Rozdział 14

45 7 0
                                    

Powoli wstałam i zoriętowałam się że metalowa, cienka rurka jest przywiązana czarnym kawałkiem materiału do mojej kostki.
To robota, Tosi- myślałam. Dba o mnie jak o własne dziecko. Jednak dzięki niej nareszcie mogłam używać lewej nogi, po cichu podeszłam do drzwi aby zbadać podejrzane odgłosy. Lekko uchyliłam drzwi aby zobaczyć kto jest po drugiej stronie.
Przez małą szparę zobaczyłam idącego.. Macieja.. Jego długi, czarny płaszcz powiewa za nim kiedy szedł po długim korytarzu. Jednak "peleryna" jego nie była tak długa jak wcześniej, wyglądała na porwaną, Jak by jej dół został oderwany. Materiał jego jej i skrawka materiału którym była przewiązana moja noga wyglądał na podobny jeżeli nie ma taki sam.
-O, poświęcił swój płaszczyk dla mnie? Biedactwo. - Powiedziałam w myślach. Byłam na niego zła, był zimny, nie zależało mi jak zachowywał się w stosunku do mnie, jednak widziałam jak bardzo jego oschłość zniechęcała do niego reszta grupy.
Jednak gdzie on idzie?
Gdzie Maciej wybierał by się i tak późnej porze. Żeby się upewnić spojrzałam na zegar wiszący nad drzwiami klasy. 1:05
Stałam w ciszy obserwując jego postępowanie. Nie wyglądał jak by zoriętował się że go widzę. Tak więc  po ciuchu mocnej uchyliłam drzwi, chłopak kierował się z stronę schodów, znaczyło to, że miał w planach „wycieczkę”.
Powoli wyślizgnełam się z klasy i schowałam za jednym z filarów czekając aż zniknę z jego pola widzenia aby pójść za nim. Maciej zaczął zchodzić po schodach a ja powoli za nim. W mojej głowę krążyło mnusto myśli, nie byłam nawet pewna czy powinnam się odezwać ale nie wiedziałam nawet jak, „Hej zobaczyłam cię jak wyszłam z klasy o pierwszej i postanowiłam że pójdę tobą, co tam?” - yh..wzdrgnełam jak tylko wyobraziłam sobie mnie zaczynając w ten sposób rozmowę. Jednak, w takim obrocie wydarzeń to on powinien się mi tłumaczyć a nie ma jemu.
Chciałam zatrzymać się, i zawołać jego imię, jednak coś tak bardzo upewniało mnie w przekonaniu, że nie powinnam tego zrobić i pójść za nim w milczeniu.
Podczas moich rozmyślań zdążyliśmy zejść na drugie piętro. Nagle Maciej odwrół głowę a jak jak poparzona kucnełam ukrywając się za schodami. Byłam pewna że mnie zobaczył, po  dziesięciu sekundach, kompletnej ciszy, jednak ruszył dalej.
A ja doczekawszy chwilę, podążyłam za nim.

Chłopak podszedł do okna którym posłużyło nam wcześniej jako wejście. zcyzorykiem wkręcił śruby i wyjął szkło. „Co on odwala”- to pytanie było powtarzane coraz głośniej w mojej głowie.
-Czy on.. O to mały chuj! Co on sobie wyobraża?! Że porostu ucieknie i nas zostawi?!-szeptałam do siebie i ściskałam mocno pięści  jednocześnie próbując nie wyskoczyć z kryjówki.
Kiedy chłopak wreszcie znalazł się za oknem lekko jeszcze kulejąc pobiegłam tam i delikatnie się wychyliłam. Maciej wspinał się po gałęzi i przechodził przez mur.
-...- nic nie powiedziałam porostu czułam się zdradzona, zacisnełam zęby i kiedy on przeskoczył przez na drugą stronę ja wyskoczyłam przez okno i uważając na kostkę wspieram się po gałęziach. Udało mi się i dostałam się na drugą stronę muru, w oddali widziałam sylwetkę Macieja idącego w strone...szpitala..? Po co miał by tam iść? Samemu? Straciłam nadzieję gdy oddalił się bardzo daleko, jednak wtedy zoriętowałam się że nie mam jak wejść sopowtorem. Postanowiłam wrócić i powiadomić resztę. Gdy jednak odwróciłam się zrozumiałam, że nie ma mowy abym weszła z powrotem, bez czyjejś pomocy. „Idotka” powiedziałam do siebie w duszy, jednak nie czekając długo popędziłam za Maciejem.
Noc była chłodna, ale nie zimna, ulice oczywiście były puste, oświetlone latarniami, i lekko wychylającym sięzza chmur, białym księżycem. Utrzymywałam bezpieczny odstęp, od chłopaka, wpatrując się w ten rogal na niebie, przyglądając mi się. Liście pozostałe liście na drzewach szeptały do mnie, ale nie wiedziałam co, byłam senna, teraz szłam za Maciejem tnie tylko iż bez jego pomocy nie dostanę się do szkoły, ale również myśl o tym żeby nas zostawił nie dawała mi spokoju. Przeszliśmy razem wiele, od momentu gdy zaczęło się liceum. Byliśmy tak zżytą grupą, że trudno było uwierzyć żeby ktoś z własnej woli odszedł nie mówiąc nic. Maciej nigdy nie odzywał się za bardzo, jednak nie wyglądał jak by mu się nie podobało.
Że wspomnień wyrwało mnie wspomnienie, zombiaka, który jeszcze kilka godzin temu chciał mnie zabić.
Serce od razu zaczęło szybciej mi nic ale po kilku wdechach i wydechach uspokoiłam się. „Nie dam z siebie zrobić posiłku dla tych potforów” -
Obiecałam sobie, nie wiedziałam jednak, że bardzo trudno będzie mi dotrzymać tej obietnicy...

W pogoni za życiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz