Rozdział dziewiętnasty ,,Przetrwaj..."

286 30 36
                                    

Czas na wyspie płynął nam niewyobrażalnie szybko. Każdy dzień wydawał się niesamowitym doświadczeniem, gdy poznawaliśmy kulturę, jedzenie tych, którzy żyli tutaj na wyspie, gdzie wszystko było wysoko rozwinięte. Spotkaliśmy się też z ludźmi, którzy od razu nie pajali do nas życzliwością. Mimo to, znalazły się osoby, które bez wiedzy kim byliśmy, byli dla nas pomocni i dość mili. Zrozumiałam wtedy, że tutaj za morzem i tam na wyspie wszyscy są tacy sami. Bez względu gdzie mieszkamy, kim się urodziliśmy – ludzie zawsze są tacy sami...

— Pani Hange — zwróciła się do mnie Yelena, gdy stałam samotnie na poboczu, iż Levi oraz Onyankopon poszli sprawdzić co robią nasi towarzysze.

Spojrzałam na nią.

— Jak się Pani podoba na wyspie? — spytała mnie, odwracając wzrok.

— Jest inaczej. — odpowiedziałam. — To powoduje, że to miejsce mnie zadziwia. Nie macie tutaj tytanów. Zero strachu. Zero smutku i obaw...

— Czasami, nie wszystko wydaje się takie niesamowite, na jakie wygląda. — odparła beznamiętnie, nadal wbijając swój wzrok przed siebie. — Zdaje sobie jednak sprawę z tego, jak musiało być wam ciężko.

— Nadal jest.

— Niewątpliwe. Życie w niewiedzy, jest gorsze niż śmierć w paszczy tytana.

— Możliwe. — kiwnęłam głową. — Dlatego jestem tutaj, aby dowiedzieć się jak najwięcej o naszej przeszłości, tytanach i ludziach. To moje przeznaczenie, do którego będę dążyć,  aż do śmierci. 

Kobieta przez chwilę mi nie odpowiadała. Czułam jednak na sobie jej wzrok. Po paru minutach, które ciągnęły się w nieskończoność, w końcu raczyła coś powiedzieć;

— Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam jakiś istotny cel w życiu. — prychnęła i założyła ręce na piersi. — Może chociaż my umrzemy z uśmiechem na twarzy...

Uśmiechnęłam się, słysząc te słowa z jej ust.

— Moja mama mówiła mi kiedyś, że gdy pierwszy raz wzięła mnie w ramiona, na moich ustach gościł szeroki uśmiech. — wyznałam, powracając myślami do tamtego dnia. — Umrę, więc też z szerokim uśmiechem. 

Yelena spojrzała na mnie z góry z widocznym zaskoczeniem jak i uznaniem. Jej kąciki ust powędrowały do góry a ja poprawiłam w między czasie swoje okulary.

— Nie myliłam się co do Pani. — odezwała się ponownie. — Jest Pani na prawdę godna tytułu Generała...

Mój uśmiech powoli znikał z mojej twarzy, gdy usłyszałam te słowa. Prawdę mówiąc, gdybym miała wybór za nic w świecie nie chciałabym, aby Erwin mnie wybrał. Mimo to, nie miałam go i musiałam żyć z konsekwencjami jego wyboru.

— Nie jestem godna tego tytułu i już nigdy nie będę... Jestem wdzięczna jedynie osobie, która powierzyła we mnie swoje nadzieje. — powiedziałam dość przygnębiona. — Wykonuję tylko jego rozkaz...

— Rozumiem — przytaknęła. — Tak czy inaczej, ten ktoś, na prawdę musiał być wyjątkowy...

— To prawda...Był jedyny w swoim rodzaju...

Między nami powstała przyjemna cisza. Powiedziałyśmy sobie wystarczająco dużo, abyśmy w spokoju obserwowali to, co dzieje się wokół nas. Koniec, końców chłopaki przyszli do nas, ciągnąć za sobą całą naszą paczkę. Po minie Jeana, Conniego i Sashy wiedziałam, że nie byli zadowoleni z takiego obrotu spraw...

— Powinniśmy już wracać? — spytałam patrząc to na Levi'ego a to na Armina i pozostałych. Mężczyzna bliski memu sercu, pokręcił przecząco głową. Jego mina wskazywała równe znudzenie, co złość.

𝑾𝒊ę𝒄𝒆𝒋 𝒏𝒊ż 𝒕𝒚... | 𝑳𝒆𝒗𝒊𝒉𝒂𝒏✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz