Wodospady Wiktorii

11 1 1
                                    

Dzień 6

Tego ranka wstałem jeszcze bardziej obolały niż poprzedniego. Wszystko przez mały mecz wczorajszego wieczoru po sześciu godzinach w autokarze i trzech w samolocie. Ale według mnie warto było. Wracając do poranka to zanim Carlos wstał ja już byłem gotowy do wyjścia na śniadanie. Musiał więc się trochę pośpieszyć ale uwinął się w piętnaście minut. Gdy obaj byliśmy gotowi to tak jak zwykle zeszliśmy do restauracji na śniadanie ale tym razem nie musieliśmy się śpieszyć. Zjedliśmy w spokoju śniadanie a następnie udaliśmy się na miejsce zbiórki. Nie byliśmy tam pierwsi ale też nie ostatni. Po pięciu minutach wszyscy już zebrali się w holu więc mogliśmy ruszyć zobaczyć w końcu te słynne wodospady. Tym razem dla odmiany tę trasę mieliśmy pokonać na piechotę. Nie obyło się to bez zgrzytania zębów oraz słów niezadowolenia. Ale nasz przewodnik okazał się nieugięty i czy chcieliśmy czy też nie musieliśmy iść na piechotę.  Byłem z tego nawet zadowolony bo zawsze warto się trochę poruszać. Ale nie ukrywam że po wczorajszym meczu nogi dawały o sobie znać i ciężko się szło. Jednak nie było tak źle jak większość zakładała. Droga była w miarę prosta, słońce nie paliło aż tak mocno a nawet wiał słaby chłodny wiatr który pomagał w marszu. Po jakiejś godzinie zacząłem słyszeć jakiś szum co oznaczało że zbliżamy się do celu naszej pieszej wyprawy.
-Carlos słyszysz ten szum?
-No słyszę i wiem że to oznacza że się zbliżamy ale nogi powoli odnawiają mi posłuszeństwa.
-Ja też ledwo już idę. Wszystko przez wczorajszy mecz.
-Nie da się ukryć ale kto by się spodziewał że na następny dzień czeka nas piesza wycieczka.
-No nikt. Jednakże przyjemnie się grało.
-Fakt chyba nigdy nie zapomnę tej twojej decydującej bramki w samo okienko zza pola karnego po moim podaniu.
-Noo była przepiękna ale nie była by decydująca gdyby nie twój królewski hat-trik.
-Po twoich trzech doskonałych podaniach.
-Było ich więcej ale ty kilka zmarnowałeś.
-Nie grałem w piłkę od kwietnia zresztą ty też i było to widać na początku meczu.
-Dobra skończmy wypominanie swoich błędów. Bo po co? Ważne że wygraliśmy.
-Dobrze mówisz ale to ty zacząłeś.
-Przyznaje się a teraz nie wracajmy do tego co źle zrobiliśmy a do tego co dobrze.
-Nie ma sprawy. A teraz spójrz przed siebie bo chyba jesteśmy już naprawdę blisko.
Spojrzałem więc przed siebie i faktycznie byliśmy blisko tych wodospadów ponieważ w powietrzu unosiła się mgła która ograniczała trochę widoczność ale za to dawała ochłodę. Zwiększył się też szum wody ale teraz ten dźwięk był bliższy hukowi. Szliśmy w tej mgle przez dosłownie dwie minuty ale to wystarczyło abyśmy przemokli do suchej nitki. Na szczęście po chwili naszym oczom ukazały się Wodospady Wiktorii. I były ogromne a zarazem przepiękne. Ściana wody była wysoka na 90 metrów i długa na kilkadziesiąt metrów. Przez co te wodospady zostały naturalną granicą pomiędzy Zambią a Zimbabwe. Wszyscy obserwowali je z zapartym tchem oraz robili zdjęcia. Ja sam też strzeliłem kilka fotek na pamiątkę. Ciszę przerwał nasz przewodnik.
-Mam pewną propozycję dla osób które nie mają lęku wysokości i lubią adrenalinę. -Większość osób wymieniła zdziwione spojrzenia między sobą. - Widzicie tych ludzi którzy kąpią się tuż przy krawędzi? No to właśnie jest ta atrakcja. Kąpiel nad przepaścią kto jest chętny?-Teraz rozległy się szepty ale nikt się nie zgłosił poza mną i Carlosem. -Świetnie chodźcie ze mną. A wy poczekajcie na nas za pół godziny powinniśmy wrócić.
-Boisz się Carlos?
-Trochę ale żal nie skorzystać. A ty się boisz?
-Tak samo jak ty. Ale taka okazja nie powtórzy się raczej już nigdy.
-Pewnie tak.
Przy rzece stały przebieralnie gdzie założyliśmy kąpielówki a następnie wąskim mostkiem jeden za drugim ruszyliśmy do miejsca w którym mieliśmy się wykąpać. Gdy już dochodziliśmy do moich uszów dobiegł stłumiony przez wodę głos wołania o pomoc. Bez zastanowienia pobiegłem w kierunku krzyku ale to co ujrzałem zmroziło mi krew w żyłach. Jakiś człowiek trzymał się jedną ręką krawędzi skały a reszta jego ciała zwisała nad przepaścią. Jednak jakaś siła popchnęła mnie do działania i pomimo strachu wskoczyłem do wody i podpłynąłem jak najszybciej do tego człowieka. Następnie chwyciłem jego dłoń zaparłem się nogami i z całej siły pociągnąłem go w moim kierunku. Niestety nie miałem siły aby go wciągnąć ale znikąd koło mnie pojawił się Carlos i pomógł mi wyciągnąć mężczyznę z tej beznadziejnej sytuacji. Facet był zdyszany i miał parę zadrapań. Ale gdy odzyskał oddech to podziękował nam łamanym angielskim. Pomogliśmy mu jeszcze wejść na pomost gdzie czekał już na nas wściekły  przewodnik.
-Co wy sobie wyobrażacie? Uciekać bez słowa i wskakiwać do wody w tak niebezpiecznym miejscu.
-Ale proszę pana usłyszeliśmy wołanie o pomoc tego człowieka.
-Gdyby nie my to pewnie teraz leżałby plackiem 90 metrów pod nami.
-A więc to była sytuacja wyjątkowa. W takim razie postąpiliście słusznie. I bądźcie pewni że powiem o tym komu trzeba. A teraz chodźmy już do reszty bo wam już starczy adrenaliny na dzisiejszy dzień.
Wróciliśmy więc za przewodnikiem do pozostałych ale zanim ruszyliśmy dalej to pan  Eustachy (przewodnik) wykonał kilka telefonów. Gdy załatwił swoje sprawy poprowadził nas do parku nieopodal wodospadów. Był on na prawdę ładny. Panowała w nim cisza i spokój przerywana śpiewaniem ptaków oraz rykami zwierząt. Gdy z niego wyszliśmy to miło zaskoczyły nas stoiska z pamiątkami oraz kilka restauracji. Dostaliśmy w tym miejscu dwie godziny wolnego czasu co spokojnie starczyło aby się najeść do syta oraz kupić jakiś bezwartościowy upominek. Gdy dobiegała godzina 20 przyjechał po nas autokar i zabrał nas do hotelu. Ja i Carlos najszybciej jak mogliśmy położyliśmy się spać ponieważ już jutro mieliśmy być w Windhuku. Co oznaczało wczesną pobudkę oraz że nasza podróż dobiega końca. Z jednej strony trochę szkoda że to tak szybko zleciało ale z drugiej strony od września czeka nas nowa przygoda tym razem w Paryżu. I tak rozmyślając poszedłem spać.

Lwie Serce Opowieści z MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz