-Poczekaj..- Powiedziałam, lekko odpychając chłopaka od siebie. - Nie sądzisz, że to wszystko jakoś dzieje się za szybko. Jeszcze przed chwilą po raz pierwszy usłyszałam jak jak wyznajesz mi uczucia i już jesteśmy razem. - Trzymałam go od siebie kilka centymetrów aby nie mógł się do mnie ponownie zbliżyć. - Nie sądzę, żeby to był najlepszy moment na związki, jeszcze przed chwilą Zuza.. - Zatrzymałam się, cały czas trudno było uwierzyć w to co się stało.
-Nie przesadzaj.- Robert
zpowarzniał. - Nie możemy czekać, tak jak już powiedziałem - Odsuną się ode mnie. - Nie wiemy czy dzień jutrzejszy nadejdzie, więc nie marnujmy chwili. Czy to dla ciebie problem? - Spojrzał na mnie, i nie wiedząc czemu poczułam wyrzuty sumienia. „Czy to ja przesadzam?” zapytałam sama siebie, po czym wypuściłam z ust powietrze.
-Masz racje... Jednak może na razie utrzymujmy ten związek w sekrecie. Nie możemy tak po prostu tam wrócić trzymając się za ręce jak by nigdy
nic. - Zadecydowałm chłodnym tonem a Robert spojrzał się na mnie spojrzeniem zimniejszym niż mój głos.
-Wstydzisz się mnie?
-Co? Z kąd że. Nie chodzi mi o to, nikt nie przyjmie naszego związku dobrze jak nastąpił on po śmierci Zuzy. - Mówiłam a mój głos zniżał się co raz bardziej.- Ale nie wstydze się ciebie.- ,,Cholera”, piwiedziałam w myślach, nie mogę uwierzyć, że nie mogę się mu postawić. Co ja jestem? Zdenerwowałam się, ale nagle Robert uśmiechną się i przysuną blirzej.
-To dobrze. - Jego uśmiech pojawił się tak nagle jak wcześniej nagle zniknął.- Już się bałem, że twierdzisz że nie jestem dla ciebie dobry, ale wiedz że jestem najlepszym co mogło cię spotkać kochanie. - Pocałował mnie w policzek i wstał. - A cała moja złość jak od tak zniknęła, poczułam się jak bym szklanką a woda była bliska wylania się ze mnie gdy nagle ktoś za pomocą jednego łyka wypił całą moją zawartość. Myślałam, że tylko rodzina Kupperinów* miała taką umiejętność.
-Dobrze więc, chodźmy po resztę niech zobaczą te piękne gwiazdy.
-Nie wiem czy powinniśmy ich budzić.. Noc faktycznie jest piękna, jednak wszyscy są bardzo zmęczeni.- Robert widocznie zawiódł się moją odpowiedzią, jednak wzruszył ramionami i złapał mnie za rękę. - W takim razie chodźmy spać, jednak nie tutaj bo jak się obudzą i zobaczą że nas nie ma mogą się przestraszyć. -Ścisną mocniej moją dłoń, po czym ją puścił i zaczął zchodzić z dachu, a za nim ja.
Doszliśmy na zaplecze sklepu, szliśmy po cichu aby nikogo nie obudzić, co nam się na szczęście udało. Usiadłam w rogu opierając się o ścianę i po chwili opuściłam głowę, Robert usiadł obok mnie i również przygotował się do snu, jednak zanim zasną złapał mnie za rękę i wsuną swoje palce między moje. Poczułam się dziwnie, powinnam była być szczęśliwa, że chłopak, który mi się podoba został moim partnerem. Fakt mojego dyskomfortu więc, tłumaczyłam sobie obecną sytuacją. Rozejrzałam się jeszcze tylko po raz ostatni, patrząc na śpiących towarzyszy, wziełam głęboki wdech po czym opuściłam głowę na ramie siedzącego obok chłopaka i zamykając oczy odpłynełam.-Hania- Obódził mnie czyiś głos. Otworzyłam powoli oczy, a nade mną stała Macrelina - Dzień dobry- Uśmiechneła się. Czyżby to co się wczoraj stało było tylko złym snem? Rozejrzałam się, Zuzy nie było, czyli to musiała być jawa. Chwile po rozbudzeniu się zauważyłam, że Roberta przy mnie nie ma, jednak szybko znalazłam go wzrokiem. Spojrzałam na niego pytająco, nie będąc pewna czy nasza wczorajsza rozmowa także była prawdą. Ten uśmiechną się do mnie zalotnie co upewniło mnie w fakcie, wszytsko bez, wyjątków działo się na prawdę.
Robert odwrócił wzrok i wrócił do rozmowy z Mikołajem, Piotrkiem i paroma innymi osobami.
- O czym rozmawiają? - Zapytałam powoli podnosząc się z ziemi.
-Co dalej. - Odpowiedziała mi Marcelina. - Gadają tak już jakiś czas, jednak nie chcieliśmy budzić śpiących w tym ciebie. Jednak zaraz południe, więc najwyższa pora wstać. -
-I co, wymyślili już coś?
-Cóż.. Problemem jest chyba pora roku. -Mówiła gdy podchodziłyśmy do siedzących na schodach przyjaciół. Lekko schyliłam się stając pomiędzy Robertem a Maciejem. Tuż obok nas przykócneła Marcelina a jej krótka spódniczka ledwo zasłaniała jej nogi.
-Za kilka dni powinno się już robić zimno, zaraz grudzień, a my niczego nie mamy. - Mikołaj nie zatrzymał się w swoich przemyśleniach.
-No ale do szkoły raczej nie wrócimy. - Wtrącił Piotrek.
- Tak wiem. Myślałem nad tym wczoraj wieczorem. - Złożył ręce i położył na kolanach zchylając się. - Zatrzymał się na chwilę. - Musimy iść do Giberii- Giberia była centrum handlowym, stąd oddalonych parę ulic.
-Oszalałeś? Giberia jest wielka! Masz pojęcię ile tam może być tych dziwadeł? - Łukasz bardzo stanowczo wyraził swoją opinię na pomysł odwiedzin galerii.
-Tak wiem. Dlatego, obmyśliłem pewien plan. -W tym momencie wszyscy siedzeli już, czy to na schodach, na ziemi wsłuchując się w to co najstarszy z nas ma do powiedzenia. - . Rozdzielimy się na pięc grup, każda grupa zajmie się innym sektorem. Widzicie, akcja musi pójść jak najszybciej. Będziemy się wymieniać. Jedna grupa będzie stała i pilnowała jednego z wyjść, na wszelki wypadek. Druga będzie szukać jedzenia, najlepiej w puszkach, nie zapomnijcie o wodzie. Trzecia grupa zajmie się znalezieniem ubrań na zimę, nie możemy umrzeć tutaj z zimna. Czwarta postara się o jakieś apteczki, bandaże, leki przeciw bólowe. Oraz grupa piąta która zajmie się szukaniem jakiejkowliek broni, wszystko się nada. - Wszyscy patrzyli na Mikołaja, nie było do końca wiadomo czym w naszych oczach było widać podziw a może niedowierzanie, w każdym razie, jak powiedział tak się stało. Nie było nawet czasu na dyskusję, wszyscy byli głodni i wyziębnięci. Tak więc już po kilkunastu minutach byliśmy gotowi wyruszać w drogę. Powinniśmy byli jednak poczekać aż zrobi się ciemno, tak więc nikt nie chciał marnować czasu i po chwili wszyscy byli gotowi do wymarszu.
-Kaja, ty zostajesz - Mikołaj nagle zarrzymał nas.
-Co?! - dziewczyna oburzyła się.
-Nie dasz rady z twoją nogą, teraz uświadomiłem sobie, że nawet strażowanie wyjścia nie jest dla ciebie bezpieczne. -Starał się mówić spokojnie.
-Więc chcesz mnie tutaj zostawić!? Wiedziałam, że tak będzie! Nie wierzysz we mnie! - Kaja choć widać było iż noga bolała ją nie do pojęcia, jeszcze bardziej od bólu bała się zostania tutaj sama.
-Przedyskutowałem to z Mikołajem, zostawienie ciebie jest naszą wspólną decyzją. - Nagle z tyłu wynużył się się Maciej. Spokojnym wzrokiem patrzył w oczy dziewczynie o kręconych włosach.
-Kpisz sobie ze mnie!?
-Kaja, uspokój się - Powiedziałam, w stu procentach zgadzałam się z Mikołajem i Maciejem. Kaja była by tylko problemem.
-Nie odzywaj się! - Ta nagle krzyknęła. Jej krzyki zaczynały działać już mi na nerwach, a z tego co widziałam nie tylko mi, Maciej wziął głęboki wdech i wydech na uspokojenie się.
-Nie chcesz chyba być problemem, większym niż jesteś. - Usłyszałam cichy głos zza moich pleców, spojrzałam za siebie i nikogo nie ujrzałam, jednak gdy zniżyłam wzrok ujrzałam Kacpra. Najwyraźniej wydawało mu się, że nikt go nie usłyszał, jednak z jego opinią również się zgadzałam tak więc nie zareagowałam na jego komentarz.
-Nie możemy jej tu zostawić- Marcelina wtrąciła się. -Mikołaj, uwierz w nią - Położyła swoją rękę na ramieniu dziewczyny, i patrzyła z przekonywującym uśmiechem na lidera. Mikołaj miał już ponownie powiedzieć nie gdy Kacper ponownie się odezwał. Tym razem na pewno umyślnie.
-Tak Mikołaj, uwierz w Kaję. Wszyscy razem jesteśmy silni. - Marcelina uśmiechnęła się do niego, a w jej oczach było widać iż wreszcie ponownie spostrzrgła w chłopcu swojego brata.
-Biorę to na siebie. - Marcelina zacisnęła pięść i lekko ją uniosła. Mikołaj spojrzał tylko w stronę Macieja, a ten odwrócił tylko spojrzenie dając Mikołajowi do zrozumienia iż szczerze nie obchodziło go czy Kaja będzie uczestniczyła w akcji. Tak więc Mikołaj wziął ostatni wdech i zgodził się na udział dziewczyny. Tuż po tym zaczeliśmy po cichu wychodzić zza zapleczy sklepu.
Piotrek wychylił się sprawdzając czy w pobliżu ktoś się znajduję. Odwrócił się do nas i pokazał ręką, że możemy iść. Szliśmy raźnym krokiem co chwila oglądając się. Ulice były puste, na kiedyś pełnym parkingu stało zaledwie kilka aut. Bloki otaczające nas miały pozgaszane światła. Było cicho, i choć słońce świeciło, zimny wiatr towarzyszył mu.*Kupperinowie - Rodzina Marceliny i Kacpra.
CZYTASZ
W pogoni za życiem
AdventureGrupa nastolatków została wystawiona na próbę przeżycia apokalipsy zombie. Jednak utrzymanie zimnej krwi w takich warunkach jest nie lada wyzwaniem, szczególnie gdy jedno z nich żwyi nienawiść do reszty. W książce cały czas będą wprowadzane zmiany...