Rozdział 7

50 7 0
                                    

Powoli otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa i prawe kolano, czułam przeszywajace mnie dreszcze chłodnego powiewu wiatru. Rozejrzałam się, byłam w czyimś domu. Wygladał na bogaty i zadbany, leżałam na białej kanapie i usłyszałam odgłosy dobiegające z bodajże kuchni, spróbowałam podnieść głowe, zrobiłam to bardzo powoli bo przez okropny ból robiło mi sie ciemno przed oczami.
Na fotelu obok siedział..Maciej trzymający czarny notes i najwyraźniej coś zapisywał.
-Gdzie...Gdzie ja jestem?-zapytałam cicho ale wystarczająco aby mnie usłyszał.
Spojrzał na mnie bez słowa ale po krótkiej chwili powrócił do zapisywania i odpowiedział  ze spokojem.
-Jetes u mnie w domu.
-Mama wie..?
-Tak.
-To czemu jestem tutaj a nie u siebie? - Maciej milczał.
-Która jest godzina?
-Troche sobie pospałaś, dokladniej 2 dni.
-..Co?!-Wrzasnełam,ale od gwałtownego podskoczenia powstrzymał mnie ból w głowie i zmusił do położenia sie po raz kolejny.- Jak sie tu znalazłam?-Zapytalam łapiąc sie za głowe która nie ustannie bolała. Maciej podał mi szklanke wody,którą powoli wypiłam.
Maciej zamkną notes, po czym zaczął. - Nie wracalście przez jakiś czas, wiedziałem że to głupi pomysł. Tosia siedziała z tobą trzymając cię blisko siebie, trochę jak zajęło dojście do siebie. Antek pomógł mi cię tu przynieść. Przewróciłam się na drugi bok, jednak szybko przypomniałam sobie co faktycznie stało się tamtego wieczora.
-A co z Justyną?!
- Leży w szpitalu.
-Ale wszystko z nią okej?
Maciej znowu nie odpowiadał na moje pytanie.
-Powiesz mi chociaż czy żyje?
-Żyje.- Maciej wstał i odłożył książkę na półkę.
-A reszta?
-Nikt inny nie ucierpiał. Przynajmniej nie fizycznie.
-A co z tym mężczyzną?- Powoli usiadłam na kanapie, gdyż po wypiciu wody było mi już lżej.
-Zabrali go, ale nie udzielili więcej informacji, nic też nie mówili w informacjach.
-Tak jak by chcieli udawać jak by nie się nie wydarzyło? -Zapytałam. Maciej odwrócił się i spojrzał mi w oczy w milczeniu.
-Tak.

Spojrzałam się na sufit i spowrotem na Macieja.
-Idiotyzm-powiedziałam a Maciej wziął tylko głęboki wdech i wydech. -
-Nie możemy tego tak zostawić, ten typ nie był człowiekie, co jeżeli skrzywdzi innych ludzi?
-On nie żyje. Poza tym - Maciej usiadł obok mnie ale nie patrzył się na mnie choć przez chwilę. - Hania, jest jednak coś czego dowiedzieliśmy się z wiadomości.
-Co takiego?
-Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie.
-C-co?
-Ta szczepionka, ona, rozpoczęła wirusa, nikt nie wiedział co do końca się stało. Ale jest już w Polsce, to jakiś błąd laboratoryjny, zacznie się apokalipsa.

-.... Muszę iść do domu.-
-Nie teraz.
- Muszę teraz!- Krzyknęłam gdy nagle
usłyszeliśmy uderzenie w drzwi.
-Kto to? - Zapytałam. Maciej wstał i poszedł w stronę drzwi. Moment jego nie uwagi był dla mnie nadzieją.
„Oszołom” - myślałam gdy pociągu brałam moje rzeczy, nie było to łatwe przez okropny ból moich kości i głowy, ale czułam się tak nie komfortowo że musiałam się z kąd jak najszybciej wydostać.

-Gdzie się wybierasz? - chłopak odwrócił się.
- Idę do domu. - myślałam że będzie mnie zatrzymywać ale tylko spojrzał na mnie gdy będąc przy drzwiach zapytałam. -Kto to był?
-Nikogo nie widziałem. - Odpowiedział. Wychodziłam już z domu gdy nagle powiedział
-Dzisiaj idziemy odwiedzić Justyne. Spotykamy sie grópą na placyku o 17.15.
-Ok-Odpowiedziałam któtko i popędziłam do domu.
Jednak gdy tam dotarłam nie mogłam uwierzyć wlasnym oczą.

W pogoni za życiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz