Rozdział siedemnasty ,,Powodzenia, Hange."

301 31 21
                                    

Bardzo dobrze wiedziałam, że w tym życiu, Bóg, nie da nam chwili wytchnienia. Miałam mimo to nadzieję, że chociaż tego dnia, będziemy mogli nacieszyć się sobą w spokoju. Nadzieja jest matką głupich. Teraz to przysłowie, lub jak inni wolą wymyśloną przez innych ludzi dziwną przestrogą, która krąży między nami od pokoleń, nabiera coraz większego znaczenia. Dlaczego jednak ci, którzy są u góry nie interweniują i dają nam tak cierpieć?

— Mikasa! Armin! — krzyknęłam do nich, kiedy tylko dano mi ich ujrzeć. Podbiegłam do nich i nie tracąc czasu, od razu zadałam pytanie. — Gdzie oni są?!

Po ich minach wiedziałam, że również co dopiero sie dowiedzieli. Mikasa była tak bardzo roztrzęsiona, że cała się trzęsła a Armin rzucał jej z boku krótkie spojrzenia... Sami nie wiedzieli jak sobie pomóc.

— Hange... Floch i inni przetransportowali Erena na brzeg morza... Eren... On chce płynąć na Mare...

To co powiedział Armin wbiło mnie w ziemię. Mój wzrok wbił się w niebieskie oczy chłopaka, który patrzył na mnie tak samo ze strachem w oczach jak ja na niego. A to co się teraz działo musiało być jakimś nieśmiesznym żartem...

— Katastrofa! To jest katastrofa! —  złapałam się za głowę, automatycznie chodząc do okoła, tworząc niemałe kółka. Gadałam do siebie jak kiedyś, gdy się bardzo denerwowałam. Miałam gdzieś wszystko co działo się dookoła. Teraz liczyła się tylko moja głowa, która była pełna czarnych scenarjuszy.

Po chwili się jednak zatrzymałam się i ponownie spojrzałam na dwójkę przyjaciół, którzy wbijali we mnie swoje spojrzenia.

— Czy Yelena ma coś wspólnego z tym wszystkim? — spytałam poważnie, na co blondyn pokręcił głową.

— Z tego co mówił nam Floch, chcą, aby inni nic się nie dowiedzieli. Zwłaszcza ludzie z Mare...

Z tego powodu mogłam odetchnąć.

— Armin, przygotuj jak najwięcej naszych do wyprawy. Jeśli Yegarzyści wyruszyli niedawno to uda nam się jeszcze ich dogonić. — zauważyłam.

— Tak jest! — krzyknął a po chwili już go nie było. Zostałam sam na sam z Mikasą.

— Mikasa, ty też się przygotuj, będziesz nam potrzebna... — uśmiechnęłam się krzywo w jej stronę, nadal stojąc nieopodal jej osoby. Ona jedynie kiwnęła głową i odwróciła się na pięcie.

Westchnęłam, łapiąc się za skroń. Powoli miałam tego wszystkiego dość. Byłam cholernie zmęczona, a z tego co mi wiadomo to Eren miał wybawić nas a nie teraz my jego...

— Hange, w swoim pokoju masz już strój. Idź się przebrać. Ja wyprowadzę Twojego konia. — słysząc jego głos, oraz słowa, które skierował w moją stronę, spowodowały, że mój uśmiech zniknął z mojej twarzy.

Odwróciłam się w jego stronę. Był już gotowy. Odziany w nowy strój, który leżał na niego idealnie. Z nienagannym wyrazem twarzy, patrzył prosto w moje oczy. Nie miałam już siły się do niego uśmiechnąć...

— Gdy już wszyscy będą gotowy, to przekaż, aby podzielili się na trzy osobowe grupy. Każdy z nich ma mieć zielone flary. Dzięki nim przekażą innym pozycję Erena, jeśli tylko go zobaczą. — powiedziałam m odchodne, po czym biegiem ruszyłam w stronę swojego pokoju.

Ubranie się w podany strój zajęło mi mniej niż te dziesięć minut. Do tego jeszcze założyłam na plecy karabin, który podarował mi kiedyś Pyxis na rocznicę bycia Generałem... Ciągle miło to wspominam... Mimo to, nie miałam na to wystarczająco czasu. Kiedy już wychodziłam, poprawiłam swoją opaskę na oko i biegiem kierowałam się do stajni, w której stały konie.

𝑾𝒊ę𝒄𝒆𝒋 𝒏𝒊ż 𝒕𝒚... | 𝑳𝒆𝒗𝒊𝒉𝒂𝒏✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz