Rozdział dwudziesty trzeci ,,Musisz dotrzymać słowa."

241 30 38
                                    

Wydawało mi się, że droga do domu trwała całe wieki. Miałam dość dosłownie wszystkiego, a mój stan emocjonalny wcale mi w tej chwili nie  pomagał. Potrzebowałam snu, odpoczynku i w każdym znaczenia tego słowa – świętego spokoju. Wiedziałam jednak, że to nie koniec a kolejny początek koszmaru, iż tutaj zawsze na początku jest spokojnie, wszyscy żyją w swobodzie a potem staje się coś niespodziewanego.

Doskwiera mi brak nadziei i sił, a to co mnie utrzymuje przy życiu to chęć zakończenia tego piekła dla przyszłych pokoleń oraz sam Levi Ackerman, który pewnie bardzo się o mnie niepokoi...

— Zeszło ci trochę, Hange. — westchnęłam cicho, gdy znalazłam  się przy bocznej bramie, tam gdzie nikt nie mieszkał a powitanie złożył mi sam Kapitan Pixys. — Witaj w domu.

— Tak... — kiwnęłam niechętnie głową, tak samo wysilając się na lekki uśmiech. — W końcu w domu..

Zsiadłam z konia i powolnym krokiem podeszłam do jego pyska, aby móc go pogłaskać. Te zwierzęta ucierpiały tak samo jak ludzie, chodź to tylko zwierzęta. Im też należy się prawowity szacunek...

— Jestem pewien, że padasz z nóg. — ciągnął dalej mężczyzna, gdy ja stałam do niego tyłem. — Może napijesz się z nami wina z Mare? Jest na prawdę wyborne...

Byłam sobie wdzięczna, że kapitan nie widział wtedy mojej twarzy, która w parę sekund ożywiła się. Śmiertelnie zaskoczona tymi słowami, bałam się cokolwiek odpowiedzieć. Kolejne problemy przyszły do nas wcześniej, niż się spodziewaliśmy...

— Podziękuje, Kapitanie — odwróciłam się do niego i ponownie lekko uśmiechnęłam. Potem, nawet nie czekając na jego odpowiedź zasiadłam na rumaka i od razu pognałam przed siebie.

Rdzeń płynowy Zeke'a dotarł aż do dowódctwa i cholera wie, gdzie jeszcze. Teraz nikt nie był bezpieczny, jednak to nie był jeszcze nasz najgorszy problem. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Eren nadal działa na własną rękę a Zeke nie jest już w stanie z nami współpracować.

Musimy tylko czekać, aż Mare uderzy na Paradis co pewnie nastąpi niedługo...Reiner oraz inni na pewno będą chcieli się zemścić i na dobre dobić Erena.

— Levi! — krzyknęłam głośno, gdy zauważyłam go na horyzoncie. Uśmiechnęłam się szeroko na jego widok, nie wspominając już tych zabolałych chwil. — Wróciłam...

Zatrzymałam się przed nim i zeszłam z konia, nadal trzymając go za lejce. Mężczyzna na przeciwko mnie, patrzył na mnie bez cienia uśmiechu, lecz po chwili ujrzałam na jego ustach lekki uśmiech a jego słowa ogrzały na nowo moje serce...

— Witaj z poworotem, Hange.

***

Opowiedziałam mu wszystko co do każdego szczegółu. Słuchał mnie dokładnie i wcale mi nie przerywał, jednak gdy skończyłam wtrącił swoje dwa słowa. Mimo to żal mi było brata, iż objecał mi, że napijemy się wina, gdy tylko się spotkamy, a tego następnego razu już nie będzie...

— Nie powinnaś teraz o tym myśleć. — mówił Levi, gdy ja zwiesiłam głowę w dół. — Jeśli twoja hipoteza jest w pełni przemyślana, to powinniśmy obmyślić plan ewakuacji...

— Nie mamy pojęcia z której strony nadlecą...Ewakuacja jest tutaj bez sensu. — spojrzałam na niego. — Musimy jedynie czekać...

— Czekać? — podchwycił, unosząc brew do góry. — Mamy czekać, aż Yeager znowu ruszy dupe i zniszczy wszystko co mu się żywnie podoba? Przypominam ci, że teraz siedzi za kratami pod czujnym okiem Mikasy oraz Armina, ale jestem pewny, że ten jego spokój długo nie potrwa. Hange. Musimy działać...

𝑾𝒊ę𝒄𝒆𝒋 𝒏𝒊ż 𝒕𝒚... | 𝑳𝒆𝒗𝒊𝒉𝒂𝒏✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz