Rozdział trzynasty ,,Tytan Obuchowy."

333 31 7
                                    

Nadal pogrążona w wielkiej, prawie nieopanowanej złości, analizowałam wszystko od samego początku, kiedy tylko młody chłopak wyszedł z mojego pokoju. Takim sposobem zostałam sam na sam z Levi'm, na którego i tak nie zwracałam większej uwagi, iż jedynie na mnie patrzył.

Cholernie mnie bolała prawda, którą usłyszałam z ust blondyna. Rozpaczliwie, a może i niepotrzebnie o tym myślałam, lecz ta informacja nie dawała mi świętego spokoju. Nie zauważyłam nawet, gdy z moich oczu lały się łzy przepełnione gorzkim bólem.

Szybko je otarłam i kątem oka spojrzałam na mojego towarzysza. Nadal na mnie patrzył, tym swoim ostrym, zimnym a zarazem spokojnym, czułym wzrokiem. Spowodowało to, że ponownie z moich oczu kolejny raz zaczęły płynąć łzy.

— Płaczę tylko z tego powodu, że uświadomiłam sobie, że gdyby te parę lat temu ci smarkacze nie zniszczyli murów to Moblit, Erwin oraz inni na pewno byli by tutaj przy nas! Ta prawda cholernie mnie boli, Levi! — prawie wykrzyknęłam z rozpaczy, chodź wiem, że i tak on nie spytał mnie dlaczego płaczę. Musiałam się wyżalić. — Czemu świat nas tak nienawidzi...

Ostatnie zdanie powiedziałam niemal szeptem, podchodząc do swojego łóżka i opadając na nie całym swoim ciałem. Ryczałam, chodź byłam głową wojska. Lecz kto powiedział, że nie mogę wyrażać uczuć? Nawet przez płacz?

— Cholera by cię, Erwinie Smithcie. Że akurat to ja musiałam zostać przez Ciebie powołana na Generała... — wyznałam w pościel cicho, chodź i tak pewnym było, że czarnowłosy to usłyszał.

— Gdybyś mu to powiedziała w twarz, zapewne by się jedynie uśmiechnął. — zabrał głos Levi, po dłuższej ciszy.

Leniwie przewróciłam się na plecy i spojrzałam na niego pewnie. On również na mnie spojrzał, ten kolejny raz, nie zmieniając pozycji.

— Nadal myślę, że nie podołam — wyznałam, a potem uniosłam spojrzenie ku górze, aby zawiesić je na suficie. — Chciałabym wrócić do tamtych czasów. Ja, Moblit, tytani, denerwowanie Ciebie i Twojego oddziału i nieprzejmowanie się niczym innym niż samą sobą. Ten sen prysł jak mydlana bańka...

— Czasu nie da się cofnąć — upomniał po chwili, aby potem również przybrać taką samą pozycję jak ja. — Pogodziłem się z moim losem. Dla mnie życie nigdy nie było kolorowe. Zabij, albo zostaniesz zabity. W podziemiach to właśnie się liczyło. Na zewnątrz myślałem, że wszystko ulegnie zmianie. Myliłem się, jak zawsze. Śmieć mojej załogi, Eriwna i wszystkich moich podwładnych... Isabel oraz Farlan. To życie to nie sen, a koszmar, do którego końca muszę wytrwać.

Nie odpowiedziałam mu.

Bałam się. Bałam mu się prostu odpowiedzieć. Trafiliśmy więc w przyznanej ciszy.

To co powiedział było smutną prawdą, którą w tych czasach zapoznawał się dosłownie każdy z nas.

— Powinnam chyba porozmawiać z Erenem, po raz kolejny. — pomyślałam na głos, ciągle patrząc się w sufit. Wiedziałam, że zaraz padnie jakaś odpowiedz z ust mojego drogiego towarzysza. 

— I co chcesz, żeby powiedział? On na pewno nie powie ci nic oprócz tego, co byś chciała usłyszeć. Mam tutaj na myśli nie prawdę, ale kłamstwa. — prychnął na moje słowa, przez co spojrzałam na niego spod byka, podnosząc się do pozycji siedzącej. 

— Drwisz sobie ze mnie? — spytałam oskarżająco, z bólem w oczach. Coś między nami zaczęło się psuć...

— Nie. — odpowiedział niemal od razu.  — Mówię tylko i wyłącznie prawdę. 

— Czasem mógłbyś się wstrzymać. To, że jesteś najsilniejszym żołnierzem ludzkości i do tego najbardziej nieczułym człowiekiem jakiego znam, nie znaczy, że możesz tak do mnie mówić. — mówiąc to, wcale nie żałowałam, że się do niego tak podle odezwałam. 

Patrząc w jego szare oczy, miałam wrażenie, że wcale nie żałuje tego co powiedział. Stawał na swoim, jak i ja. Uznałam więc, że jak chce przerwy, wojny między nami, to będzie ją miał. Będę czekać tyle ile tylko trzeba, aby w końcu uświadomił sobie, że nie tylko on jest najważniejszy i ma osoby obok siebie, które go potrzebują i wspierają. Chciałabym, żeby w końcu zrozumiał, że nie jest sam...

Odwróciłam się na pięcie i pewnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia. Nie zaskoczyło mnie to, że nie zamierzał za mną pójść. Wiedział, że każdy z nas potrzebuje teraz zostać sam. Trzasnęłam bardzo głośno drzwiami, aby chociaż trochę rozładować złość oraz smutek, który przebiegał przez moje ciało. Niestety co dało marne rezultaty. 

Nie zamierzałam stać na korytarzu przez ten cały czas. Powędrowałam więc do młodego Yeagera, który nadal znajdował się w areszcie. Droga do niego zajęła mi parę minut, a gdy już znalazłam się przed wrotami piekła, których pilnował kadet, cała moja złość w jakimś stopniu wyparowała. Albo po prostu tak myślałam... 

— Erenie. — zwróciłam się do niego, aby w końcu na mnie spojrzał. Uniósł swoje spojrzenie z nad podłogi, w którą patrzył się parę dobrych minut. Nawet nie zauważył, że weszłam. — Witaj. 

— Pani Hange. — ponowił mój czyn i również się do mnie zwrócił. Mimo to, jego głos sprawił, że po moim ciele przeszedł zimny dreszcz. — Czym zawdzięczam Pani wizytę? — spięłam się, gdy zadał mi to pytanie. 

— Chciałam porozmawiać. — odparłam w końcu. — O ludziach zza morza...

— Rozumiem. — kiwnął głową. Powiedział to tak spokojnie, że przez chwilę miałam wrażenie, jakby dobrze wiedział, że chce poruszyć ten temat. — Zaintrygowali Panią...?

— Można tak powiedzieć... Dowiedziałam się, że to właśnie na ich rozkaz te parę lat temu, Reiner i reszta zniszczyli mury w twoim rodzinnym mieście...— zawiesiłam się na chwilę, iż do mojej głowy wpada bardzo realna myśl. — Eren, mówiąc, że musisz jeszcze trochę poczekać... Miałeś na myśli to, że chcesz zaatakować Mare? 

Uśmiechnął się na moje słowa, przez co na mojej twarzy malowało się zdziwienie. 

— Bingo, Pani Generał. Bingo. — wstał z drewnianego krzesła i mozolnym krokiem ruszył w moją stronę. — Tak. To prawda. Chce zaatakować Mare i znaleźć Reinera. Jednak to nie jest moim największym priorytetem. Moim celem jest pożarcie Tytana Obuchowego

— Tytan Obuchowy...

— Moc tego tytana pozwala ukrytemu pod ziemią użytkownikowi na tworzenie rozmaitych przedmiotów, w tym broni, za pomocą utwardzonej skóry. — wytłumaczył. — Wiem, że jego posiadacz jest z rodu Tyburów, którzy mają wielki szacunek w kraju...

— Eren, jestem pewna, że to co chcesz zrobić jest niebezpieczne. — przerwałam mu szybko, całkowicie poważniejąc. Przewiercił mnie wzrokiem. 

— Nie mogę zmienić czegoś, co było już dawno przesądzone. — powiedział tajemniczo. — To jedyny z dwóch powodów, aby ludzkość na Paradis była wolna. Nie pytaj o drugi powód. Jestem pewien, że nie pozwoliłabyś mi poświęcić Historii. Nie ma innego wyjścia, Generale. To jedyna droga do wolności.

— Eren...

— Powiedz mi, Hange. Czy według ciebie istnieje inny sposób? Odpowiedz mi, Hange! PO PROSTU MI ODPOWIEDZ. 

Łapiąc mnie za kołnierz koszuli, bardzo dobrze zrozumiałam, że to wcale nie Eren którego wszyscy kiedyś znaliśmy. Zakończyła mnie jego reakcja, mimo to szybko zdołałam wydostać się z jego silnego uścisku. Odskoczyłam lekko do tylu i już nawet na niego nie patrząc wycofałam się w stronę wyjścia. 

— Wszedłeś na zła drogę, Eren...

Bałam się przyszłości. Każdego dnia. Bałam się o swoje życie i życie innych. Eren uświadomił mi, że teraz nie tylko możemy być zagrożeni. Mare - nasz wróg, który za pewnie żyje sobie pełnią życia i czym się nie przejmują, nie zdając sobie sprawy, ze któregoś dnia na ich ziemie wpłynie Eren Yeager, który wybije ich co do nogi...

Ile tylko będziemy musieli czekać?


𝑾𝒊ę𝒄𝒆𝒋 𝒏𝒊ż 𝒕𝒚... | 𝑳𝒆𝒗𝒊𝒉𝒂𝒏✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz