Napad na Bank

12 1 3
                                    

Sen tej nocy miałem bardzo płytki wystarczyła więc niewielka turbulencja przez którą się obudziłem. Spojrzałem zaspany na zegarek. Widniała na nim godzina za piętnaście siódma. Z pewnym wysiłkiem obliczyłem że do lądowania została jeszcze ponad godzina. Wstałem z miejsca i rozejrzałem się dookoła jednak każdy spał. Ruszyłem do toalety ciesząc się w duchu że miałem miejsce tuż przy przejściu a nie pomiędzy ludźmi lub co gorsza przy oknie. Bo oznaczało by to przeciskanie się koło nich przy okazji budząc nie jedną osobę. Gdy załatwiłem swoje potrzeby oraz przemyłem twarz niespodziewanie z mojej kieszeni wyleciał Herro.
-Dzień dobry Leon.
-Cześć Herro. Czemu się obudziłeś tak wcześnie?
-Bo chcę z tobą porozmawiać na osobności.
-O niech będzie. Wybrałeś niezbyt dobrą porę ale przynajmniej dobre miejsce gdzie nikt nas nie usłyszy.
-A to jest bardzo ważne. Jednak równie ważne jest to żebyś poznał resztę wiedzy którą mogę ci przekazać.
-Zamieniam się więc w słuch.
-Nie powiedziałem ci jeszcze jak używać specjalnej umiejętności. Musisz więc wtedy powiedzieć ,,Czas Łowów" i dzięki temu będziesz mógł widzieć ślady stóp, ścieżkę zapachową każdej osoby oraz zobaczysz nawet fale dźwiękowe.
-Przydatna umiejętność aby kogoś znaleźć lub wytropić. Ale ma pewne minusy. W dużym zagęszczeniu osób z łatwością zgubię trop. Chyba że będę miał przy sobie coś z zapachem osoby której szukam.
-Dobrze główkujesz. I mam do ciebie prośbę.
-Zrobię co w mojej mocy.
-Jestem strasznie głodny.
-A co najbardziej lubisz jeść. Masz jakieś swoje ulubione danie?
-Daniem bym tego nie nazwał ale przekąską.
-Co to takiego?
-Przepadam za oliwkami. Szczególnie tymi czarnymi.
-Skąd takie upodobanie?
-Mieszkałem w Grecji przez ładnych kilka lat. Było to ładnych parę wieków temu.
-Nie mów mi że twoim posiadaczem był Herkules (Herakles obie formy są poprawne).
-Tak się składa że był. Przeżyłem z nim wiele przygód które później stały się mitami.
-Jak tylko wylądujemy postaram się je kupić. Wolisz świeże czy marynowane?
-Zdecydowanie świeże marynata zabija ich smak.
-Dobrze przyjąłem. A teraz wskakuj do kieszeni bo za niedługo koniec lotu.
Wróciłem na miejsce bez żadnych problemów chociaż po drodze zauwarzyłem że kilka osób już wstało. Do końca lotu słuchałem muzyki a po lądowaniu od razu zacząłem wypatrywać sklepu w którym mógłbym kupić oliwki. Jednak na lotnisku nie było żadnego takowego. Wsiadłem więc z resztą do autokaru który zawiózł nas pod sam hotel. W trakcie jazdy obserwowałem okolice. I na pierwszy rzut oka widać było że jest to ogromna metropolia. Ponieważ nie zobaczyłem niczego poza zabudowaniami odkąd wyjechałem z lotniska. Ale na nim nie było lepiej bo widać było tylko typową roślinność śródziemnomorską. Od razu po przyjeździe poszliśmy na śniadanie i tak się złożyło że na szwedzkim stole znajdowały się oliwki. Nałożyłem więc ich kilka i w trakcie śniadania niepostrzeżenie dałem pare mojemu Kwamii. Już z pełnym brzuchem udaliśmy się do naszego pokoju gdzie mieliśmy się rozpakować. Była to też idealna okazja aby w końcu pogadać o tym co się wczoraj wydarzyło. I gdy tylko zamknęły się za mną drzwi z ukrycia wyleciało zarówno moje Kwamii jak i Carlosa.
-Teraz raczej jest bezpiecznie aby rozmawiać o wczorajszym dniu.
-No raczej tak.
-A więc poznaj moje Kwamii Crakka.-Gdy to mówił przed moimi oczami pojawiło się stworzonko przypominające krokodyla takiego samego koloru jak kostium Carlosa oraz niezwykle żółtymi oczami.
-To jest niby następca posiadaczy miraculum lwa?
-A co niby jest ze mną nie tak?
-No wiesz spodziewałem się kogoś wyższego.
-On taki jest czy po prostu mnie nie lubi?
-Taki już jest. Ale wytłumaczył mi wszystko jak należy.
-Wypraszam sobie mówienie o mnie jakbym nie istniał.
-Nikt o tym nie zapomniał.
-Mam nadzieję że to nie ulegnie zmianie. Bo uwielbiam być w centrum uwagi.
-Właśnie widzę. A teraz pozwól mi przedstawić Carlosowi moje Kwami Herro.
-Miło mi cię poznać.
-Ciebie również. A więc skoro formalności mamy za sobą to powiedz mi Leon jakie moce...
Urwał nagle ponieważ z budynku z naprzeciwka słychać było strzał.
-Później o tym pogadamy. Herro Lwia Skóra!
-Crakk Pokaż kły!
Będąc już po przemianie otworzyłem okno i wyskoczyłem przez nie a to samo zrobił Carlos będący o krok za mną. Posługując się moim kocim słuchem szybko zlokalizowałem skąd dochodził strzał. Był to bank a przed nim stała pusta ciężarówka więc nie trudno było to połączyć.
-To jest napad na bank.
-Jesteś tego pewny?
-W stu procentach.
Podbiegliśmy więc do drzwi a ja pierwszy zajrzałem do środka. Miałem racje w środku było pięciu zamaskowanych złodziei z bronią w ręku i pustymi torbami.
Jeden z nich stał przy kasie z pistoletem wcelowanym w bankiera który tłumaczył mu że teraz w bankach nie ma skarbca. Ale do zbira chyba to nie dochodziło i był coraz bliżej do pociągnięcia za spust.
-Postaraj się wytrącić broń tym dwóm z prawej strony. Ja zajmę się tymi dwoma z lewej. A następnie we dwóch uderzamy w ostatniego.
-Dobra ale jak ty masz zamiar to zrobić tymi cienkimi patykami?
-Zobaczysz.
Skupiłem się z całej siły i pomyślałem o biczu bo to on pierwszy przyszedł mi do myśli i o dziwo udało mi się zmienić kije w długi skórzany bicz. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Ja wytrąciłem z rąk pistolety zbirów po lewej stronie z niezwykłą łatwością i to samo zrobił Carlos z tymi po prawo. I tak jak w moim planie wymyślonym w kilka sekund we dwóch obezwładniliśmy przewudce gangu. A następnie używając ich własnych pasków z torb związaliśmy wszystkich wokół jednego z filarów. I jeszcze przed przyjazdem policji byliśmy spowrotem w pokoju hotelowym.
-Ale to była akcja!-Krzyknął Carlos tuż po przemianie.
-Wszystko poszło tak jak należy. A była to nasza pierwsza misja.
-Jestem pod dużym wrażeniem. Bo jeszcze nikomu z wcześniejszych posiadaczy nie udało się za pierwszym razem przemienić swojej broni.
-Właśnie miałem pytać jak to zrobiłeś?
-Moje miraculum posiada taką zdolność. A ja trochę przypadkowo z niej skorzystałem. Cała historia. Ale ty również dobrze sobie poradziłeś.
-Nie do końca bo jednak zraniłem jednego z nich.
-Fakt ale z taką bronią będzie się to zdarzać na początku. A ty Crakk czemu jesteś tak cicho?
-Bo... A nie interesuj się. Głodny jestem. Carlos dasz mi coś do zjedzenia?
-Tak już ci daje. I wyciągnął opakowanie ,,Śledzika na raz" a jego kwamii pochłonęło je w kilka sekund.
-Herro a ty nie jesteś głodny?
-Już trochę. Zabrałeś kilka oliwek które dałeś mi podczas śniadania?
-Tak trzymaj.
Gdy nasze kwamii się najadły nadszedł akurat czas na wyjście z pokoju na zbiórkę. Mój mały przyjaciel schował się w kieszeni mojej koszuli gdy wychodziliśmy. Na zbiórce przewodnik uświadomił nam że jest to ostatni dzień pobytu w afryce oraz powiedział w jakie miejsca pojedziemy. Najpierw na liście było muzeum. Ekspozycja była na prawdę ciekawa ale niestety osoba która nas po niej oprowadzała była strasznie nudna i chyba nie lubiła za bardzo ludzi. Po dwóch godzinach w nim pojechaliśmy na ulicę handlową. Było na niej mnóstwo stoisk z najróżniejszymi rzeczami od warzyw i ryb przez ubrania biżuterię na pamiątkach kończąc. Było też sporo restauracji barów i stoisk z jedzeniem. Dostaliśmy trzy godziny na zwiedzenie jej oraz na zjedzenie obiadu. Przed wejściem do restauracji kupiłem trzy rodzaje oliwek które sprzedawca zapakował w papierowe pojemniki. Następnie zamówiliśmy pizzę lecz w trakcie czekania na nią przyłączył się do nas nieoczekiwany gość. Był to Mistrz szkatułki.
-Widziałem waszą udaną akcje w banku. I jestem z was bardzo dumny że bez treningu tak dobrze sobie poradziliście.
-To ty cały czas nas śledzisz?
-Oczywiście że tak. Muszę was mieć na oku przynajmniej na razie.
-Carlos ja tu nie widzę problemu. Jeżeli chcemy być lepsi to spojrzenie kogoś mądrzejszego i bardziej doświadczonego się przyda.
-Mądrze powiedziane. Ale muszę już iść spotkamy się już w Polsce. Do widzenia.
I dosłownie zniknął na naszych oczach. Chwilę później przyszła pizza a spotkanie z mistrzem odpłynęło w niepamięć. Bo po co przejmować się czymś tak błahym gdy kończy się ten wyjazd. Trzeba cieszyć się chwilą. Po obiedzie chodziliśmy bez celu w tą i spowrotem po ulicy przyglądając się straganą i od czasu do czasu coś kupując. Później z grupą poszliśmy zobaczyć fontanny na największym placu w mieście a na sam koniec dnia spacerowaliśmy wybrzeżem przy świetle zachodzącego słońca. Gdy wrócilismy do hotelu było już ciemno i dosyć szybko położyliśmy się spać.

Lwie Serce Opowieści z MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz