Rozdział dwudziesty drugi ,,Dzięki tobie jestem wolny..."

220 24 34
                                    

— Hange, daj mi ten list.

Nie reagowałam, gdy z jego ust padały kolejne słowa, które wyraźne sugerowały, abym dała mu ten cholerny list. Nie mogłam tego zrobić, bo całe moje ciało nie dało się ruszyć. Jedynie co czułam to ból, smutek oraz łzy, które spływały po moich policzkach.

— Levi, muszę tam jechać... — odparłam po paru dobrych minutach ciszy. Spojrzałam na niego, a on na mnie, trzymając list w swoich dłoniach. — Gdybym nie wróciła do świtu, to przekaż Arminowi...

— Przestań pieprzyć. — warknął czarnowłosy, zgniatając kartkę papieru i od razu odrzucając ją gdzieś w kąt. W tym momencie zacisnęłam mocniej szczękę oraz zmierzyłam go ostrym wzrokiem.

— Nie możesz mi rozkazywać. — odpowiedziałam mu tym samym tonem, wstając z wygodnego łóżka. — Jestem Generałem, Levi. To jest rozkaz.

Po tych słowach postanowiłam jak najszybciej się wycofać. Nie brałam niczego, iż na pewno nie było by mi nic potrzebne, oprócz broni. Mimo to nie zdołałam wyjść z tego pokoju, który coraz bardziej mnie dołował.

— Hange... — nie odwróciłam się, gdy złapał mnie za nadgarstek. — Mówiłem ci kiedyś, że nie mogę stracić i Ciebie. Nie pozwolę, aby ten skurwysyn zrobił ci krzywe a do tego jeszcze brakuje, żeby zabił Cię własny brat. — mówił mi prawdę, która tak bolała, że po moich policzkach ponownie zaczęły płynąć łzy. — Nie wykonam rozkazu.

— Nie utrudniaj mi tego... — szepnęłam, mocniej zaciskając dłoń na klamce. — Nie mogę stracić matki...W końcu jest moją rodziną...Nie mogę jej stracić, tak jak ojca...

— Hange...

— Czy wymagam zbyt wiele?! — krzyknęłam w końcu, odwracając się w jego stronę. — Fest wyraźnie napisał, że ma moją matkę i chce ją zabić za to, co mu zrobiłam! Do tego Mój brat z nim współpracuje! Nie mogę być spokojna, bo znając jego albo już ją zabił albo czeka na mnie i dopiero ją zabije! Nie mogę czekać!

— Pojadę z Tobą.

— Nie ma mowy! — wyrwałam się z jego uścisku. — Dopóki Fest żyje, nie da mi spokoju...Wystarczająco długo z nim rozmawiałeś...Nie chce ryzykować, aby coś ci zrobił...

— Straciłem wystraczająco dużo, Hange.  — zaczął mówić nieco spokojniej, jednak w jego oczach czaiła się złość. — Jestem zmęczony. Kiedyś obiecałem sobie, że nigdy nie pozwolę, aby ktoś cię skrzywdził. Hange, zrozum, jesteś kimś dla kogo jestem gotów oddać wszystko. Jesteś tą jedyną...

Cholernie chciało mi się płakać i to jeszcze bardziej, niż .wczśniej. Chciałam krzyknąć, aby wyładować ten niepokojący ból w całym ciele, lecz mocno się powstrzymywałam. Bałam się jak nigdy wcześniej. Uczucia czasami potrafią zranić bardziej niż słowa. A w tamtej chwili, jedynie co zrobiłam to spuściłam głowę i zacisnęłam mocniej pięści.

— Levi...Zawsze kierowałam się rozumem i chęcią do zdobycia nowych informacji o tytanach, wyglądając pewnie przy tym jak jakiś szalona dziwaczka...Mimo to, nie myślałam, że kiedyś dotrę do takiego etapu, że w końcu zrozumiem, że naszymi wrogami nie są jedynie tytani...Uczucia...Są takie banalne...Ale ty...Od zawsze, gdy tylko cię ujrzałam byłeś kimś niezwykłym...Bo w końcu nie musiałeś być w korpusie treningowym...I od razu trafiłeś do Zwiadowców. — zaśmiałam się pod nosem, nadal mówiąc. — Zapadłeś mi w pamięci...A potem wszystko szło tak szybko, że nawet mogłam snuć, że byliśmy przyjaciółmi. Ty, ja i Erwin...Może faktycznie tak było? Levi — zwróciłam się do niego z lekkich uśmiechem na twarzy. — Zawsze i na zawsze, będę u twego boku. Nawet jeśli spotkamy się w następnym życiu...Będę o tobie pamiętać. Zawsze. 

𝑾𝒊ę𝒄𝒆𝒋 𝒏𝒊ż 𝒕𝒚... | 𝑳𝒆𝒗𝒊𝒉𝒂𝒏✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz