Rozdział VI

466 53 5
                                    


- Nie łam się, Ciel. - powiedział Sebastian, gdy po mojej porażce wracaliśmy do domu.

Podczas gdy samochód nieśpiesznie przemierzał ulice, ja obserwowałem krajobraz za oknem, Londyn całkowicie inny od tego, w jakim przyszło mi wcześniej żyć. Ciężko było póki co stwierdzić, która wersja była gorsza czy lepsza, jednak teraz moje ukochane miasto było znacznie bardziej wrogie i obce. Kto wie, być może, gdy odkryję uroki współczesności, przypadnie mi do gustu, lecz obecnie jedyne czego chciałem to miasta, w którym dorastałem.

- Nie łamię. - skłamałem płynnie.

Byłem całkowicie załamanym moim tragicznym przeżyciem. Co miałem zrobić? Gdy znalazłem się w tym wieku, myślałem, że kwestia udowodnienia mojego istnienia, a potem powrotu do moich czasów, będzie łatwa. Tymczasem sam zacząłem się zastanawiać, kim w ogóle jestem i co tu robię, goniąc za życiem, które wydawało się nie istnieć.
Widząc wyraz twarzy i aurę, jaka mnie otaczała, Sebastian westchnął. Na kilometr widać było, że moje zaprzeczenie nie było szczere.

- Wygląda na to, że jednak trochę u mnie zostaniesz. Trzeba ci kupić jakieś ubrania. - mówiąc to, spojrzał na postarzały zegarek na swoim nadgarstku. - Pobliska galeria będzie jeszcze czynna.

- Nie chcę. - odparłem, bo ostatnie co miałem teraz w głowie to kupowanie jakichś współczesnych szmat.

- Mało mnie obchodzi, czego chcesz.

***

- Wygląda wybitnie niepokojąco. - orzekłem, widząc wnętrze centra handlowego.

Szedłem grzecznie blisko Sebastiana, rozglądając się przy tym wokół. Oprócz ogromnej skali budynku, zaciekawił mnie również jego wystrój. Wszystko było takie niestandardowe, utrzymane w większości w kolorze nieskazitelnej bieli. Zapewne miało to sprawiać wrażenie elegancji, jednak dla mnie było to co najwyżej rażące po oczach. Znacznie lepiej odnalazłbym się w otoczeniu złota, srebra i czerwieni, jaka kiedyś często gościła u arystokracji.

- Być może, ale to nic groźnego. Jeśli źle się tu czujesz, szybko zrobimy zakupy i wracamy do domu. - zaoferował, na co potrząsnąłem głową.

- Nie, jest w porządku.

Nie było mi tu zbyt miło, ponieważ wszystko było nowe, a rzeczy nowych miałem w ostatnim czasie dosyć. Zdecydowanie zbyt duża ilość nieznanych dotąd bodźców mnie irytowała. Galeria natomiast oprócz budownictwa zaskoczyła również ilością zapachów i kolorów. Z witryn, które mijaliśmy, zerkały na nas błyszczące manekiny odziane w modne kreacje, zachęcając do wejścia. Oprócz ubrań, na pomysłowych wystawach dostrzec można było również biżuterię czy elektronikę, w tym te prostokątne pudełka, których uśpione ekrany błyszczały czernią.

- Słodko pachnie. - stwierdziłem po chwili, gdy do moich nozdrzy wdarła się przyjemna woń.

Galeria była przepełniona najróżniejszymi aromatami, od zapachów nowości, jaka biła ze sklepów odzieżowych, aż po woń perfum czy zwierząt, jaka unosiła się w okolicy sklepu zoologicznego.

- Hm? - Sebastian zwrócił uwagę na zapach powietrza i rozejrzał się wokół. - Pewnie Starbucks, ale to słaba kawiarnia. Jeśli będziesz chciał potem pójść na ciastko, znam lepsze miejsce.

Jak to miał w zwyczaju objął mnie ramieniem, a po chwili weszliśmy do jednej z odzieżówek. Od razu zauważyłem znaczną różnicę w ubraniach w tym miejscu, a tymi, jakie zwykłem nosić, gdy jeszcze zajmowałem w społeczeństwie znaczącą pozycję.

- Nie mógłbym zaopatrzyć się w koszule? To jest... - zacząłem, biorąc z wieszaka jedną z koszulek z jakimś niecodziennym nadrukiem. - Dziwne. Zdecydowanie wolałbym coś bardziej uroczystego.

- Świat się zmienia, Ciel. Trzeba za nim podążać, żeby nie zostać w tyle. - odwiesił koszulkę i złapał mnie za rękę, prowadząc w głąb sklepu. - Wiem, że kiedyś tam byłeś hrabią i nosiłeś się bardzo uroczyście, ale byłeś. To czas przeszły. Musisz się stopniowo przyzwyczajać do tego, co jest teraz.

- Sam nie wiem. Nie jestem do tego przekonany. - powiedziałem, dając mu się jednak prowadzić.

- Więc może zróbmy tak. - stanął przy jednym z wieszaków. - Jeśli nie będziesz mógł się zdecydować, to ja wybiorę ci ubrania. Zaufaj mi, obiecuję, że będziesz wyglądał dobrze.

- Pozostaje mi zdać się na twój gust. - stwierdziłem niezadowolony, jednak było to lepsze niż samotna próba wybrania jakiejkolwiek z tych szmat.

Nic nie wydawałoby się na tyle dobre, abym mógł to ubrać. Opcja, w której on wybierałby strój była o tyle dobra, że nie zaprzątałbym sobie głowy pytaniami, czy wszystko do siebie pasuje i co byłoby lepsze, gdyby wybierać z dwojga złego.
Obserwowałem, jak mój towarzysz szpera po wieszakach, co jakiś czas zerkając na mnie w niemej ocenie, jak będę wyglądał w upatrzonych przez niego ciuchach. Ja tymczasem stałem obok z rękami skrzyżowanymi na piersi, co było niemym pośpiechem oraz pokazaniem, jak bardzo mi się tutaj nie podoba.

- I jak, wybrałeś? - zapytałem, gdy po jakiejś pół godzinie skończył przeglądać ubrania. Nareszcie.

- Wybrałem, ale musisz przymierzyć, zanim kupimy.

- Nie przymierzę na raz tylu rzeczy, dopiero w domu będę karał swój wzrok oglądaniem się w tym czymś. - skrzywiłem się na samą myśl.

- Nie kupimy, jeśli nie będziemy wiedzieć, czy pasuje. - Sebastian bez patrzenia na protesty pociągnął mnie do przebieralni, gdzie zostałem skazany na przymierzenie każdego ubrania, nawet piżam, tak mi przynajmniej nakazał.

Niestety już na starcie zaczęły się problemy spowodowane niesfornym suwakiem bluzy, który był dla mnie nie lada wyzwaniem. W końcu do niedawna nie umiałem nawet zdjąć z siebie koszuli czy spodni, a teraz musiałem uporać się z czymś takim.

- Sebastianie, pomóż. - zażądałem, wiedząc, że jest tuż obok.

Już po chwili znalazł się w przebieralni i domyślając się, o co chodzi, schylił się i zapiął suwak.

- Gorzej niż z dzieckiem. - mruknął, za co klasycznie trzepnąłem go lekko w głowę.

- Nie każdy jest tak zdolny jak ty, Einsteinie.

- W najbliższym czasie nad tym popracujemy. Zginiesz bez tak podstawowych umiejętności, paniczu. - powiedział, nawiązując do moich opowieści, a na dźwięk tego słowa niemalże ujrzałem przed sobą odziane w białe rękawiczki dłonie, które z gracją operowały guzikami.

Delikatny, nieco przebiegły uśmiech na ciemnych ustach, oczy mieniące się od niesfornych iskierek i słowo ''paniczu'', wypowiadane z niezwykłym oddaniem, nieraz kpiną. Poczułem się, jakby stał przede mną do czasu, gdy Sebastian nie wyprowadził mnie ze swoistego transu, znów rzucając irytującą uwagę na temat moich sznurówek.

***

- Możemy iść na ciastko, byłeś bardzo grzeczny. - pochwalił mnie, kiedy opuściliśmy sklep.

Byliśmy obciążeni trzema dodatkowymi reklamówkami z ubraniami, jakie zakupiliśmy po moim marudzeniu. Sebastian wziął dwie z nich, ja musiałem wziąć trzecią, żebym przyzwyczajał się do obowiązków. Stwierdził, że nikt wokół mnie skakać nie będzie. Nie w tej rzeczywistości.

- Tak, ciastko jest dobrym pomysłem.

Byłem zmęczony, mimo że nie robiliśmy nic konkretnego. Przymierzanie okazało się wbrew pozorom wyczerpujące, szczególnie w tak jaskrawym i nasyconym zapachami miejscu. Od tego wszystkiego zaczynało mi się powoli kręcić w głowie. Samopoczucie poprawiło się dopiero wtedy, gdy usiedliśmy przy jednym ze stolików, a ja dostałem lody, które wybrałem zamiast ciastka. Sebastian zadowolił się za kawą, która była, z tego, co zauważyłem, dość ważnym elementem jego życia.
Stolik nie znajdował się we wnętrzu lokalu, ale w części ogólnej, zaraz obok przeszklonej barierki. Dzięki niej mogłem oglądać ludzi tłocznie zebranych w dole, wchodzących i wychodzących z poszczególnych sklepów. Jedni wydawali się w pośpiechu przemykać między lokalami i osobami wokół, inni za to leniwie, wraz ze znajomymi czy rodziną, chodzili załatwiać kolejne sprawunki. Galeria przypominała wielkie mrowisko.

- Boli, umieram. - jęknąłem, łapiąc się za głowę, gdy zjadłem za dużo lodów, a co za tym idzie coś ścisnęło mi mózg.

- Przykro mi, ale na swój koniec musisz jeszcze poczekać. - odparł Sebastian, niespiesznie mieszając kawę.

Spokój był cechą, jaką dzielił ze swoją XI-wieczną wersją. Niezachwiane opanowanie, jakim wykazywał się mój demon, emanowało też z tego Sebastiana, którego mało rzeczy ruszało. Chociaż mojego demona też dało się zirytować, a skoro ten obecny był jedynie człowiekiem, zapewne i on ulegnie. Bardzo prawdopodobne, że z mojego powodu.

- Po lodach pójdziemy do domu. - standardowo zarządziłem, zamiast zapytać.

Już nie czułem się panem mojego życia, lecz mózg w pełni tego nie pojął. Nie sądziłem, że w najbliższym czasie zdołam zmienić to przyzwyczajenie. Sebastian nie wydawał się tym jednak bardzo zirytowany. Być może i on wiedział, że nie ma nic silniejszego niż nawyk, albo myślał, że to pozwala czuć mi się odrobinę lepiej, tak jakbym wciąż miał coś do powiedzenia. Jakbym nie został zupełnie bezbronny. Może podobne odzywki faktycznie były pewną ulgą. 

- Pójdziemy. - odparł łagodnie, rozkoszując się kawą. 

Wewnętrznie czułem że nieczęsto pije taką z kawiarni, więc skinąłem głową i skupiłem się na swoim deserze, milknąc. W obecności tamtego Sebastiana często milczałem. Zanurzałem się w myślach, knułem, spiskowałem, na nowo przeżywałem chwile żałoby czy triumfu z obojętnym wyrazem twarzy. A on stał obok mnie niczym cień, również zamyślony, być może też wspominający. Wpatrzony w tył mojej głowy, wyobrażając sobie słodki dzień, kiedy mnie pożre. Nieraz czułem tam jego świdrujące spojrzenie, czułem jak oblizuje usta, wyobraża sobie smak mojej duszy...
Spojrzałem na Sebastiana przede mną, który właśnie oblał się kawą i klnąc na czym świat stoi, próbował ratować się serwetką. Z nim było jak z Londynem. Na razie jeszcze nie potrafiłem wyrokować, który jest lepszy, ale cieszyłem się, że on nie mierzy mnie tym przerażającym wzrokiem kiedy myśli że o tym nie wiem. 

CZAS PRZESZŁY || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz