Rozdział XVIII

331 40 6
                                    


- Bonjour! - usłyszałem za sobą, przez co drgnąłem, niezbyt mile zaskoczony. 

Oderwałem wzrok od książki i przeniosłem go na blondyna, który z typowym dla siebie uśmiechem wlepiał we mnie swoje ślepia. 

- Au revoir. - odpowiedziałem mu, również po francusku, czego ten się najwyraźniej nie spodziewał. Ujrzałem to w jego oczach, które jasno mówiły mi, że powitanie jest jedynym słowem w jego francuskim słowniku. - To pożegnanie, możesz iść. 

Wyjaśniłem z ciężkim westchnięciem, zamykając książkę. Obecnie trwała lekcja wychowania fizycznego, podczas którego nauczyciel przeganiał grupę dzieciaków dookoła szkoły. Ja, z uwagi na swoją chorobę, która gwarantowała mi zwolnienie, siedziałem pod wiatą, ciesząc się chwilą na czytanie. Jak widać ta chwila nie trwała jednak długo, bo Alois jakoś umknął uwadze nauczyciela. 

- Mieliśmy zacząć od nowa, Ciel, pamiętasz? - chłopak opadł na ławkę obok mnie, zakładając nogę na nogę. 

Ponownie miał na sobie szorty i dużo biżuterii, o pastelowych brawach ubrań nie wspominając. Jakby się tak jednak zastanowić, naprawdę mu to pasowało. Zdecydowanie coraz bardziej przyzwyczajałem się do widoku chłopaka w takim ubiorze. 

- Pamiętam. Zaczęliśmy. Przebaczyliśmy sobie, a raczej ty mi. Uścisnęliśmy sobie dłonie i tego byłoby na tyle. - przewróciłem oczami, zdejmując z siebie bluzę, której rękawy następnie obwiązałem sobie wokół pasa. 

Wciąż było ciepło, jednak mimo jasno świecącego słońca, poczułem na skórze delikatny chłód, który wywołał u mnie nieprzyjemną, gęsią skórkę. Mimo ciepła jesień wciąż zbliżała się wielkimi krokami, powoli zwiastując swoje przybycie. 

- Nie bądź taki, Ciel. Co ty na to, żeby nieco się zabawić? - nastolatek odchylił głowę w tył, zsuwając się nieco po oparciu ławki. - To i tak ostatnia lekcja, typ się nawet nie zorientuje. 

- Co dokładnie chcesz zrobić? - spojrzałem na niego niezwykle podejrzliwie. 

- Nic szczególnego, jedynie krótko się przejść. 

- Po pierwsze nie można wychodzić z terenu szkoły, po drugie to ja mam zwolnienie, ty powinieneś być na lekcji. - wytknąłem mu, kątem oka zerkając na mężczyznę, który miał nas pilnować. 

- Wiem. Ale czym byłoby życie bez naginania zasad? - wstał i złapał mnie za rękę, po czym pociągnął do siebie, tym samym zmuszając do wstania z ławki. - Byłoby niczym, Ciel. Niczym. 

Podkreślił, po czym mimo moich licznych protestów i marudzeń wciągnął mnie znów do budynku szkoły. Podczas przechadzania się korytarzami uważnie oglądał otoczenie w obawie przed nauczycielami, a ja mimowolnie robiłem to samo, nie chcąc sprawić sobie większej ilości problemów. 

- No, wygląda na to, że się udało. - powiedział blondyn, gdy już byliśmy w łazience. 

- Po co tu przyszliśmy? - zapytałem, podczas gdy chłopak wrzucił swoją torbę na parapet umieszczony praktycznie przy suficie, a następnie wspiął się na niego, pomagając sobie kaloryferem i klamką od drzwi jednej z kabin. 

- Jak to po co? Jakoś trzeba zwiać, no nie? Od tej strony nie ma żadnych nauczycieli, a w płocie jest dziura, przez którą da się przejść. Robiłem to wiele razy, nie martw się. - mówiąc to, otworzył wąskie okno, po czym wyciągnął do mnie dłoń, abym i ja wszedł na parapet. 

- To na pewno bezpieczne? - dopytałem, łapiąc jego dłoń, dzięki czemu i ja mogłem wspiąć się na parapet. 

- Ani trochę. - stwierdził z uśmiechem, wyrzucając swoją torbę przez okno. 

CZAS PRZESZŁY || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz