Rozdział czwarty ,,W środku miasta."

441 44 40
                                    


Wolność.

Wolność.

Bez walki nie wygramy.

Bez tylu straconych żyć, nie szliśmy by do przodu .

Bez wiary nie wygramy.

Bez Erena Yeagera nie możemy iść do przodu.

A to on może być naszą zgubą..

Mało spałam. Moje stare łóżko nie było takie wygodne, jak je zapiętałam. Zazdrościłam wtedy Levi'emu, który spał na krześle, które umieścił obok mojego łoża. Za godzinę powinien się obudzić, iż jego spanie wynosi co najmniej dwie godziny. Odwróciłam się więc do niego plecami, aby nie nakrył mnie, że go podglądam.

Rano miałam iść z Levi'm do miasta. A na następny dzień, z samego ranka mieliśmy wyruszyć w stronę stolicy.
Martwiła mnie coraz bardziej sytuacja z milicją, o której wspominał Pixis. Mogą być z nią gorsze problemy, niż można się spodziewać..
Wykonują rozkazy rządu, więc są ponad nami. Jednak co ich do tego nakłoniło? A może raczej kto nakłonił rząd do takiej decyzji...

Kiedy zajmowałam się badaniami nad tytanami, nie miałam na głowie takich zmartwień, iż to Erwin był Generałem. Ja byłam tylko jego zastępcą i osobą, która w każdej chwili, tuż po jego śmierci przejęła jego stanowisko. Teraz Armin jest tą osobą i po mojej śmierci zrozumie lepiej rolę Generała. Ten chłopak ma potencjał.

Myśli wcale nie pomagały mi zasnąć.

Słońce jednak po woli wschodziło. To był dobry znak.

Ponownie odwróciłam się w stronę mojego towarzysza, który spał. Zdecydowałam się wreście, że wstanę i jakoś stosownie się ubiorę. Najciszej wstałam z łoża i podeszłam na palcach do szafy. Kiedy ją otworzyłam od razu wyjęłam z niej swoją żółtką koszulę i czarne spodnie. Kątem oka spojrzałam na swój sprzęt do trój wymiarowego manewru. W miejsce nie powinno być tytanów, lecz na wszelki wypadek powinnam go wziąść.

Zapiełam potem dwa pasemka swojej grzywki wsuwkami z tylu swojej głowy. Założyłam opaskę na oko i na nos nałożyłam okulary. Poprawiając swoje buty, kątem oka spojrzałam na Levi'ego. Nadal spał. Może i to dobrze.

W między czasie powinnam iść na podwórze, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyszłam więc cicho z pokoju i idąc przez kuchnię na szczęście nikogo nie zastałam. Na dworze jednak był Makoto, z którym wolałabym się nie widzieć.

Zamknęłam za sobą drzwi wejściowe i nie darząc go nawet spojrzeniem, westchęłam głośno.

- Zamierzasz iść z tym sprzętem do miasta? - zapytał. Miałam wrażenie, że chciał się zaśmiać. - Ludzie cię zjedzą a gdy Fest się dowie to..

- Zamknij się, dobra. - przerwałam mu arogancko. - Fest ma w tej sprawie gówno do gadania. Z resztą myślałam, że siedzi na dołku.

Mój brat się zaśmiał.

- Minęło sześć lat, siostrzyczko. - zauważył słusznie. - Wszystko uległo zmianie. Zresztą, jakoś nie dawno o Ciebie pytał. Możliwe, że się stęsknił.

Spojrzałam na niego wściekle.

- Prawdę mówię. - wzruszył ramionami, nie przejmując się moją postawą. Dopiero teraz zobaczyłam, że miał w dłoni papierosa. - Jeszcze gdyby zobaczył, że masz by boku faceta z rodu Ackermanów, to by oszalał.

𝑾𝒊ę𝒄𝒆𝒋 𝒏𝒊ż 𝒕𝒚... | 𝑳𝒆𝒗𝒊𝒉𝒂𝒏✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz