Rozdział 17

37 5 2
                                    

-H-Hania..- Usłyszałam głos zza moich pleców. Odwróciłam się po czym zobaczyłam wysoką dziewczynę, jej blond włosy sięgały do jej łopatek. Ubrana była w różowy, golf, który odc szyi do ramion był biał-koronkowy. Miała na sobie krótką spódniczkę, białe zakolanówki i pudrowy buty. A w świetle błysną się jej aparat na zębach.
-Marcelina..?- Jej twarz była, i całą się trzęsła co utrudniało jej wypowiadane słów
- Jak to? Co ty tutaj robisz?- Wyglądała na szczęśliwą i jednocześnie przestraszoną, choć jak zawsze próbowała to ukryć za uśmiechem, jednak znałam ją za dobrze. Nie tylko ja ale i cały plac doskonale wiedzieli kim była ta zawsze uśmiechnięta blądynka. Zobaczenie jej po tak długim czasie było jak najlepsza rzecz, która przytrafiła się od początku tego horroru.
- Marcelina o Boże, co ty tutaj robisz?!- powiedziałam i rzuciłam się jej na szyję. - Tu nie jest bezpiecznie, ja, Maciej,  Kaja, Tosia..- wymieniałam- Zuza, Robert, Mikołaj, Piter i Łuki wszyscy jesteśmy w szkole. Ale jeden z tych debili-Maciej  postanowił sobie zrobić nocną  wycieczkę do szpitala. - Mówiłam, Marcelina patrzyła się na mnie, gdy nagle spojrzała w dół.
-Oh.. Co się stało? - Zapytała patrząc na moją kostkę.
-Spadłam ze schodów, to nie wielkiego
-Zawsze tak mówisz kiedy ci się coś stanie. - Ukucneła i lekko dotknęła rurki przywiązanej do mojej nogi. - O, bardzo dobrze zabandarzowane, sama to zrobiłaś?
-Nie, Maciej, użyczył mi skrawek swojej kurtki.
- On chyba się nigdy nie zmieni-Marcela zaśmiała się, próbując zmienić moje pesymistycznie nastawienie.
-A ty? Jak się tu znalazłaś?-Zapytałam.
- Przyszłam odwiedzić brata. Kacpra
przyniosłam mu kwiaty i balony i jak tak siedziałam i modliłam się żeby
wyzdrowiał, jakoś mi się przysnęło. A gdy otworzyłam oczy po szpitalu wszyscy biegali jak opęntani, gdy nagle jakaś pielęgniarka do mnie podbiega i kazała mi się ukryć, więc nie wiedząc co się dzieje schowałam się w szafie. Po jakiejś chwili chciałam wyjść ale ona przewróciła się i przy upadku uderzyłam się w głowie.. Chyba straciłam przytomność. - Straszne przeżycie ale brzmi jak komedia. - Marcelina zawsze była wesoła, nie ważne kiedy i gdzie, ona zawsze wywoływała uśmiech na twarzach innych i znajdowała pozytywy nawet w najgorszych sytuacjach, to była jedna z wielu rzeczy, które w mnie w niej denerwowały, choć szczerze jej ich zazdrościłam .
- Z tego co mi powiedziałaś, jest was spora gromadka. Czemu się ukrywanie, co się w ogóle dzieje?

Tłumaczyłam jej wszytko ok samego początku, podczas gdy ona patrzyła na mnie z niedowierzaniem i smutkiem.
-Czyli... To jest..
-Apokalipsa? Na to wygląda, ale nie ma teraz czasu się mad sobą użalać, co z Kacprem? - Bałam się zapytać o jej brata, jednak ważną informacją było czy wszystko jest z nim wporządku. Chłopiec był jedynym bratem Marceliny co pozostawało duże prawdopodobieństwo iż jest jedynym człowiek jej rodziny, który pozostał przy życiu.
- Kiedy udało mi się wyjść z szafki, on był w szoku, ale na szczęście nic mu nie było, już jutro miał być wypisany że szpitala, więc postanowiłam, że powinien jeszcze odpoczywać podczas gdy ja pójdę poszukać pomocy, i wtedy znalazłam ciebie. Kacper leży w sali.. Em.. 36.
- Trzeba go zabrać i wracać do reszty grupy, samemu jest tu niebezpiecznie.
-Tego się domyśliłam, jednak pytaniem jest gdzie zapodział się Maciej, nie możemy wrócić
bez niego. - Nalegała Marcelina. Miałam już Marceline, i zaraz Kacpra, nie potrzebowałam już Macieja żeby móc wrócić do szkoły. Poza tym, to on postanowił nas zostawić.
-Nie potrzebujemy go, weźmy Kacpra i zabieramy się stąd
-Żartujesz sobie?! Nie możemy go tak porostu zostawić! On jest naszym przyjacielem.
-Twoim przyjacielem. - Zebrałam pasmo włosów i związałam z tyłu głowy.
-Naszym - Marcelina złapała za moją rękę i patrzyła w moje oczy. Nie powiedziałam kiedy tak na mnie patrzyła, bez słów mówiła mi że się mylę. Patrzyłam tak jeszcze na nią przez chwilę, gdy się poddałam.
-Yh. Dobrze, ale najpierw zajmij się Kacprem. Dziewczyna odpowiedziała mi uśmiechem.

Szłyśmy powoli po schodach uważając na moją kostkę, gdy tak wchodziłyśmy stopień po stopniu, cieszyłam się, że będę mogła zobaczyć mojego "Młodszego Brata"dawno nie widziałam tego niskiego lecz bardzo interesującego bruneta w swoich okularach, bardziej przypominających gogle. Było w nim jednak coś przyciągającego uwagę, i łatwo można było powiedzieć, że wyrośnie na przystojnego mężczyznę. Był również na swój sposób uroczy, jego ciemne, duże oczy, i ciepły uśmiech potrafił roztopić najzimnjejsze serce. Widać było, że to rodzinne, Marcelina zarzała swoją pozytywnością i samo patrzenie na nią pocieszało człowieka.

W ciemnościach trudno było dostrzec numery sal, jednak udało się to mam po nie długim czasie.
-34..35..36! Jest- Marcela wskazała palcem na złocisty numerek widniejący na drzwiach.
-Świetnie- Łokciem otworzyłam drzwi i we dwójkę powoli weszłyśmy do sali, jednak to co zobaczyłam przeraziło mnie.

Piotrek siedział w milczeniu przyglądając się  martwemu zombikowi leżącemu na jego kolanach. Wszyscy zbiegli się wokół niego i zepchneli potwora z przyjaciela.
- To było nie złe - Łukasz popatrzył się na grupę i zaśmiał się niepewnie.
- Dobrze, że nic wam nie jest- Robert otarł mokre czoło
- Ale Piotrek musi bardziej uważać, bo jak by nie miał przy sobie noża albo ręki hehe, był byś już zakażony. - Mikołaj mówił wycierając ręce z krwi.
-Uspokuj się typie, mam wszystko pod kątrolą, ja przynajmniej pomyślałem o normalnej broni, nie to co wy pacany, z kluczykami i mopem.
- Łukasz zazgrzytał zębami gdy usłyszał ten komętarz, nie był typem chłopaka, który spokojnie wytrzymywał przezwiska, nawet najlżejsze lecące w jego stronę.
-Ej nie że coś, Ale ty tu się nie wykazałeś Piter- Mikołaj również odczuł swojego rodzaju oblegę bardzo mocno czego jednak nie chciał ukazać.
-Jezu spokojnie chłopczyki - Piotrek zaśmiał się, wstając z podłogi wspomagając się wcześniej mu podanej pomocne dłoni Kaji.
- Tak w ogóle to dziękujcie Kaji, to ona przybiegła do nas.
-Przyszłamz ale nie za nim wy krzyknełyścię o pomoc. Poszłam powiedzieć że nie ma Hani
-Jak to nie ma Hani!?- Tosia zadała pytanie, gdy nzoriętowała się o braku mojej obecności.
Wszyscy zgodzili do sali, i faktycznie była ona pusta, następnie zoriętowali się również, że brakuje nie tylko mnie.
- Maciej uznał że szkoła to nie jest dobre miejsce na robienie dzieci? - Łukasz jak zawsze zarzartował sobie a Piotrek wybuchnął śmiechem.

W pogoni za życiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz