Od momentu, gdy pierwszy raz poszedłem na kółko modowe minęło trochę czasu. Podczas niego wraz z Aloisem i Sullivan staliśmy się całkiem niezłą paczką, spędzając ze sobą sporą ilość przerw. Rozmawialiśmy wtedy zazwyczaj w bibliotece, czasem jednak kusząc się o to, aby wyjść na dwór. Tak było i tym razem, gdy mimo przejmującego zimna razem znaleźliśmy się na szkolnym, pustym podwórzu.
- Chodźmy pod drzewooo. - poprosiła dziewczyna, na co rzecz jasna nie umiałem się nie zgodzić. Tym razem jednak nim ja zdążyłem wziąć ją na barana, Alois schylił się pierwszy, oferując dziewczynie przeniesienie. Pierwszy raz wyszedł z taką inicjatywą.
- Jaki dżentelmen. - mruknęła nastolatka, oplatając rękami szyję blondyna, który następnie wziął ją na ręce, podtrzymując za uda.
- Cicho bądź, w cholerę ciężka jesteś. - skrzywił się, niosąc ją jednak niezłomnie w stronę drzewa. Przy tym wiatr delikatnie znosił go na boki, wiejąc z naprawdę dużą prędkością.
- To ty masz samą skórę i kości i dlatego jesteś słaby. - prychnęła nastolatka, bardziej wtulając się w plecy chłopaka, gdy wyczuła, jak ten delikatnie giba się z jednego boku na drugi przez wspomniany wcześniej wiatr.
Ja tymczasem szedłem spokojnie za nimi, nie biorąc udziału w dyskusji. Zamiast tego swój wzrok utkwiłem w niebie, które przybrało szary odcień. Powietrze wydawało się niezwykle zimne, przez co sprawiało wrażenie rześkiego. Delikatnie szczypało jednak, gdy raz po raz wciągałem je do płuc, wydychając jedynie biały obłoczek pary. Na bank będzie padać, pomyślałem, nie spuszczając wzrok z nieba.
Miałem wrażenie, jakbym mógł utonąć w tych niekończącym się odcieniu szarości. Miał on wiele barw i zdawało się, że niebo jest nieskończenie wielkie. Takie też zapewne było, co potwierdzała nie tylko nauka, ale i jego widok. Jasnym było, że ten widoczny na niebie bezkres musi być ogromny. Nieskończenie wielki, aby pomieścić na sobie każdy z migających, srebrnych punkcików widocznych nocą na czarnym nieboskłonie.
I gdy tak patrzyłem w górę, poczułem na nosie coś zimnego i mokrego. Potem to samo wylądowało na moim policzku, ustach, a potem oku, przez co przeklnąłem siarczyście, przecierając je. Jak się okazało, nie pomyliłem się. Pierwszy raz tej zimy spadł śnieg, jakby na powitanie zbliżającego się pośpiesznie grudnia.
***
Po lekcjach wróciłem do domu. Mieszkania, które od pewnego czasu dzieliłem wraz z Sebastianem. Przez te kilka miesięcy widać było po tym miejscu moją obecność, chociażby w postaci ubrań, czy pierdół pokroju długopisów i zabawek, jakie zostawiałem praktycznie wszędzie. Szczególnie te z kinder niespodzianek, bo po moim wakacyjnym odkryciu uwziąłem się na uzbieranie całej kolekcji zajączków.
Po powrocie, czyli obecnie, siedziałem jednak przy stole i odrabiałem lekcje, głowiąc się nad zadaniami od zdecydowanie okropnych nauczycieli. Czasem miałem wrażenie, że ci lubią znęcać się nad dziećmi, gdy oglądałem to, co nam zadano.
- Jestem! - usłyszałem po chwili głos Sebastiana dobiegający z korytarza, a wraz z nim odgłos zamykanych drzwi wejściowych, jak i zdejmowania płaszcza.
- To chodź, przydasz się! - odkrzyknąłem mu, na co ten dość nieśpiesznie pofatygował się do mnie do salonu.
- Hm? - mruknął, pochylając się nad moją osobą. Wtedy właśnie pokazałem mu zadanie, z jakim miałem problem. - A i C, w drugim G i A.
Bez problemu podał mi odpowiedzi do zadań, które ja pośpiesznie zaznaczyłem, tym samym kończąc naukę na dzień dzisiejszy. Czasem miałem wrażenie, że mój towarzysz to w wielu dziedzinach po prostu chodząca encyklopedia, z której mogłem skorzystać, gdy tylko miałem taką potrzebę.
CZYTASZ
CZAS PRZESZŁY || SEBACIEL
Fanfiction!KSIĄŻKA W TRAKCIE KOREKTY! Ciel w niewyjaśnionych okolicznościach przenosi się do XXI wieku, gdzie spotyka swojego demona. Jednak... Czemu jego on jest tak ludzki? Sebastian podaje się za biednego studenta i najzwyklejszą w świecie osobę, którą zre...