Opuściłem grzywkę, tkwiąc w lekkim szoku. Tak dawno nie widziałem swojego oka bez charakterystycznego pentagramu, że wręcz zapomniałem, iż kiedyś było niebieskie. Po chwili włosy ponownie je zakryły.
Nie tracąc czasu, zabrałem się za przebieranie, zapominając jednak o dość istotnym fakcie. Nie umiałem. Nigdy wcześniej nie musiałem robić tego samemu, to służba, a raczej Sebastian wyręczał mnie w takich czynnościach.
- Sebastianie! - jak przystało, zawołałem mężczyznę, po chwili słysząc kroki.
- Hm? Co jest? - zapytał, stając w progu.
- Musisz mi pomóc. - odparłem, patrząc sugestywnie na swoje ubranie, w tym poplątaną kokardę i nieco mniej trzymające się koszuli guziki. Rzecz jasna wcześniej próbowałem poradzić sobie sam.
- Nie umiesz się przebrać? - uniósł jedną brew, patrząc na mnie ze zdziwieniem. - Dzieciaki się cofają w rozwoju, czy co?
- Nie wiem, czy o tym też już zapomniałeś, ale przypomnę ci, że jestem ze szlacheckiego rodu. - oznajmiłem wyniośle. - Mam ludzi od takich rzeczy.
- Ta, zdecydowanie cofają się w rozwoju. - mruknął sam do siebie, co puściłem mimo uszy, ponieważ posłusznie przy mnie klęknął i zaczął rozpinać guziki koszuli.
Mogłem dokładnie obejrzeć jego dłonie i paznokcie, które były czarne, choć w niektórych miejscach miały prześwity naturalnej barwy. Czyli to zwykły lakier, a nie trwałe zabarwienie. Czerń zniknęła również z moich paznokci. Kolejny znak na to, jakby kontraktu nigdy nie było.
- Streszczaj się. - mruknąłem, gdy od pięciu minut stałem, obserwując jego zmagania z kokardą na mojej szyi.
- Nie moja wina, że splątałeś ją przy rozwiązywaniu.
Na szczęście po chwili udało mu się rozplątać ozdobę, która spoczęła na blacie dziwnego, szarego urządzenia.
- Sebastianie, co to? - zapytałem, pokazując na duże pudło z drzwiczkami.
- Hm? - spojrzał tam, gdzie ja. - Pralka. Nigdy nie widziałeś pralki?
- Nie. - mruknąłem krótko. - Co się tym robi?
- Pierze się ubrania, żeby były czyste.
- Fascynujące... - przyglądałem się temu czemuś do czasu, aż nie poczułem na ciele zimna.
Sebastian zsunął śnieżnobiały materiał z moich ramion, przez co odczułem, jak moją skórę otula chłód. Było to w miarę przyjemne, dość orzeźwiające doświadczenie. Po chwili się skończyło, gdy została mi założona mocno przyduża koszulka, która tak jak jego koszule była długa. Nie sięgała już jednak do połowy uda tak jak wtedy, kiedy byłem dzieckiem.
- Z resztą radzisz sobie sam. - stwierdził, podnosząc się.
- Jak coś robisz, to zawsze kończysz w połowie?
- Uczę cię samodzielności. Czekam w sypialni. - powiedział, jakby zadowolony z załatwienia mi rozrywki na kolejne pół godziny.
Potem opuścił łazienkę, na szczęście pozostawiając mnie bez największego problemu, czyli guzików koszuli. Nie wiem jak, ale udało mi się uporać ze spodniami i zakolanówkami, które odłożyłem na pralkę obok koszuli i marynarki.
Przez chwilę przyglądałem się ulubionemu, granatowemu kolorowi mojego wcześniejszego ubrania i poczułem coś na wzór niepokoju. Jakbym zdjął z siebie tamto życie, wchodząc w to nowe, znacznie mniej eleganckie i pachnące jakimś odświeżaczem do szaf.
Kierując się dziwnym odruchem, wziąłem marynarkę i powąchałem jej materiał, czując przyjemną woń wiatru i lasu, jaki unosił się w moim pokoju po porannym wietrzeniu. Subtelna woń świerku rosnącego wokół rezydencji oraz herbaty, jaką mój lokaj serwował mi każdego ranka.
***
- Naprawdę nie wiem, zaczepił mnie na ulicy. Na pewno nie ma nikogo takiego w bazie poszukiwanych osób? - dopytywał Sebastian, patrząc z nadzieją na policjanta w niebieskim mundurze siedzącego za masywnym biurkiem.
Ja tymczasem rozglądałem się po komisariacie, z uwagą śledząc innych pracowników tkwiących przy swoich biurkach. Jedni wypełniali papiery, inni przyjmowali zgłoszenia od osób tak jak my siedzących po drugiej stronie, a jeszcze inni prowadzili rozmowy przez te dziwne, prostokątne urządzenia. W pomieszczeniu panowało zamieszanie, wir pracy zabarwiony zapachem papierosów unoszącym się w powietrzu.
- Wygląda na to, że nie. Na pewno jest z Anglii? Nie mamy go nawet w bazie danych. Może Francja? Imię by na to wskazywało.
- Ciel, powiedz coś. - Sebastiany delikatnie szturchnął mnie w bok, przez co niechętnie zwróciłem wzrok na policjanta. Znacznie bardziej interesowały mnie ciekawe rzeczy, których nie uświadczyłem w XIX-wieku.
- Hm? Ale co? - zapytałem, a akcent, z jakim to powiedziałem, jasno wykluczał przypuszczenia policjanta.
- Jeśli powiesz mi nieco więcej o sobie, będę mógł pomóc ci wrócić do domu. - policjant uśmiechnął się do mnie miło.
- Nie może pan nic zrobić. Potrzebuję jedynie Sebastiana. Wydaje się zepsuty, ale gdy sobie przypomni, razem wrócimy do domu. - odparłem, pewny swoich racji.
- No właśnie, skąd zna pańskie imię? - tym razem policjant zwrócił się do mojego towarzysza.
- Nie mam pojęcia. Po prostu zaczepił mnie na ulicy, nie chciał powiedzieć, skąd wie kim jestem. Twierdzi, że jestem lokajem w jego rezydencji.
- Rozumiem. - mundurowy przez chwilę się zastanawiał, patrząc na mnie jak na niezwykle ciekawe zjawisko.
Ja tymczasem poprawiłem bluzę Sebastiana, która wisiała na mnie, a rękawy musiały zostać kilka razy podwinięte, abym mógł normalnie funkcjonować. Takie Michaelis wymyślił rozwiązanie na dzisiejszy dzień, który miał być ostatnim u jego boku. Patrząc jednak na policjanta, który nie wiedział co zrobić ani gdzie mnie odwieźć, wątpiłem w to, że dziś pożegnam się z mężczyzną.
- Wie pan, to dość szczególna sytuacja. Myślę, że nie mogę zbyt wiele poradzić. Domyślam się jednak, że nie jest to zbyt komfortowe doświadczenie, więc napiszę panu numer do pewnej pani, która prowadzi ośrodek opiekuńczy. Tam Ciel pójdzie w pierwszej kolejności. - mężczyzna zgodnie ze swoimi słowami wziął kartkę i długopis, zaczynając zapisywać na niej ciąg cyfr.
- Chwilka. - przerwał Sebastian. - Do ośrodka opiekuńczego?
- Zgadza się. - odparł, wręczając mu kartkę z numerem i nazwiskiem kobiety, do której można się było odezwać w mojej sprawie. - Trafiają tam niepełnoletnie osoby, których sytuacja rodzinna jest niewiadoma. Mają dobrego psychologa i jeszcze lepszego psychiatrę. Z tego, co pan mówił, nie wiem, czy Ciel na coś nie choruje.
Nie podobało mi się, że byłem przez nich traktowany tak, jakbym nie siedział obok. Bardziej jednak poruszyły mnie słowa policjanta i mój dalszy los, który był niepewny w obliczu takiej sytuacji. Ośrodek opiekuńczy? Psychiatra? Na nic nie chorowałem. Byłem całkowicie zdrowy, co najwyżej świadomy tego, kim jestem. A raczej kim byłem, nim nie znalazłem się tutaj. Z tego, co wyjaśnił mi Sebastian, mieliśmy obecnie XXI-wiek. Wychodziło więc na to, że przeniosłem się w czasie.
Pytaniem jednak było dla mnie to, jak i czemu wszystkie cechy kontraktu zniknęły, a Sebastian wydaje się najzwyklejszym człowiekiem bez wiedzy o mnie. Gdyby demon sobie ze mnie zakpił, zapewne nie tworzyłby swojej kopii ani nie uczłowieczał się dla żartu.
- Na nic nie choruję. - wtrąciłem, co zostało zignorowane. Byłem dosłownie jak powietrze.
- Myślę, że będzie miała jeszcze co najmniej jedno wolne miejsce. W międzyczasie zapiszę sprawę w systemie i spróbujemy coś zdziałać, być może uda nam się znaleźć jakieś informacje.
- A co jeśli się nie uda? - zapytał zaniepokojony Sebastian, patrząc na kartkę. Jeden telefon i będzie mógł się mnie pozbyć.
- Jeśli okaże się, że nie ma żadnego opiekuna i jest psychicznie zdrowy, zapewne trafi do domu dziecka.
Widziałem, jak po tych słowach Sebastian się zawahał. Wcześniej wydawał się ucieszony wizją tego, że da się coś ze mną zrobić, lecz obecnie prowadził walkę z samym sobą. Co go tak zastanowiło? Trzymałem kciuki, aby nie oddawał mnie tak łatwo, bo na razie znałem tylko jego.
- A może... Mógłby zostać u mnie? Jeśli trzeba coś podpisać, mogę to zrobić. Niech zostanie przynajmniej do czasu, aż policja nie zdobędzie więcej informacji. - zaoferował, dziwiąc mnie tym.
Szliśmy tu z przeświadczeniem, że nasze drogi się rozchodzą. Taka była umowa, którą wczoraj z nim zawarłem, kiedy pozwolił mi spędzić noc pod swoim dachem. Teraz jednak wiedziałem, że nic z tego. Bardzo wierzył w znalezienie moich rodziców albo chociaż opiekunów, którzy musieli zajmować się mną aż czasu, aż znalazł mnie na ulicy. Ja tymczasem wiedziałem, że nie mam nikogo takiego. Michaelis stanął właśnie faktem, że nie kłamałem w kwestii moich krewnych.
-Jeśli czuje się pan na siłach, nie widzę przeciwwskazań. Jak mówiłem, spróbujemy coś zrobić w tej sprawie i na bieżąco będziemy informować o każdej nowej poszlace. Poza tym mimo wszystko sugerowałbym udanie się do psychiatry. - to ostatnie zdanie powiedział nieco ciszej, podnosząc się i wyciągając rękę w kierunku Sebastiana.
Patrzyłem, jak ten również wstaje i wymienia z policjantem uścisk dłoni, co było pożegnaniem i jednocześnie przypieczętowaniem decyzji, że wraz z Sebastianem wracam do jego domu.
W tym momencie wydał mi się ciekawszy niż jakiekolwiek nowinki technologiczne. Jeśli faktycznie nie było obecnie między nami kontraktu, nie musiał się mną zajmować. Szczególnie w sytuacji, kiedy nie był w niestabilnej sytuacji życiowej i pieniężnej, co dotąd stanowiło dla mnie szok, bo w moim umyśle wciąż był potężnym bytem, a nie jedynie marnym studentem bez grosza przy duszy.
Po chwili jego wzrok spoczął na mnie i mimo widocznego zrezygnowania uśmiechnął się, jakby chcąc dać mi znać, że wszystko dobrze i tak łatwo nie wypuści mnie na pożarcie obecnemu światu.
- Wygląda na to, że wracamy do mnie, mały.

CZYTASZ
CZAS PRZESZŁY || SEBACIEL
Fanfic!KSIĄŻKA W TRAKCIE KOREKTY! Ciel w niewyjaśnionych okolicznościach przenosi się do XXI wieku, gdzie spotyka swojego demona. Jednak... Czemu jego on jest tak ludzki? Sebastian podaje się za biednego studenta i najzwyklejszą w świecie osobę, którą zre...