XXVII.

836 46 18
                                    

// To co, wypadałoby kończyć już tą książkę, no nie?

- Zrozum, że to już nie jest mała zabawa, a cholernie wielkie ryzyko, które z każdym naszym ruchem rośnie. Czy ty w ogóle pomyślałeś przez chociaż chwilę co mogło się stać, gdyby oni to jednak dostrzegli? Jeden zły ruch i tracimy wszystko, dosłownie wszystko. - Uniesiony ton pana Jeona właśnie starał mi się wytłumaczyć jak wielki jest już nasz biznes.

- Wyobraź sobie, że za tym jednym "złym ruchem" pójdą kolejne. Najpierw odkrycie narkotyków na lotnisku, później znalezienie Jimina, który doprowadziłby ich do tamtych osób którzy nie dość, że handlują ludźmi, to jeszcze w mgnieniu oka ogarnęliby do tego kto ściągnął na nich psy. - dodał Namjoon, patrząc na mnie już z lekkim politowaniem. 

- Jeszcze Tae. - dopowiedział znowu Jeongguk. 

Ja jedynie patrzyłem na nich wszystkich, bez większej reakcji. Kamienna twarz łapiąca kontakt kolejno z trzema osobami po bokach, jak i na przeciwko mnie. Zero reakcji, jakichkolwiek emocji. Nie ruszało mnie to? Chyba nie tak bym to określił, gdyż doprawdy martwiłem się aktualnie nawet bardzo. Nie o pieniądze, nie o interesy, czy nawet ludzi z tego burdelu, a o moich przyjaciół, którzy byli ze mną na prawdę od zawsze, no może oprócz Hoseoka, chociaż i on był mi bardzo bliski. Na dodatek ten mój Jimin no i Tae.. zdążyłem przywiązać się do tego chłopca, a jego bezpieczeństwo stało się dla mnie ważne. Widok jego, leżącego na podłodze chwilę po tym jak próbował odebrać sobie życie, prześladował mnie od tamtego dnia. Pozwoliłem aby ktoś chciał skończyć ze sobą, bo ja wpłynąłem na jego. Co jak co ale posiadanie człowieka na sumieniu wykończyłoby i mnie, dlatego też chciałem się nim zaopiekować. Stopniowo pozwalałem aby poczuł się chociaż trochę komfortowo w moim, jaki i moich przyjaciół towarzystwie, a oni natomiast starali się mi pomóc, jednocześnie mówiąc jakie błędy wcześniej popełniłem. 

- Więc... Co teraz? - Zapytałem cicho, lecz spokojnie. 

Moja głowa lekko się schyliła, a ja sam musiałem aż przymknąć swoje oczy. Bezsilność, najgorsze uczucie jakie może nam kiedykolwiek towarzyszyć. Rzucić od tak wszystko? Czekać aż los sam wyznaczy nam pokutę? Czy może kontynuować, czekając jednocześnie aż siły wyższe odbiorą nam jedyny sposób w jaki umieliśmy żyć. Opcji niby wiele, ale to tylko pogarszało sprawę, gdyż każda miała to swoje ale, każda nie była omówiona i odpowiednia. 

- Nam, jesteś najstarszy i z tego co wszyscy wiemy, najbardziej odpowiedzialny. - Zaczął Hoseok, w tym samym momencie wszyscy odwrócili swoje głowy w stronę właśnie tego mężczyzny. 

Jego wyraz twarzy był równie załamany jak wszystkich pozostałych. Na jego rękach właśnie leżał los nie tylko nas jako przyjaciół i głównych założycieli tego całego gówna, ale też nasze życie i relacje z innymi. Cisza, jedyne co dało się usłyszeć to radość dwóch chłopców z salonu, co trochę mnie uspokajało. Chyba po raz pierwszy słyszałem szczery i wesoły śmiech Jimina, przez co na jakiś czas mój kącik ust uniósł się do góry. Uroczy. Ale wracając...

- Yoongi, pamiętasz dom w Kalifornii? - odezwał się po chwili, a ja na jego słowa przytaknąłem jedynie głową. - Zamieszkamy tam na jakiś czas. Teraz najistotniejsze jest to aby z tym wszystkim skończyć i przeczekać szum aktualnej sprawy. Jeśli cokolwiek dalej wyjdzie na jaw, chyba nie muszę wam tłumaczyć w jakiej dupie jesteśmy. - Mówił z opanowaniem. 

- Czyli mamy uciekać? - Zdziwiony głos Jeona przerwał starszemu.

- Nie. Jak już powiedziałem, musimy przeczekać. Przy okazji odetniemy się od wszystkiego za co byliśmy odpowiedzialni, aż do momentu gdy wszystko ucichnie, jednocześnie znikając. Macie zapłacić do końca tego tygodnia wszystkim tym którzy tego oczekują, mówiąc im też, że nie mają oczekiwać już niczego więcej. Za parę dni będziemy mieli zimę, więc co wy na to aby przeżyć święta w Stanach? 

Bleeding hand • YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz