Od mojego ostatniego niewątpliwie ekscytującego a zarazem mrożącego krew w żyłach spotkania z Laurą minęło kilkanaście dni. Podczas nich nie działo się nic ciekawekgo. Więc do mojego życia wdarła się rutyna. Od poniedziałku do piatku gdzie dwa treningi szermierki były najciekawszym zajęciem. Natomiast weekendy spędzałem patrolując miasto i oglądając filmy. Rutyna wkradła się też do pisania z Laurą ale z tym próbowałem walczyć wymyślając co chwila nowe tematy. Jednak to nie było to co rozmowa na żywo której bardzo brakowało mi przez te dni. Zaproponowałem jej spotkanie już tydzień po ostatnim ale przez natłok zajęć nie mogła się spotkać. Udało się jednak umówić na ten tydzień co trochę polepszyło mój chumor. A co do walk to nie było ich zbyt wiele i szybko radziliśmy sobie w czwórkę ze znanymi przeciwnikami. Tak w czwórkę bo w końcu Carlos pod postacią Krodylego kła był z nami na misji a nawet na więcej niż jednej. Relacje pomiędzy nami a bohaterami Paryża były całkiem dobre ale biedronka wolała trzymać się z czarnym kotem. Co w sumie nie dziwi mnie ani trochę bo znają się już długo. A co do Adriena aka czarny kot to nadal miałem dziwne wrażenie że są to dwie różne osoby ponieważ aż tak innaczej się zachowują. Jednak poszlaki wskazywały jasno na niego. Natomiast co do Ognistej łapy to odzyskał przez ten czas pełną sprawność i zaczął wchodzić w coraz dziwniejsze miejsca. Na przykład raz znalazłem go śpiącego w wannie albo innym razem wlazł na lodówkę. Jednak i tak dziwniejsze było to jaką więź z nim mam bo gdy wołam go to od razu przychodzi albo wiem kiedy jest głodny po samym jego zachowaniu. On natomiast jakby umie odczytać w jakim nastroju jestem. Gdy jestem szczęśliwy on bardzo chce się bawić jakby wiedział że mu nie odmówię natomiast gdy byłem smutny i leżałem w łóżku przyszedł do mnie i połorzył się przy moich dłoniach i zaczął je lizać. Bez wątpienia jest on wyjątkowym kotem i bardzo się cieszę że tamtej nocy usłyszałem jego miałczenie. Zapomniałem jeszcze dodać że do mojej nowej klasy wróciła jedna uczennica a mianowiciw Lila Rosi. Nasłuchałem się na jej temat wiele pozytywnych historii. Prawie wszyscy mówili jaka to ona nie jest wspaniała i mądra ile sławnych osób nie zna oraz gdzie to ona nie była. Jednak dwie osoby miały o niej inne zdanie. Adrien nie mówił o niej w takich superlatywach i podtrzymywał aby nie wierzyć we wszystko co ona mówi. Natomiast Marinette miała jeszcze gorsze mniemanie o niej. Powiedziała mi że jest mistrzynią kłamstw i manipulacji oraz żebym pod żadnym pozorem jej nie ufał ale nie chciała mi zdradzić swoich motywów. Oczywiście strasznie mnie to zaciekawiło i chciałem się dowiedzieć kto ma racje większość czy Marinette i Adrien. Osobiście bardziej ufałem tej dwójce i miałem nieodparte wrażenie że oboje wiedzą coś czego inni nie wiedzą. Dlatego postanowiłem przyjrzeć się bliżej Lili. Od pierwszego dnia przybycia jej do szkoły otaczały ją chmary ludzi. Była bardzo popularna ale w przeciwieństwie do Adriena cieszyła się rozpozowalnością. Przysłuchałem się też jej rozmowie z tymi ludźmi ale nie była ona zbyt interesująca przynajmniej dla mnie bo był to głównie jej monolog o tym co robiła w wakacje. Drugiego dnia sama podeszła do mnie i zaczęła rozmowę.
-Cześć Leon. Widziałam jak kręciłeś się wczoraj niedaleko mnie ale nie zdobyłeś się na rozmowę.
-A co cię skłoniło do rozmowy ze mną?
-No więc popytałam moich przyjaciół kim jesteś bo nigdy wcześniej cię nie widziałam.
-I co mówili takiego na mój temat?
-Naprzykład to jak pokonałeś Adriena i tą Kagami w pojedynkach. Oraz jak sam walczyłeś z zaakumizowaną osobą. Musiałeś być bardzo odważny żeby coś takiego zrobić.
-Imponuje ci tylko to co zrobiłem ale wcale mnie nie znasz. Przyglądałem się tobie i po tej rozmowie jestem pewny że Adrien i Marinette mają racje co do ciebie. Lubisz otaczać się ludźmi oraz mówić im to co chcą usłyszeć.
-Spostrzegawczy jesteś. I masz racje co do mnie ale pomyśl ludzie tego pragną. Przyłącz się do mnie bo z twoją inteligencją i z moimi manipulacjami moglibyśmy wiele zdziałać.
-Nie dziękuje. Wolę się w to nie mieszać.
-Nie to nie. Ale jak wejdziesz mi w drogę to cię zmiarzdżę.
-Nie mogę tego obiecać ale jak nasze drogi się skrzyżują to bądź pewna że będę trudnym przeciwnikiem.
-I viceversa.
Ta dziewczyna jest na prawdę groźna i będę musiał na nią uważać tak jak radziła Marinette. Ale cieszyłem się z tego że tak sprawnie uwinąłem się z poznaniem prawdy na jej temat. Bo gdybym tego nie zrobił mógłbym wpaść w jej kłamstwa i ciężko byłoby mi się z nich wyrwać. Ale mimo to nie przestałem jej obserwować bo ostrożności nigdy za wiele. A co do ostrożności to przydała mi się ona w trzecią sobotę września. Dzień zaczą się tak jak każdy inny ale po południu doszło do najcięższego starcia z super złoczyńcą jaki do tej pory mieliśmy. Pewna osoba została zaakumizowana w Lorda Voldemorta z bardzo prostym zamiarem podbić świat co nie udało się jego książkowemu odpowiednikowi. Czarny Pan miał moc zamieniania ludzi w śmierciożerców oraz dementorów a samochodów w olbrzymy. Potrafił też rzucać zwykłe bardzo potężne czary. Dlatego nic dziwnego że zanim się zoriętowałem co się dzieje to stworzył sobie całą armie i szturmem przejmował władze w mieście. Przemieniłem się szybko i ruszyłem na mu przeciw. Nie było to jednak takie latwe po wszędzie latały zaklęcia oraz fragmenty budynków a w powietrzu unosiła się gęsta mgła stworzona przez dementorów. Nie udało mi się więc daleko przedrzeć ale po niedługim czasie znalezłem trójkę pozostałych bohaterów siedzących bezradnie na jednym z dachów.
B,,Lwie serce jesteś w koncu. Przyda się nam twoja pomoc."
CK,,I to bardzo bo już zamarzam przez tą zimną mgłę."
-Wiecie gdzie jest Ten którego imienia nie wolno wynawiać?
KK,,Siedzi na wieży Eifla. Byłem tam ale nawet się do niego nie zbilżyłem przez tą jego armie."
-Aż tak źle jest?
CK,,Nie mamy jak atakować bo każdy oprócz olbrzymów atakuje na odegłość. Więc nasze bronie są bezużyteczne."
-Chyba mogę coś na to zaradzić.
B,,Serio?"
-Tak stworzę różdżki ale dam radę zrobić tylko dwie więc jedno z was je dostanie.
CK,,Może jeszcze jedna poleci z szczęśliwego trafu."
B,,Czarny Kocie mówiłam ci już przecież że tak to nie działa."
KK,,Ale zawsze warto spróbować."
B,,A niech wam będzie. Szczęśliwy traf! Nie wierzę różdżka."
CK,,HaHa jednak czasem tak to działa."
B,,Bardzo śmieszne."
-Teraz moja kolej.
Stworzyłem z moich broni dwie różdżki i jedną z nich dałem czarnemu kotu.
KK,,A co ze mną?"
-Spokojnie mam plan.
B,,Jaki?"
-Ty Krokodyli Kle razem z Czarnym kotem uderzycie w ich główne siły odciagając ich uwagę. Natomiast ja z biedronką zakradniemy się do Czarnego Pana.
KK,,Jak mam z nimi walczyć skoro nie mam różdżki?"
-Nie będziesz walczył ze śmierciożercami tylko z olbrzymami. Twoja broń idealnie nadaje się do tego.
KK,,No dobrze coś w tym jest."
CK,,Nie ma na co czekać. Ruszajmy!"
KK,,Masz racje. Ale chwila czemu zrobiło się tu tak dziwnie zimno?"
-Dementorzy...
Ale zanim powiedziałem coś więcej przyleciało do nas ich stado i zaczęło pochłaniać z nas szczęście. Czułem przenikające zimno ale nie mogę się teraz poddać. Myśl Leon o szczęśliwych wspomnieniach. Może podróż do Afryki o której zawsze mażyłem.
-Ekspekto Patronum!
Nie stworzyłem jednak cielesnego patronusa a zaledwie cięką tarczę która dała mi chwilę odpoczynku ale nie na długo bo została złamana i znowu dementor zaczął wysysać ze mnie szczęście. Jakie szczęśliwe wspomnienie przywołać? Może otrzymanie miracula? Zagłębiłem się we wspomnienie i zawołałem Ekspekto Patronum! Ale również tym razem pojawiła się tylko mglista tarcza która jeszcze szybciej znikła. Obejrzałem się na pozostałych. Każde z nich jeszcze walczyło ale byli coraz słabsi. Nie mogę ich stracić! I co będzie z Laurą jak nie ocalejemy? Przywołałem w sobie wspomnienie jej twarzy i pogrążyłem się w nim a później trzeci raz zawołałem Ekspekto Patronum! I tym razem zadziałało z mojej różdżki wyleciał wielki niebieski lew który przepędził dementorów. A gdy spełnił swoje zadanie rozpłynał się w powietrzu.
B,,Uratowałeś nam życie."
CK,,To był piękny czar jak ci się to udało? Sam próbowałem ale nawet tej tarczy nie umiałem wyczarować."
KK,,Nie mamy teraz na to czasu biedronce zostało mało czasu do przemiany."
-Masz racje chodźmy.
Rozdzieliliśmy się na dwa duety i pognaliśmy do walki. Pierwsi zaatakowali Czarny Kot i Krokodyli kieł tak jak zakładał mój plan. Ściągneli tym swoją uwagę wszystkich przemienionych czym pozwolili nam przekraść się niepostrzeżenie do wieży Eiffla. Czekał tam na nas Czarny Pan wraz z Nagini.
LV,,Widzę że w końcu przyszliście się ze mną zmieżyć. Ale nie macie ze mną szans głupcy."
Rozpoczeła się wymiana ciosów. Różno kolorowe czary latały w dwie strony. Ale walka była okropnie ciężka. Biedronka walczyła na dwa fronty bo to ją upodobała sobie Nagini. Gdy czułem że przegramy bo staliśmy już pod samą ścianą wpadłem na pomysł aby zabić węża. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Zmieniłem moją różdżkę w miecz Godryka Gryfindora i po widowiskowym salcie w przód skróciłem węża o głowę. Spowodowało to wytrącenie Czarnego Pana z równowagi bo odczuł ten cios co wykożystała Biedronka trafiając go Exspeliarmusem i zdobywając jego różdżkę. I tak skończyła się walka biedronka przełamała jego broń na pół i zlapała akumę a następnie użyła szczęśliwego trafu. Złoczyńcą okazał się mały chłopiec który tyle naoglądał się Harrego Pottera że chciał dokonać czegoś co nie udało się Lordowi Voldemortowi. Co wykorzystał Waładca Ciem. Po upomnieniu chłopca żeby nie dał się tak latwo zdenerwować przybyli do nas Krokodyli Kieł i Czarny kot.
KK,,Zdążyliście go pokonać dosłownie w ostatniej chwili. Bo zostaliśmy otoczeni. Ale przed tym nieźle daliśmy im popalić."
B,,Wszystko to zasługa Lwiego Serca."
-Nie prawda bez was nie udałoby się to. Tworzymy niesamowitą dróżynę i każdy jest w niej ważny.
CK,,Dobrze powiedziane. A teraz będę leciał bo kończy mi się czas do przemiany."
B,,Ja tak samo do zobaczenia wkrótce."
Ja z Carlosem jeszcze trochę zostaliśmy i pogadaliśmy na szczycie wieży bo ostatnio mieliśmy na to mało okazji. Później wróciliśmy do domów. Podczas rozmowy z Laurą dowiedziałem się że była daleko od tej rozruby i nic jej się nie stało. Szkoda że nie mogłem jej powiedzieć że to ona uratowała mnie i cały Paryż przed panowaniem Czarnego Pana. No może nie osobiście ale pośrednio. Może kiedyś się o tym dowie. Ale w tamtym momencie uświadomiłem sobie że dzisiejszy przeciwnik nie był przypadkowy. Drugi cytat właśnie się spełnił podczas tej walki. Czemu tak szybko są one wypełniane? Fakt trochę zapomniałem o tym śnie przez te dwa tygodnie ale to nie zmienia faktu że pozostał tylko hobbit. Niby nie wiem kiedy i jak ten cytat się wypełni ale pewne jest to że w końcu to nastąpi i co będzie po tym? Z tymi pytaniami na które nie znałem odpowiedzi poszedłem spać.
CZYTASZ
Lwie Serce Opowieści z Miraculum
FanfictionLwie Serce to opowieść o przygodach Leona rudowłosego nastolatka, który podczas podróży do Afryki dostaje Miraculum. aby mógł wypełnić przepowiednie. A następnie przyjeżdża do Paryża. gdzie dzieje się większość akcji. Chcesz się przekonać jak namie...