- Hej.. Wiem że ci ciężko- Tosia trzymała za ręce Zuzę. - Wiem też, że pewnie nie chcesz o tym rozmawiać. - Dziewczyna przesunęła się bliżej i zdjęła okrągłe okulary z zaczerwienionego nosa. - Proszę, powiedz co się w tedy stało. - Kontynuowała, jednak szatynka siedziała w ciszy patrząc na zwoje kolana. Siedziały na ławce na korytarzu, światło białego księżyca padało przez okna, i padało na dwie nastolatki. Tosia chciała już odpuścić, gdy nagle Zuza zaczęła.
-Szliśmy, było spokojnie i cicho, ale nagle jak z pod ziemi pojawiła się przed nami grupa dziwnie wyglądających ludzi. Myśleliśmy że to jacyś bezdomni albo porostu patologiczni kibole. Chcieliśmy oddalić się do nich, jednak nie mieliśmy nawet chwili, gdy zaczęli biec w naszą stronę. Utylaki, ale byli szybcy. Wyglądali.. Tak jak z waszych opowieści. Ja.. Ja przestraszyłam się. I nie mógł się ruszyć, słyszałam tylko jak pozostali oddalają się odemnie. Wszyscy oprócz Antka. Złapał mnie za rękę, i chciał uciekać. Ale.. - Zuza przerwała posyłając łzy. - Ale nie byliśmy wystarczająco szybcy. Biegliśmy w stronę wieżowców, i udało nam się dostać do jednego z nich. Powinniśmy byli się zabarykadować, ale nie myśleliśmy w tedy o niczym. Biegaliśmy pi schodach nie wiedząc nawet gdzie. Zobaczyliśmy łazienki, i tak właśnie wbiegliśmy. Robert wciągnąnie do jednej kabiny i szybko ją zamkneliśmy. Staliśmy na klapie, tak aby nasze stopy były nie widoczne. Robert powiedział mi że Mikołaj i Antek są obok. Uspokoiłam się trochę, jednak nie ma długo. Po kilkunastu minutach, chcieliśmy, Antek szedł pierwszy, nigdy nie a ja za nim. Ściskał moją rękę, odwrócił się dotykając klamki, popatrzył mi w oczy i powiedział „Kocham cię, wybacz mi jeżeli coś się nam stanie, zrobię jednak wszytko żeby cię ochronić”. Następnie popatrzył się na Roberta a ostatecznie na Mikołaja, po czym otworzył drzwi.
On.. On wiedział co było po drugiej stronie. Krzyknęłam, widząc całą, wielki grupę zombiaków, było ich przynajmniej piętnastu, a wszystkie rzuciły się na nas.
Mieliśmy więc z powrotem, gdy Antek wyskoczył przed nas.
One.. Zabiły go. Zabiły go na moich oczach, kiedy na patrzyłam w jego. Umierał, cierpiał, próbując przytrzymać jak najwięcej z nich na sobie.
Mówił coś. Ale, ale ja nie wiem co. - Zuza złapała za koszulkę przyjaciółki - Ja nie wiem jakie były jego ostatnie słowa!!!- Tosia wpatrywałam się w podniesioną głowę Zuzy, była czerwona a jej twarz była cała mokra. Nie wiedziała przez chwilę jak ma się zachować, czując jak z jej oczy również ciekną łzy. Przytuliła głowę dziewczyny, Zuza jęczała z bólu po stracie, a Tosia trzęsła się mocno, podczas uświadamiania sobie, że już nikt nie zobaczy ”Ojca” ich wszystkich.Kaja siedziała, z uspokojonymi już Tosią i Zuzą. Rozmawiały już do jakiegoś czasu.
- Macie ten stabilizator?- Kaja zapytała
- Dałyśmy go Maciejowi.
-Chcesz mi powiedzieć, że masz Maciej będzie opatrywał naszą Hanię? Uhuhu...
- Wątpię aby coś z tego było, słyszałam że Hania ledwo wytrzymuje towarzystwo Macieja.
-Tak?
- Tak. Na razie go jeszcze nie nienawidzi, ale widać jak bardzo irytuje ją jego obecność.
-To tak samo jak mnie. - Kaja oparła się i ścianę - Myśli że jest najlepszy z nas wszystkich i nie potrzebuje naj do niczego, Jak dla mnie to mógł by odejść.
-Co tu gadasz? Maciej nie jest moim faworytem, ale jest z nami do samego początku, dłużej od Hani.- Tosia zdziwiona niechęcią Kaji do chłopaka, usiadła koło kręconowłosej.
-No niby tak, ale Hanię wolę tysiąc razy bardziej.
- Mnie też Maciej irytuje. - Dodała Zuza
-Czy to dla tego że nie może się otworzyć i cały czas siedzi cicho? - Dopytywała się Tosia.
- To też. - Ujęła krótko Zuza czyszcząc rękawem okulary. - Jednak jest coś więcej, ale nie dowiedziałam końca wiem co.
- Może fakt że będąc przystojnym jest strasznie nie dostępny.
-Haha, No urok jakiś w sobie ma- Zaśmiała się Kaja.
-Nie w moim typie. - Westchnęła Zuza, dziewczyny zobaczyły że trudno się jej rozmawia.
- No dobra, dzięki za pogadankę, ja wracam do Hani, zobaczymy czy jeszcze żywa. - Zakończyła krótko Kaja, wstając z podłogi i kierując się do wyjścia z klasy.-Haha-zaśmiał się głośno Robert z wypowiedzianego przez Piotrka żartu. -Dobre, haha,.. Panowie to będzie ciekawa przygoda.
- Bardziej nisz ciekawa, będzie ona nie bezpieczna, śmierć będzie czekała na nas z każdej strony. Już czeka. - Mikołaj siedzący dalej od przyjaciół, przejął się.
-Trochę więcej wiary w siebie - Robert podszedł do niego i poklepał Po ramieniu. - Możemy się przejmować, albo nie. Wybór należy do nas. A ja, nie wiem jak ty, ale wolę się nie przejmować. Mamy wystarczająco dużo problemów na głowie, takich jak brak jedzienia, a ostatnie co jadłem to wczorajsze śniadanie.
-Dlatego właśnie tak jak ustaliliśmy, jutro wybieramy kogoś na patrol.
Ustalmy już teraz kto idzie. - przypomniał Piotrek.
-Jak dla mnie nie ma problemu- Robert założył ręce za szyję i odchylił się na krześle na którym usiadł.- Ja mogę iść, bo w przeciwieństwie do Hani mam sprawę dwie nogi-Łułasz podniósł głowę i zgłosił się podnosząc rękę.
- A No właśnie, co z tą nogą.
-Rozmawiałem o tym jakiś czas temu z Maciejem. Na razie użyjemy czegoś aby nogę ustabilizować, czym zajęły się już Tosia i Zuza. Nie mamy jednak, nic więcej co mogło by mam pomóc więc farciara będzie zostawała w szkole, podczas gdy my zajmiemy się wszystkim.
-Nie możemy jej zostawić samej, ktoś musi z nią zostać.
-Ja bym chciał, ale czuję potrzebę pomocy przy jutrzejszej wyprawie Po jedzenie. - Stwierdził Robert.
-No to może Maciej, właśnie, gdzie on jest. Łukasz miałeś z nim tu przyjść. Mieliśmy ustalać jutrzejszy dzień.
-Kiedy wychodziłem gadał z Tosią, chyba dawała mu te rurkę dla Hanji czy coś.
-Poszedł do Hani? - głos Roberta zrobił się chłodniejszy.
-Czy ja wiem. Haha ciekawe czy coś z tego będzie.
-Ja się nie będę ciężarną Hanką zajmował.- Żart Łukasza rozśmieszył wszystkich tak bardzo, że nie usłyszeli nawet odgłosów dobiegających zza drzwi.W ciszy szłam za Maciejem, tak naprawdę nie czując już bólu-Najwyraźniej dobra z niego pielęgniareczka- zaśmiałam się w głowie.
Szedł on jeżcze jakiś kawałek cały czas ostrożnie oglądając się za siebie,
Jednak jako najniższa i najszczuplejsza osóbka z naszej paczki zgrabnie chowałam się za krzakami czy budynkami.
Po pietnasto-minutowym marszu doszliśmy do.. Szpitala?- po co Maciej miał by iść do szpitala w nocy, samemu? - To pytanie nie dawało mi się skupić. Gdy jednak pozbierałam myśli, jego już nie było. Wszedł do środka. Nie miałam chęci podążenia za nim ale czułam jak niewidzialna siła pchała mnie w stronę drzwi wejściowych. Powoli weszłam do środka i rozejrzałam się. Po jednej i po drugiej stronie ciągną się długi i ciemny korytarz, podłoga była brudna a ściany umazane we krwi, gęsia skórką przeszła moje ciało jednak adrenalina wzięła górą i poszłam w prawo. Nie wiedziałam w którą stronę oddalił się Maciej, a na dodatek mój mózg był kompletnie wyłączony przez brak snu. Szłam powoli i rozglądałam się, moje buty wydawały głośny dzwięk tupania co było jedynym wypełnieniem głośnej ciszy. Szłam tak w milczeniu gdy nagle usłyszałam dźwięk mocno zatrzaskujących się drzwi, odskoczyłam do tyłu wywracając się o jakieś poprzerwane kable, jedyne co byłam wstanie zrobić to siedzenie w bezruchu i wpatrywanie się w ciemny korytarz, byłam pewna, żeby dźwięk dobiegł mnie ze strony wejścia więc bezpieczniejsze by było udanie się w stronę przeciwną, co jednak oznaczało zagłębienie się w straszny szpital.
Można by pomyśleć, że nieznanie pobliskiego szpitala było czymś dziwnym ale ja nigdy nic nie złamałam i nie skręciłam.. No do dnia wczorajszego. Ale o mojej kostce już zdążyłam zapomnieć, rurka utwardzająca ją była tak dobrze przymocowana, że ból był praktycznie nie odczuwalny.
Wstałam i nie patrząc w tył szybkim krokiem popędziłam w ciemną stronę szpitala.

CZYTASZ
W pogoni za życiem
AdventureGrupa nastolatków została wystawiona na próbę przeżycia apokalipsy zombie. Jednak utrzymanie zimnej krwi w takich warunkach jest nie lada wyzwaniem, szczególnie gdy jedno z nich żwyi nienawiść do reszty. W książce cały czas będą wprowadzane zmiany...