Rozdział XXI

268 37 7
                                    


- Wstawaj, paniczu. - usłyszałem przy uchu cichy, aksamitny głos i ciepły oddech, który otulił moją skórę. 

- Już ranek, Sebastianie? - mruknąłem niewyraźnie, bardziej wtulając się w miękką i ciepłą pierzynę. 

Po chwili usłyszałem rozsuwanie się grubych, ciężkich zasłon, a następnie na moją skórę i twarz padły promienie słońca. Niechętnie otworzyłem oczy, mrużąc je jednak od zbyt dużej ilości słonecznego blasku. 

- Wyspał się panicz? - zapytał mój lokaj w akompaniamencie cichego brzdęku zastawy, w której podana została dzisiejsza herbata. 

- Powiedzmy, że tak. - podniosłem się do siadu, a wraz z tym została mi podana filiżanka razem z małym spodkiem. Obejrzałem piękną, różowo niebieską zastawę, a następnie powąchałem bursztynową ciecz znajdującą się we wnętrzu naczynia. - Przygotowałeś Ceylon? 

- Jak zawsze ma panicz doskonały węch. - pochwalił mężczyzna, wyjmując z kieszeni ozdobny, srebrny zegarek, aby sprawdzić na nim godzinę. 

Wszystko dopięte zawsze na ostatni guzik. Punktualność była kluczem do perfekcji, jaka biła od demona i jakiej ten wymagał ode mnie. Nawet jeśli ja czasem nie dawałem rady sprostać jego oczekiwaniom, on nigdy nie pozwolił sobie na błąd. 

- Co mam w planach na dziś? - zapytałem, popijając aromatyczny napar. 

- Nic szczególnego. Kilka spotkań z potencjalnymi inwestorami oraz randka z pańską narzeczoną. - gdy dopiłem herbatę, demon wziął ode mnie filiżankę, następnie przechodząc do kolejnej części naszej porannej rutyny. 

- Nie mógłbyś odwołać tego ostatniego? - zapytałem z nadzieją, czując chłód, jaki bił z rąk lokaja, gdy ten odpinał guziki mojej koszuli nocnej. 

Czułem go zawsze. Mimo rękawiczek, jakie przywdziewał czarnowłosy, to zimno towarzyszyło mu ciągle. Szczególnie rankami wybudzało mnie z otępienia. 

- Boi się panicz spotkania z panienką Elizabeth? - nie krył rozbawienia, zdejmując ze mnie powoli ubranie. Zadrżałem, czując chłód, jaki panował w pomieszczeniu. Było to zimno jeszcze gorsze od tego rąk Sebastiana. - Widzę, że mimo upływającego czasu wciąż jest panicz dzieckiem. 

- Nie jestem dzieckiem. Najzwyczajniej w świecie mam lepsze rzeczy do roboty niż zajmowanie się Elizabeth. - odrzekłem, po chwili czując, jak moje ciało otula koszula, a na nią zostaje założona marynarka. Od razu lepiej. - Z resztą, dbanie o kontakty towarzyskie w tym momencie jest mało ważne. Kontrakt dobiega końca. 

- Skąd się panicz domyśla? 

- Czuję to. Z każdym dniem coraz bardziej. Nie wierzę, że pozostało jeszcze wiele do dokonania się zemsty. 

- Wiesz, paniczu, jesteś nieco bardziej bystry niż myślałem. Choć oczywiście nie przeczę inteligencji mojego pana. Wygląda na to, że jednak trochę wydoroślałeś przez te lata. - położył dłoń na moim policzku. Wydawało się, że mój policzek i jego dłoń idealnie do siebie pasują. Tak, jakbym po tylu latach stanowił z Sebastianem jedność. - Masz rację. Kontrakt dobiega końca. Osobiście zadbam o to, aby prędko wykończyć ostatnich ludzi, którzy zaszkodzili rodzinie Phantomhive. 

Widziałem zadowolenie na jego twarzy, gdy to mówił. Jego oczy natomiast wydawały się delikatnie błyszczeć, jakby demon nie mógł doczekać się momentu, w którym odbierze mi duszę. Najwyraźniej nawet on nienawidził czekać, szczególnie na nagrodę, jaką miał dostać za służbę. 

CZAS PRZESZŁY || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz