoje "rozdęte ego" oraz "kompleks braku bolca", stwierdziłem, że póki co wolę go nie widzieć. Zirytował mnie, bo tylko ja mam prawo cię obrażać, kurduplu — wyjaśnia, na koniec posyłając mi wesoły uśmieszek, który odwzajemniam. — Byłeś w sklepie muzycznym u twojego Adonisa? — patrzy na mnie uważnie.

— Nie miałem czasu, poza tym dziś mają zamknięte — odpowiadam, przypominając sobie o przebudowie sklepiku, o którym przeczytałem ostatnio w informacji na drzwiach. — Usycham...

My sweet soulmate | chanbaek [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz