Minęło trzy lata, przez które udało mam się w końcu odpocząć. Odpocząć od tego brudnego świata poza murami, od rzeczywistości i nareszcie od tytanów, którzy na zawsze znikneli z powierzchni ziemi. Na zawsze. To brzmi tak pięknie, że aż niemożliwie...Jednak to wszystko było prawdą. Nasza historia była prawdziwa.
Eren oddał życie za wolność, którą mam dał i obiecywał, że pewnego dnia nam ją ofiaruje. Tylko, że my mieliśmy nie rozumieliśmy jego ideologii i późniejszych celów.
Nadal się zastanawiam, czy gdybym na spokojnie z nim porozmawiała i wysłuchała to wszystko uległo by zmianie? Lecz nie naciskałam. Możliwe, że to był błąd...
— Mamo, bracie... — usiadłam na trawie, patrząc na nagrobek, na którym wypisane było imię mojej matki oraz brata. — Długo u was nie byłam, lecz mam nadzieję, że nie macie mi tego zazłe...Ojcze... — potem spojrzałam na grób obok, gdzie leżał mój rodziciel. Hans Zoe. — Ojcze, opiekuj się nimi...Ja będę tutaj i zawsze będę was odwiedzać...
— MAMO — słysząc znany mi już głos, odwróciłam się z wiekiem uśmiechem w stronę trzech osób, które szły w moją stronę. — Leelu się na mnie obraziła! Powiedz jej, że nie chciałem jej uderzyć! To był wypadek!
Spojrzałam czule na tą dwójkę.
Samson i Leelu było najlepszym co mnie w życiu spotkało. Oczywiście Levi nadal był dla mnie ważną osobą i na prawdę go kocham, iż to dzięki niemu mam to, co mam i mogę się z tego cieszyć.
— Wiesz co, jestem pewna, że gdy kupimy Leelu jej ulubione lody to na pewno się odobrazi... — kątem oka spojrzałam na dziewczynkę, która jak tylko usłyszała moje słowa, to w jej oczach pojawiły się urocze iskierki. Ucieszyła się, lecz nie dała po sobie tego poznać. Zupełnie jak tatuś. — Chodźcie do mnie, moje skarby! — przytuliłam je mocno, zamykając przy tym oczy.
Otworzyłam je dopiero, gdy poczułam jego dłonie na moich ramionach, a jego oddech lsakotał moją twarz. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, gdy tylko ujrzałam jego uśmiech, który był w pełni prawdziwy.
Nieraz mówił mi, że jest szczęśliwy.
A gdy pojawił się Samson oraz Leelu, wiedziałam, że stał się jeszcze bardziej szczęśliwy. Mieliśmy siebie i niczego innego nam nie brakowało.
— Kocham was... — szepnął Levi, przytulając nas do siebie mocniej, przez co Samson zaczął się wiercić i śmiać. Po chwili dzieci uciekły od nas, śmiejąc się w niebogłosy.
Również się zaśmialam, a po tym spojrzałam na mojego jedynego męża, który patrzył na mnie z widocznym błyskiem w oku.
— Dziękuję, Hange. — wyznał. — Za wszystko.
— Ja tez. — odpowiedziałam i pocałowałam go lekko. — Ruszajmy. Pozostali będą tutaj za około dwie godziny, a jestem pewna, że Mikasa ucieszy się na nasz widok, nieco wcześniej.
Wstaliśmy z trawy i ruszyliśmy z uśmiechami na twarzy przed siebie. Byliśmy szczęśliwi, pomimo, że przeżyliśmy tyle wzlotów i upadków.
A wystarczyło więcej niż ty, aby mój świat wywinął się do góry nogami.
Pokochałam to. Pokochałam jego i naszą, głupią, szaleńczą miłość.
Pokochałam i nigdy nie zamierzał ukrywać się z tym, że noszę jego nazwisko. W końcu jestem tylko jego...Koniec
Szczerze nie miałam pisać epilogu, ale nie mogłam się powstrzymać. Kocham was mocno i dziękuję jeszcze raz <3
CZYTASZ
𝑾𝒊ę𝒄𝒆𝒋 𝒏𝒊ż 𝒕𝒚... | 𝑳𝒆𝒗𝒊𝒉𝒂𝒏✔
Fanfiction𝐻𝑖𝑠𝑡𝑜𝑟𝑖𝑎 𝑑𝑤𝑜́𝑐𝘩 𝑧𝑎𝑘𝑜𝑐𝘩𝑎𝑛𝑦𝑐𝘩 𝑤 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑜𝑠𝑜́𝑏, 𝑚𝑖ę𝑑𝑧𝑦 𝑤𝑖𝑟𝑒𝑚 𝑤𝑎𝑙𝑘𝑖, 𝑚𝑖ę𝑑𝑧𝑦 𝑤𝑟𝑜𝑔𝑎𝑚𝑖 𝑖 𝑑𝑢𝑐𝘩𝑒𝑚 𝑝𝑜𝑗𝑒𝑑𝑛𝑎𝑛𝑖𝑎 𝑛𝑖𝑔𝑑𝑦 𝑛𝑖𝑒 𝑝𝑖𝑠𝑎ł𝑎 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑠𝑧𝑐𝑧ęś𝑙𝑖𝑤𝑒𝑔𝑜 𝑧𝑎𝑘𝑜ń...