Gdy weszliśmy do biblioteki, do moich nozdrzy wdarł się urzekający zapach książek. Była to głównie woń starych dzieł, stworzonych i oprawionych lata temu, spoczywających w spokoju na bibliotecznych regałach. Tego potrzebowaliśmy, aby udowodnić prawdziwość moich słów i być może znaleźć sposób na powrót do mojej rzeczywistości. Mimo życzliwości Sebastiana czułem, że obaj pragniemy powrotu starej codzienności. Jego beze mnie przy swoim boku, a mojej z demonicznym lokajem kroczącym wiernie obok.
- Czego dokładnie szukamy? - zapytał, kiedy po poproszeniu serdecznej bibliotekarki o dostęp do archiwów, znaleźliśmy się w pomieszczeniu zawalonym dokumentami.
- Drzew genealogicznych rodzin mieszkających kiedyś w Londynie, wykazu firm istniejących w XIX-wieku, z chęcią przejrzałbym również zdjęcia z tamtego okresu. Uczestniczyłem w wielu imprezach i miastowych festiwalach, więc kto wie, może zostałem na którymś uwieczniony. - odparłem, biorąc się za szperanie w papierach.
Michaelis poszedł moim śladem i również rozpoczął mozolne poszukiwania jakiejkolwiek wzmianki o mojej osobie. Warto zaznaczyć, że najróżniejszych zbiorów z tamtych lat było sporo. Część umieszczono w książkach, inne wydrukowano na kartkach i schowano w grube, białe teczki. Była to skarbnica wiedzy na temat XIX-wiecznego Londynu, jednak nie wiedziałem, czy znajdę to, czego szukam. Kto wie, czy słuch o rodzinie Phantomhive nie zaginął. Ród okryty mroczną tajemnicą mógł zostać nieuwzględniony w aktach i pozostać jedynie moim wspomnieniem.
- Mam zdjęcia. - zakomunikował, pokazując mi stary album z fotografiami w kolorze przyjemnego dla oka brązu i kremu.
- Dziękuję, Sebastianie. XIX-wiek, tak? - zapytałem, biorąc od niego przedmiot, który trochę ważył, obrazując, ile ma zdjęć w swoim wnętrzu bez zaglądania do środka.
- Zgadza się. Podpisano jako zdjęcia z festynów, więc prawdopodobne, że coś tu znajdziesz.
Słysząc to, otworzyłem album i zacząłem przeglądać zdjęcia. Niektóre były udane, uchwyciły coś, co w fotografii najważniejsze, czyli dobry moment. Chociażby dzieci bawiące się kupionymi na letnim festiwalu figurkami sprawiały wrażenie tak szczęśliwych, że z obrazka emanowała ich radość. Inne zdjęcia były za to zbiorcze, prezentowały grupę ludzi stojących obok siebie, specjalnie ustawiających się do zdjęcia. Z poważnymi minami wpatrywali się w obiektyw, jakby ich życie zależało od jakości fotografii.
- Nic nie ma. - stwierdziłem z rozczarowaniem, gdy dobrnąłem do ostatniej strony.
Być może byłem zbyt nieuważny, wypatrując w tłumie swojej sylwetki, lecz wydawało mi się, że się nie pomyliłem. Po prostu faktycznie nie było mnie na żadnym zdjęciu, mimo że pamiętałem, że w nich uczestniczyłem. Brałem czynny udział w tamtych wydarzeniach, nieraz pozując wraz z innymi ludźmi, a co za tym idzie, powinienem być na fotografiach.
- Także niczego nie mam. - stwierdził ponuro mój towarzysz, odkładając album, który przeglądał. Ten za to podpisany został jako ''urząd miasta i zmiany w nim'', gdzie również powinienem mieć choć jedno swoje zdjęcie.
- Wygląda na to, że z albumów niczego się nie dowiemy. Zresztą na fotografiach łatwo coś przeoczyć. Skupmy się na czytaniu. - zaproponowałem, podchodząc do jednej z półek.
Obejrzałem książki, wybierając tą zawierającą spis firm. Czy Fantom będzie w niej istniał? Potężne królestwo zabawkarsko-cukiernicze powinno znaleźć się w spisie, nawet gdzieś na jego początku. Przeglądając jednak dział z literką F, coraz bardziej traciłem wiarę. Nie ważne, jak desperacko mój wzrok nie śledził kolejnych nazw, nigdzie nie było ukochanej firmy, którą opiekowałem się przez ostatnie lata.
Kątem oka spojrzałem na Sebastiana, który przeglądał księgę drzew genealogicznych. Jego również nie było na żadnej z fotografii, zresztą tak, jak reszty mojej służby. Fakt, ja mogłem się nie załapać na żadne zdjęcie, ale w wielu sytuacjach towarzyszyła mi cała służba. Chociaż Finnian, którego było wszędzie pełno, powinien się gdzieś pojawić.
Gdy wskazówki zegara przesuwały się niespiesznie, ja coraz bardziej traciłem nadzieję, oddając się poczuciu znużenia i bezsensu tego, co robiliśmy. Z początku myślałem, że mam genialny pomysł, lecz jak się szybko okazało, moje marzenie o odnalezieniu śladów obecności w XIX-wieku było jedynie snem na jawie.
- Mam coś. - Sebastian odezwał się niespodziewanie, zatrzymując na jednej ze stron.
Wręcz zaparło mi dech. Czy teraz udowodnię mu, że nie zmyśliłem tego wszystkiego? Nie czekając ani chwili, wziąłem od niego książkę, chcąc się dowiedzieć, czy faktycznie znalazł coś przydatnego.
- Co to takiego? - zapytałem, nim w ogóle zajrzałem na otwartą stronę. Nie chciałem się rozczarować.
- Drzewo genealogiczne rodziny Phantomhive.
Ciężko mi było powstrzymać błogi uśmiech. Przecież musieli mnie uwzględnić w drzewie genealogicznym.
Pewny swojej wygranej, zacząłem nieśpiesznie śledzić wzrokiem kolejne pola ze zdjęciem i danymi wskazanej osoby, chcąc finalnie dotrzeć do tego ze mną. Przechodziłem więc powoli z jednego okienka na drugie, do czasu, aż nie natrafiłem na Vincenta i Rachel Phantomhive. To byli moi rodzice, a co za tym idzie, kreska idąca od nich będzie wskazywała mnie.
Pełen emocji spojrzałem na kolejnego, ostatniego już członka rodziny, lecz zamiast ujrzeć siebie, zastałem puste pole. Bez zdjęcia, imienia ani nazwiska i lat życia. Po prostu czysta przestrzeń, obok której pisało, że ostatni członek rodziny jest nieznany. Wiadomo było, że Rachel i Vincent mieli dziecko, lecz nie wpisano, kim dokładnie było. Tak, jakbym nigdy nie istniał.
***
- Możemy sprawdzić jeszcze jedno miejsce? - zapytałem, gdy po nieudanych poszukiwaniach wracaliśmy do jego mieszkania.
Mimo zawodu jaki przeżyłem w bibliotece, wciąż wierzyłem w to, że uda mi się udowodnić istnienie w tamtych czasach. Mój zapał osłabł, lecz wciąż tlił się w głębi duszy, zmuszając do działania.
- Nigdzie nie jedziemy, Ciel. Zresztą sam widziałeś, jak się ma sytuacja z twoimi papierami, nigdzie cię nie ma. Co chcesz udowadniać? - mówiąc to, upił łyk kawy z papierowego kubka.
Wydawał się zmęczony i poirytowany. Nie dziwiłem mu się jednak, kilka godzin siedzieliśmy w bibliotece tylko po to, aby nie dowiedzieć się niczego nowego. Zmarnowałem mu kilka godzin życia, które mógł poświęcić na sen lub naukę. Bardziej jednak sen, bo wydawał się potwornie zmęczony, o czym już wspomniałem.
- Proszę, Sebastianie. Ten ostatni raz. - złożyłem ręce jak do modlitwy, patrząc na niego błagalnie.
Byłem skazany na jego łaskę. Obecnie jego wola stanowiła dla mnie świętość i sprawę życia i śmierci. Przez tę sytuację będę musiał nabrać pokory do czasu, aż nie wrócę do siebie. Chciałem, aby ten obecny Sebastian ze mną wytrzymał.
- Gdzie chcesz pojechać? - westchnął, dając mi tym samym przyzwolenie na mój plan.
- Pokieruję cię. - odparłem, uważnie śledząc drogę, którą jechaliśmy.
Miałem w planach zobaczyć rezydencję. Kto wie, może wybudowano w jej miejscu coś nowego, a może zastaniemy ruinę czy chociaż gruzy. Warto zaryzykować ten ostatni raz, aby Sebastian przekonał się o prawdziwości moich słów, a ja, czy naprawdę wszystkie dowody zniknęły.
Mimo że rezydencja znajdowała się daleko od centrum, bez problemu wskazałem drogę. Obserwowałem przy tym, jak z betonowej dżungli stopniowo wjeżdżamy w mniej zamieszkałe i bardziej zalesione tereny. Im gęstszy stawał się las, tym bliżej byliśmy celu, jednocześnie ścigając się ze słońcem, które zaczęło chować się za horyzontem.
Gdy dotarliśmy na miejsce i wysiadłem z auta, ujrzałem pustkę otuloną łagodnym, letnim światłem. Na tle nieba pokolorowanego na wiele odcieni różu i pomarańczu malował się przede mną obrazek pustego terenu, miejsca bez drzew, ale i niczego innego, co kiedyś tu stało i było wystawną rezydencją. Nie zastałem nowej inwestycji, gruzów, ani chociaż fundamentów, na których zbudowano mój dom.
- To na pewno to miejsce. Dlaczego nic nie ma? Powinno być. - mruczałem siebie, zaciskając dłoń w pięść, przez co w pierścieniu rodowym odbiło się światło. Szlachetny kamień był niemal jego łapaczem.
Czy to sen na jawie? Mój wymysł? Czy życie, które kiedyś prowadziłem, jest jedynie wyobrażeniem, a ja nigdy nie przeżyłem wszystkich przygód z demonem u boku? Sam nie wiedziałem jak odpowiedzieć na te pytania, zacząłem się gubić. Nie mogłem przecież wyśnić czegoś, co pamiętałem z taką dokładnością. Ja naprawdę kiedyś żyłem, lecz wyglądało na to, że umarły wszystkie rzeczy związane ze mną i tamtym okresem.
- Nic tu nie ma, Ciel. Wracajmy. - złapał mnie za rękę, powoli odciągając od krzywdzącego widoku.
- Ale była, przysięgam. - odparłem, tęsknym wzrokiem patrząc na skrawek ziemi.
Moja rezydencja, służba, moja codzienność. Wszystko zaczęło się zacierać w cieniu nowych odkryć, jakich z przykrością dokonywałem. Znów wiele bym dał za zwyczajny poranek, wypełnianie obowiązków i znienawidzone bale. Nie cieszyłem się tym, gdy jeszcze miałem dostęp do wszystkiego, co zostawili mi po sobie rodzice. Lecz skąd mogłem wiedzieć, że pewnego dnia znajdę się w takiej sytuacji? Szykując się na śmierć, wylądowałem w XXI-wieku u boku zepsutego lokaja, który w gruncie rzeczy już nim nie był.
- Wracamy do domu, Ciel. - powtórzył, gdy stawiałem opór, wciąż nie mogąc przyjąć do wiadomości, że rezydencji już nie ma.
Jego słowa niemal zmusiły mnie do powiedzenia jednej rzeczy, jednak powstrzymałem się przed napomknięciem, że mój dom powinien znajdować się tutaj i go nie ma. Mój jedyny, właściwy dom, do którego już zapewne nie będę mógł wrócić.

CZYTASZ
CZAS PRZESZŁY || SEBACIEL
Hayran Kurgu!KSIĄŻKA W TRAKCIE KOREKTY! Ciel w niewyjaśnionych okolicznościach przenosi się do XXI wieku, gdzie spotyka swojego demona. Jednak... Czemu jego on jest tak ludzki? Sebastian podaje się za biednego studenta i najzwyklejszą w świecie osobę, którą zre...