Rozdział VII

390 52 24
                                    


- Co chcesz na kolację? - zapytał Sebastian, błądząc ze mną w sklepowych alejkach.

Dostałem bojowe zadanie pchania koszyka, podczas gdy on wybierał potrzebne produkty. Obecnie żywność była opakowana kolorowo i z pomysłem, nie mówiąc nawet o dostępności najróżniejszych potraw, również tych typowych dla innych krajów. Nawet ludzie z najniższych klas społecznych mogli spożywać dania z różnych zakątków świata w dość przystępnych cenach.

- Coś słodkiego. - odparłem, przez co zostałem zignorowany. Sebastian wybrał jakiś makaron z sosem, na co przewróciłem oczami. - Nie pytaj, skoro nie słuchasz.

- Dobrze wiesz, jakie jest moje zdanie na temat słodyczy. - weszliśmy w alejkę z herbatami. Wziął pudełko Earl Greya i pokazał mi, lekko nim potrząsając jak jakimiś smaczkami dla psa wprost przed jego nosem. - Chcesz?

- To coś, co nawet nie stało obok prawdziwej herbaty? - oparłem głowę na dłoni. - Podziękuję.

- Widzę, że jak zawsze wybredny. - wrzucił herbatę do koszyka, znów mnie nie słuchając. Był chyba fanem stwierdzenia, że dzieci i ryby głosu nie mają. - Cóż, odzwyczaimy cię.

- Dobra herbata to nie majątek, Sebastianie. - stwierdziłem naburmuszony, idąc za nim krok w krok. Wziął jeszcze herbatę o smaku karmelowym, co mogło być dobrym wynalazkiem, lecz nie wydawało mi się, aby to tym bardziej stało obok prawdziwej herbaty.

- Dobrze, możemy zrobić inaczej. Ty wybierz. Kupujemy lepszą herbatę lub możesz wziąć sobie coś słodkiego.

Schował do kieszeni listę zakupów ze skreślonymi wszystkimi punktami. Ja tymczasem zacząłem się gorączkowo zastanawiać, rozważając wszystkie za i przeciw. Dobra herbata albo coś słodkiego. Piekielnie trudny wybór.

- Niech będzie coś słodkiego. - zdecydowałem, na co Sebastian zaprowadził mnie w alejkę ze słodyczami.

One też się zmieniły. Kolorowe i błyszczące opakowania kusiły, dopiero stawiając mnie przed naprawdę trudnym wyborem. Ciastka czy żelki? A może kolorowe cukierki? Pewnie porównywanie ich ze słodyczami serwowanymi przez mojego kamerdynera nawet nie miałoby sensu, jednak w obecnej sytuacji nie mogę narzekać.

- No no, decyduj się. - pośpieszył, również opierając się o koszyk.

- Co to? - zapytałem po chwili, biorąc opakowanie z jakimiś puszystymi, białymi kształtami w środku.

- Pianki. Bardzo dobre, szczególnie po podgrzaniu. Możemy wziąć, jeśli chcesz.

- Chcę. - mruknąłem, wrzucając przedmiot do koszyka. Gdy już mieliśmy wychodzić z tego działu, moją uwagę przykuła jeszcze jedna rzecz. - A to co?

Wziąłem czekoladowe jajko owinięte kolorowym, błyszczącym papierkiem. Wydawało się, jakby w środku coś było. Wydawało dziwny dźwięk przy potrząsaniu.

- Jajko niespodzianka, w środku są jakieś zabawki. Chcesz? - zapytał, a ja chwilę przyglądałem się przedmiotowi, potem wsadzając je do koszyka. Sprawdzę, jak to dokładnie wygląda, brzmi jak pomysł, który przydałby się Funtomowi.

- Chcę.

Później skierowaliśmy się do kasy, gdzie zaciekawiła mnie kolejna rzecz. Mianowicie znajdywały się tam mini stoiska z różnymi gumami i żelkami, a wśród nich coś, co wyglądało zgoła inaczej.
Podczas gdy Sebastian wykładał na taśmę zakupy, ja sięgnąłem po kwadratowe pudełeczko z rysunkiem truskawki. Jakieś cukierki czy coś?

- Co to? - zapytałem, pokazując mu rzecz.

Gdy zwrócił na mnie uwagę, mimowolnie parsknął śmiechem z niewiadomych dla mnie powodów.

- Coś jeszcze raczej nie dla ciebie. - wziął ode mnie pudełeczko i odłożył na miejsce.

- Ale stoi koło cukierków. - powiedziałem, lekko przekręcając głowę niczym małe, ciekawskie dziecko.

- Chyba będę musiał pomyśleć o lekcjach WDŻ. - zachichotał, wracając do wykładania zakupów.

Dobry humor utrzymywał mu się nawet wtedy, gdy wracaliśmy do domu. Zapadł już zmrok, zapaliły się latarnie, ulice były wilgotne od deszczu, który niedawno spadł. Niezwykły klimat. Podczas drogi zajmowałem się jednak czymś innym niż obserwowanie widoków, a mianowicie tym tajemniczym jajkiem niespodzianką. Po odwinięciu papierka zastałem naprawdę dobrą, mleczno-białą czekoladą. W jajku czekała za to żółta kapsułka z zabawką, o której mówił Sebastian.
Gdy udało mi się ją otworzyć, w środku zastałem figurkę szarego królika w niebieskim ubranku. Przez dłuższą chwilę przypatrywałem się zwierzątku, które również patrzyło na mnie swoimi czarnymi, koralikowymi oczami. Króliczek niemalże taki jak te firmy Funtom.

***

Wieczorem, tak jak ostatnio nachyliłem się nad wanną, czując dłoń Sebastiana w moich włosach i przyjemnie ciepłą wodę spływającą po przydługich kosmykach. Jeszcze nie miałem wprawy w spłukiwaniu piany z włosów, przez co byłem skazany na pomoc Sebastiana.

- Odmaluj sobie paznokcie, potwornie niechlujnie to wygląda. - zwróciłem mu uwagę, widząc, że lakier zaczął się zdzierać.

- Odmaluję, pedancie. - mruknął, zarzucając mi ręcznik na głowę.

Po zmaltretowaniu biednych włosów ręcznikiem, wziął suszarkę i dosuszył je, narażając mnie na nieznośny hałas. Na końcu rozczesał, przywracając do poprzedniego stanu.
To były chwile, w których niemalże czułem obecność kamerdynera. Mój demon, który ubierał mnie, mył, czesał... Tak bardzo przywykłem do tej rutyny, że drobne akty takie jak ten przywoływały masę wspomnień. Na chwilę przenosiłem się do mojej rezydencji, za którą tęskniło moje serce, nawet jeśli była pełna bólu, rozpaczy i mrocznej aury demona kroczącego u mego boku.

- Mogę się położyć? - zapytałem, gdy Sebastian wywiesił ręcznik do wyschnięcia.

- Zjemy kolację i możesz iść spać. - odparł, wyprowadzając mnie z łazienki.

Udałem się posłusznie za nim, po drodze mierząc wzrokiem jego mieszkanie. Jak zawsze niezbyt bogato i nieco klaustrofobiczne, a mimo to w miarę przytulnie. Typowe mieszkanie bez żadnych rewelacji, do którego zacząłem się stopniowo przyzwyczajać.
Nawet w kuchni, w której po chwili się znaleźliśmy, nie było tak źle, jak mi się na początku wydawało. Była duża lodówka, dość stare, ale ładne szafki i blat, na którym przysiadłem, gdy on robił kolację. Po chwili oderwał się od tej czynności i spojrzał na mnie, jakby sobie coś przypomniał. Sięgnął do jednej z szuflad i wyjął z niej opakowanie pianek, po czym otworzył je i wyjął jedną, nabijając na widelec. Następnie włączył drugi palnik gazowy i zaczął opiekać nad nim piankę do momentu, aż nie nabrała karmelowego koloru. Potem podmuchał piankę i podsunął mi pod usta.

- Szamaj. - powiedział z uśmiechem, a ja jedynie lekko się skrzywiłem, słysząc tak potoczny język.

Mimo to ugryzłem kawałek rozpływającej się w ustach pianki, czując aksamitny, słodki smak. W tym momencie wydało mi się, że to najlepszy wynalazek spośród wszystkich obecnych słodyczy, mimo że nie próbowałem ich zbyt wiele.

- Dobre. - mruknąłem z mimowolnym, delikatnym uśmiechem.

- Cieszę się. - podał mi widelec, abym dojadł piankę. - Resztę dostaniesz jutro, wolę cię na noc nie karmić cukrem.

Wrócił do kolacji, podczas gdy ja niespiesznie dojadałem ten biały obłoczek. Potem udaliśmy się do salonu, a Sebastian zgarnął ze stołu notatki. Uczył się na studia, na które jednak nie chodził przez te dni, gdy u niego byłem. Skoro jednak uczęszczał na uniwersytet i mieszkał sam, zapewne musiał gdzieś pracować. Dopiero teraz doszło do mnie, że pieniądze przecież nie biorą się z nieba.

- Sebastianie, pracujesz gdzieś? - zagadnąłem, siadając przy dość starym, nieco porysowanym stole.

- Pracuję. - potwierdził krótko, zajmując miejsce obok mnie.

- Gdzie? I czemu przez ostatnie dni nie byłeś w pracy?

- W restauracji, jestem kelnerem. Wziąłem sobie trochę wolnego przed egzaminami. - mówiąc to, oparł głowę na dłoni, szperając widelcem w swoim talerzu.

- A czemu nie chodzisz na studia? - pytałem dalej, dodając po chwili: - Nie baw się jedzeniem.

- Mam studia zaoczne. Chodzę na nie tylko w weekendy, i to nie wszystkie. - mówiąc to, umazał mi nos sosem, w bezczelnym proteście na moją uwagę.

Prychnąłem niezadowolony, ścierając sos z twarzy.

- Rozumiem. Kiedy wracasz do pracy?

Zastanowił się, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, że przecież kiedyś musi znów do niej iść.

- Dzisiaj mamy niedzielę, prawda? - zapytał, na co twierdząco kiwnąłem głową. - W takim razie już jutro.

Zirytowałem się tym, że nie zostałem poinformowany. Bądź co bądź był to ważny fakt, o którym wolałem być wcześniej uprzedzony.

- A co ze mną? - zapytałem, wiedząc, że zapewne nie zechce zostawić mnie samego w mieszkaniu.

Jak na zawołanie zostałem obdarzony spojrzeniem zamyślonych, czerwonych tęczówek. Wydawało się, jakby Sebastian gdybał nad tym, ile szkód mogę wyrządzić podczas spędzonego samotnie dnia. Biorąc pod uwagę, jak mało zaznajomiony byłem z tym światem, mogło się wydarzyć wiele rzeczy. W razie czego nie wezwałbym nawet policji czy pogotowia, bo brunet naukę korzystania z telefonu zostawił na później.

- Wygląda na to, że będziesz musiał pójść ze mną. - stwierdził z krzywym uśmiechem.

***

Leżąc wieczorem w łóżku, obserwowałem figurkę królika ustawioną na szafce nocnej. W pokoju było cicho, ale jasno, co było zasługą księżyca w pełni. Mimo zmęczenia nie potrafiłem zmrużyć oka, jakby w obawie przed jutrzejszym dniem, gdy to wraz z Sebastianem miałem udać się do jego pracy.
Powoli wchodziłem w tę rzeczywistość, zaznajamiając się z nią. Wzbraniałem się jednak przed tym, aby zbytnio się tu nie zadomowić. Szybko zaczęły ścigać mnie myśli takie jak chociażby ta, czy mój demon mnie szuka. Czy goni za swoim pożywieniem? Czy zastanawia się, gdzie jest obecnie jego kontrahent? Czy jego mały panicz się nie boi? Czy nie cierpi? Nie, zapewne tak nie myśli. To demon, który oczekuje jedynie dopełnienia kontraktu.
Westchnąłem cicho i wziąłem z półki figurkę królika, obserwując ją w lśniącym blasku księżyca. Dlaczego tak bardzo chcę wrócić do tego demona?

CZAS PRZESZŁY || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz