Rozdział XVI

297 38 4
                                    


- Ja na serio mówiłem ci, żebyś się odczepił. - przypomniałem, gdy mimo próśb i gróźb blondyn za mną łaził. 

Chłopak był nieugięty w swoim postanowieniu dotrzymywania mi towarzystwa, co było zarówno irytujące, jak i godne uznania. Mimo ubrudzonych przeze mnie spodni i jawnej niechęci, jaka biła nawet z mojego spojrzenia, on cały czas dotrzymywał mi kroku. 

- Nie chcę się odczepiać. - zaprotestował. Jakby miało mnie obchodzić, co on chce. 

- Naprawdę proszę cię o to ostatni raz. - ciężko westchnąłem, zawędrowując aż na stołówkę. 

Akurat była przerwa obiadowa. Moment, w którym cała szkoła, a przynajmniej duża jej część, zbierała się w stołówce, racząc posiłkiem. Zapewne jedzenie nie będzie nawet w połowie tak dobre jak to, co jadłem u siebie, albo chociażby obecnego Sebastiana, jednak byłem skazany na posiłek w tym miejscu. Cały dzień głodny łazić nie będę, a czarnowłosy odmówił mi zrobienia normalnego drugiego śniadania do szkoły, tłumacząc się brakiem czasu. Zapewne jednak chciał mnie po prostu przyzwyczaić do szkolnych posiłków, co miało być kolejnym etapem mojej adaptacji w tym świecie. 

- Dlaczego nie chcesz rozmawiać ze mną, skoro i tak nikt inny cię nie zaczepia? - zapytał znów, biorąc plastikową tackę. Rzecz jasna zignorowałem to. 

Będąc pierwszy raz w takiej sytuacji, po prostu naśladowałem go, również biorąc podkładkę z małego ich stosika. Jak się okazało, na nią właśnie kłaść mieliśmy obiad i dodatki do niego, których nie było dużo, ale pozostawiały jakiś tam wybór. 

Jak się jednak już wcześniej domyślałem, wszystko wyglądało mało zachęcająco. Na pewno w życiu nie jadłbym czegoś takiego, gdybym nie był do takiego czynu bezdyskusyjnie zmuszony. Chyba z czasem moje delikatne kubki smakowe faktycznie na tym ucierpią. 

Nim się obejrzałem, wylądowałem wraz z chłopakiem przy stoliku na końcu stołówki, gdzie nikt się raczej nie zapuszczał, siedząc wraz ze swoją małą grupką przyjaciół gdzieś pośrodku pomieszczenia. Taki krok oznaczał jednak dla mnie ponowne bratanie się z prawie rówieśnikiem, którego w końcu starałem się unikać. 

Gdy już jednak usiadłem przy stole i wystarczająco napatrzyłem się ze zdegustowaniem na mój przyszły posiłek, coś innego stało się dla mnie sporą przeszkodą. Mianowicie okazało się, że pokonał mnie kartonik z sokiem jabłkowym, do którego rzecz jasna dołączona była mała, biała słomka. Zaczęło się od tego, że nie mogłem wyjąć tego cholerstwa z ochronnej folii, a następnie wielkim wyzwaniem okazało się dla mnie wbicie przedmiotu w karton. 

Komicznie musiałem wyglądać gdy losowo dźgałem górę kartonu, z frustracją na twarzy starając się znaleźć jakieś rozsądne rozwiązanie w wypadku mojego niepowodzenia tej operacji. Ani przez chwilę przez myśl nie przeszło mi, że to kółko zabezpieczone srebrną folią służy do łatwego wbicia plastiku w karton. 

- Nigdy soku w kartonie nie piłeś? - zapytał zdziwiony blondyn, stety, a możemy i niestety, ocalając mnie z opresji.

- Może. - mruknąłem, odsuwając od siebie kartonik. - Przeraża mnie to, że jesteś tak miły. 

- To źle? - znów lekko przekręcił głowę na bok. 

- Tak, to źle, bo cały czas traktuję cię okropnie, a ty i tak się do mnie łasisz. To niepokojące i niezbyt zdrowe. - powiedziałem, uświadamiając sobie, że przecież Alois i zdrowa psychika nie idą w parze. 

- Niee, przesadzasz. - zaprzeczył, powoli wyprowadzając mnie na skraj wytrzymałości. Chociaż nie, to brzmi tak, jakby wcześniej tego nie robił. 

CZAS PRZESZŁY || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz