- Dlaczego tyle się uczysz? - zapytałem, kiedy siedział przy stole, chłonąc informacje z kilku otwartych książek.
Notował przy tym zawzięcie, wychwytując najważniejsze dane. W tym czasie pozwoliłem sobie zasiąść obok i przyglądać się temu zjawisku, czemu Sebastian się nie sprzeciwiał.
- Muszę się tyle uczyć. Niedługo mam egzaminy. - odparł zmęczony. Wizja testów nie napawała go optymizmem.
- To jakieś egzaminy końcowe, czy coś? - myślałem, że skoro tak pilnie pochłania kolejne książki, to musi być sprawa życia i śmierci, a na pewno studiów.
- Tak. Od nich zależy, czy dostanę prawo do wykonywania zwodu. - cały czas przepisywał dane do zeszytu, zadziwiając mnie podzielnością uwagi.
- Dlaczego w wakacje? Co prawda prawie koniec, ale czy studia obowiązują nawet w tym okresie?
- Zaoczne, na które chodzę, tak. To jak najszybsze gonienie z materiałem. Przez moją sytuację rodzinną i finansową chciałbym skończyć studia jak najszybciej, aby móc zacząć pracować na poważnie. Taki sposób mi to ułatwia.
- Przecież praca w kawiarni to poważna praca. - delikatnie przechyliłem głowę.
- Bardziej dorywcza, taka, aby jedynie przetrwać od pierwszego do pierwszego. Szczególnie, że od pewnego czasu mam jeszcze wymagającego dzieciaka na utrzymaniu. - spojrzał na mnie wymownie.
- Ja? Sam mnie chciałeś! - prychnąłem, krzyżując ręce na piersi. - Teraz ciep.
- Cierpię, ale mój portfel cierpi bardziej. - zamknął jedną z książek. - Szybsze skończenie studiów umożliwi mi lepsze zarobki w krótkim czasie. Cieszę się, że jest taka możliwość, nawet jeśli mam dużo nauki.
- A co tak w ogóle studiujesz? - postanowiłem spytać, uznając, że to dość rzeczowe i o dziwo niezadane jeszcze pytanie.
- Prawo. Jestem na trzecim roku. - odpowiedział nieśpiesznie, przecierając zmęczone oczy.
- To chyba dość ambitny kierunek. - stwierdziłem po chwili. Skoro tyle się uczył, to na pewno ambitny. - Ile lat zostało?
- To ostatni rok, ostatnia prosta. - uśmiechnął się lekko. - Zdam i będzie spokój. Chyba że potem będę chciał zrobić licencjat.
- Myślę, że to moment, w którym możemy przerwać. Brzmi strasznie. - wzdrygnąłem się, słysząc liczbę lat i coś takiego, jak licencjat. Założę się, że do tego też trzeba się uczyć dramatycznie dużo. - Co jak nie zdasz egzaminów?
- Gdybym nie zdał, musiałbym powtarzać rok. Wolałbym jednak zdać, więc się staram. Jesteś dla mnie dodatkową motywacją. Szybko zbankrutuję, jeśli z mojej pensji kelnera będę kupował herbaty za dziesięć funtów.
- Będziesz mi to teraz wypominał?
- Jak najbardziej. - stwierdził swobodnie, z lekkością i uciechą się ze mną drocząc. Dlaczego nie zrezygnował z tego nawyku, skoro inne jego demoniczne cechy tak łatwo zniknęły?
- Jesteś okropny.
- Schlebia mi to. - uśmiechnął się pod nosem, składając książki na jeden stos. Po chwili oparł łokieć o blat stołu, głowę na dłoni i przyglądał mi się z ciężkimi do zdefiniowania emocjami. - Wiesz co? Mam pomysł. Ostatnio to ja cię wszystkiego uczę. A gdybyś ty mnie czegoś nauczył o swoich czasach? Słabo sobie radzę z historią.
- Myślę, że mógłbym się nad tobą zlitować. - stwierdziłem w przypływie dobroci. - Co chciałbyś wiedzieć?
- Wszystko, co zechcesz mi powiedzieć. Możesz też trochę poopowiadać ''o mnie''. - mówiąc to, specjalnie podkreślił dwa ostatnie słowa, tym samym rozmijając się ze swoją XIX-wieczną wersją. I słusznie. Byli zupełnie inni.
Przez jego prośbę musiałem się zastanowić. Wrócić do czasów rezydencji i życia arystokracji, tym samym przywołując w pamięci obraz demona. Jak opisać byt, który dzień w dzień kroczył u mego boku? W dzień pilnował moich obowiązków, edukacji, dobrych manier, a w nocy stał przy mnie niczym przy małym dziecku, które wstrząśnięte koszmarem trzęsło się w objęciach kołdry.
Był jedynym stworzeniem, które poznało wszystkie moje twarze, oglądając mnie w chwili radości, dumy i chwały, a także smutku, przybicia i niemocy. Bez względu jednak na to, kim byłem i na kogo wyrastałem, towarzyszył mi. Stanowił pewnik w moim kruchym i niebezpiecznym życiu, aż do dnia, gdy przeniosłem się w te czasy.
Nawet jeśli miałem Sebastiana obecnie tu, teraz, przy sobie, wiedziałem, że nie przypomina on demona. Zbyt się uczłowieczył, tracąc błyszczące czerwienią oczy i skórę, od której emanował przenikliwy chłód. Czułem go za każdym razem, gdy mył mnie i przebierał, więc standardem stało się wszechobecne zimno przemykające po moich ciele mimo rękawiczek, w jakie odziane były dłonie kamerdynera.
- No więc... Byłeś trochę straszny. - stwierdziłem po chwili namysłu. - Wiem, że nie zabrzmi zbyt odkrywczo to, że jako demon miałeś w sobie coś niepokojącego, ale tak właśnie było. Zawsze towarzyszyła ci strasznie nieprzyjemna aura, ale i tak potrafiłeś wtopić się w tłum. Szczególnie, że w świetle opinii publicznej stanowiłeś jedynie mojego kamerdynera. Poza tym uwielbiałeś traktować mnie jak swoje jedzenie i mi o tym przypominać.
- Jedzenie?
- Tak. W ramach kontraktu miałem oddać ci moją duszę chwilę po tym, jak pomożesz mi wykończyć wszystkich tych, którzy kiedykolwiek zaszkodzili rodzinie Phantomhive. Poza tym miałeś się mną opiekować i nigdy nie kłamać. To trzy warunki, jakie przed tobą postawiłem, na co zgodziłeś się, zawierając ze mną pakt. Dusza to pożywienie dla demona, egzystują chyba tylko po to, aby je zdobywać.
- Od kiedy z tobą byłem?
- Przywołałem cię chwilę po moich dziesiątych urodzinach, gdy byłem jeszcze pod rządami sekty. Od tamtego czasu mi towarzyszyłeś.
- Ciekawe, czy byłeś dużo niższy, mając zaledwie dziesięć lat.
- Zapomniałem wspomnieć, że byłeś irytujący i uwielbiałeś psuć mi humor. Chociaż myślę, że to wiesz. Nawet teraz taki jesteś.
- Trochę zabawnie się tego słucha. No wiesz, jest takie ciekawe rozdzielnie na mnie i ''mnie''. Ciężko w to uwierzyć, ale chyba równie ciężko byłoby ci zmyśleć tak dokładną historię. Swoją drogą, od kiedy tu trafiłeś, nie zastanawiałeś się nad tym, że być może i ty dla kogoś jest jedynie ''kopią''? Na przykład Ciel z tego wieku w zamian przeniósł się do twoich czasów i obecnie świetnie się bawi przy herbacie z twoim demonicznym sługą?
- Zazdroszczę. Dużo bym dał za herbatę od Sebastiana. - oparłem policzek na stole, przez chwilę naprawdę myśląc nad tą teorią.
Wtedy trzeba by uwzględnić, że każdy wiek miałby jakąś wersję nas samych. Tylko jak, skoro rodzimy się i umieramy? Jakim cudem moglibyśmy się przenosić? Poza tym, czy nie byłoby po nas śladu w jakichś dokumentach, aktach? Chociaż... Po mnie w sumie nie było śladu.
Po chwili spojrzałem na Sebastiana i zmrużyłem oczy, myśląc gorączkowo. Nie potrzebowałem wiele czasu, aby zdecydować się na mój pomysł.
- Nauczę cię czegoś znacznie bardziej wartościowego. - złapałem go za rękę i pociągnąłem za sobą do kuchni, na co mimowolnie się zgodził.
- Czego mój panicz chce mnie nauczyć? - zapytał, posłusznie idąc za mną.
- Czegoś, bez czego nie przeżyłbyś na służbie u żadnej szanującej się rodziny. - szukałem w szafkach kubka oraz mojego ostatniego zakupu. - Nauczę cię poprawnie robić herbatę, Sebastianie.
- O nie. - z jego ust uleciał zbolały jęk.
- O tak. - odparłem, po chwili zaczynając mój instruktaż.
Szczegółowo wyjaśniłem mu co, gdzie, jak i dlaczego, uwzględniając takie rewelacje jak odpowiednia temperatura wody i ilość herbaty na ilość wrzątku, aby napar miał właściwy smak. Podczas tego nie omieszkałem wtrącić nieco faktów z mojego arsenału obsesyjnego herbaciarza, jak chociażby to, gdzie i kiedy powstała herbata i kto ją spożywał. Jaką drogę musiała przebyć, aby być dostępną na całym świecie i na co działają poszczególne rodzaje. Podzieliłem się przy tym swoimi ulubionymi, oprócz dobrze mu znanego Earl Greya, w trakcie o mało nie oblewając sobie dłoni gorącą wodą. Mimo że dobrze znałem się na samym procederze, sam nigdy tego nie robiłem. Szczególnie na nieco nowocześniejszym sprzęcie znajdującym się w domu obecnego Sebastiana.
- Spróbuj. - zachęciłem, podsuwając mu kubek z herbatą, gdy odczekała wystarczająco czasu, aby się zaparzyć.
Sebastian posłusznie wziął przedmiot i upił łyk, podczas gdy ja z niecierpliwością czekałem na werdykt. Nie był wymagającym koneserem, więc na pewno nie będzie mu nie smakować, jednak zostało pytanie, czy odczuje różnice. Prawdopodobnie te biedne herbaty wyżarły mu kubki smakowe, jednak powinien zauważyć głębię smaku.
Przynajmniej dla mnie torebkowe badziewie, a wyselekcjonowany towar, były jak niebo a ziemia, nie tylko smakiem, ale i zapachem czy kolorem, który w przypadku tych lepszych herbat przybierał barwę złocistego bursztynu. Coś nie do podrobienia.
- I jak? - zapytałem, gdy po dłuższej chwili nie dostałem odpowiedzi na pytanie, jakie zadałem sam w swojej głowie. Jak ocenia dobrą jakościowo herbatę, zaparzoną zgodnie z zasadami?
- Jest okej, ale bez większych rewelacji. - wzruszył ramionami, pogrzebując moje wcześniejsze dobre myśli i marzenie o tym, że stwierdzi: ''tak, tak, to genialne! Od teraz oszczędzamy, jemy mniej, herbata jest ważniejsza!''. Albo przynajmniej okaże trochę więcej entuzjazmu względem nowego, znakomitego smaku.
Dobrą jakościowo, angielską herbatę zaparzoną z najwyższą starannością określił mianem ''okej''. Chyba pierwszy raz autentycznie poczułem, że serce może boleć z powodów innych niż te zdrowotne. Czasem był naprawdę niemożliwy.
CZYTASZ
CZAS PRZESZŁY || SEBACIEL
Fiksi Penggemar!KSIĄŻKA W TRAKCIE KOREKTY! Ciel w niewyjaśnionych okolicznościach przenosi się do XXI wieku, gdzie spotyka swojego demona. Jednak... Czemu jego on jest tak ludzki? Sebastian podaje się za biednego studenta i najzwyklejszą w świecie osobę, którą zre...