Rozdział siódmy ,,Wątpliwości "

349 35 14
                                    


Sekundy dzieliły mnie od ponownego spotkania z Levi'm. Miałam jednak wrażenie, jakbym nie widziała go bardzo duży okres czasu. Myślałam również o tym jak się czuje albo wygląda. Zdawałam sobie sprawę z tego, że pokonanie takiego kogoś kim jest Levi graniczy z cudem, więc do jakich środków posunął się, Fest? Nie miałam bladego pojęcia. 

— Spokojnie, kruszyno — kolejny raz  szepnął mi do ucha. Miałam tego dość. — Jest za tymi drzwiami. Bądź grzeczna i siedź cicho. Nie masz prawa się odzywać, dopóki ja ci nie rozkaże. 

Przełknęłam ślinę, kiedy dotarły do mnie jego słowa. Może nie było po mnie tego widać, ale mimo to bałam się. W środku mojego ciała pękałam z bólu i strachu. A widząc te piekielne drzwi moja pewność siebie spadła całkowicie do zera. Otworzył je szybko a moje serce się zatrzymało. Nie wyobrażacie sobie jakie było me zaskoczenie, gdy moim oczom ukazał się Levi, który gdyby nigdy nic siedział sobie na fotelu i patrzył niewzruszony na moją twarz. 

— Twój towarzysz jak widzisz, przegrał ze mną — rzekł dumnie, ponownie łapiąc mnie za biodro i przekręcając tak, aby nasze twarze były blisko siebie. — Pewnie i tak wiesz, jak to się stało, więc nie muszę ci nic zdradzać, prawda? 

Zacisnęłam mocno szczękę oraz prawą rękę w pięść. Odważyłam się na ten bardzo niebezpieczny ruch, tylko z jednego powodu - nie chciałam czuć jego dotyku na moim ciele. Z całej siły wycelowałam pięścią w jego twarz. On jednak w odpowiednim czasie odskoczył ode mnie i delikatnie tylko go musnęłam wierzchem pięści. 

— Nie masz prawa mnie dotykać — syknęłam w jego stronę, cofając się parę kroków do tyłu. Irytowała mnie jego twarz, z której nie schodził ten debilny uśmiech.  

— Miałaś być grzeczna, nie pamiętasz? 

Nie minęła sekunda a on znowu pojawił się na przeciwko mnie, lecz teraz to on zadał mi cios prosto w brzuch. Spowodowało to, że upadłam z wielkim bólem na podłogę. 

— Jak ty mi, to ja tobie, Hange — próbowałam się pozbierać, jednak ból w klatce piersiowej był zbyt ostry. Zbliżał się do mnie i ponownie poczułam jego bliską obecność przy moim ciele. Bałam się otworzyć oczu. Bolał mnie również fakt, że za mną siedzi mój kompan i nawet nie raczy mi pomóc. — Trochę cię teraz poboli. Ostrzegałem jednak. Więc jeśli nie chcesz stracić przytomności bądź grzeczna...

Ośmielił się jeszcze mnie dotykać. Robił to powoli, przy okazji patrząc na moją twarz, tak jakby chciał zobaczyć moją reakcje na swoje czyny. Mnie to nie bawiło. Brzydziłam się nim od zawsze, gdy tylko bajerował jakieś młode dziewczyny a potem wychodziło z tego co wychodziło. Młode zawsze na niego leciały a ja byłam inna. Dziękowałam mu tylko za to, że dał mi pracę. Moja cierpliwość wreszcie się skończyła. Wykorzystałam moment, w którym odwrócił głowę w stronę moich nóg. Nie spodziewał się tego, że moje kolano spotka się z jego twarzą a zaraz potem rzucę się na nieco, mocno oplatając rękami jego szyję. Wiercił się nie miłosiernie, jednak ja nadal miałam przy sobie swój mały sztylet. Nie chciałam go zabijać. Chodziło mi tylko oto, żeby stracił przytomność. 

Parę minut to ja miałam przewagę, potem jednak to on przejął pałeczkę i szybko przesunął się do ściany. Zaczął w nią bić moim ciałem. Pewnie myślał, że dzięki temu chodź trochę poluzuję uścisk. Był w błędzie. Wyjęłam wreszcie mój słynny sztylet i wbiłam mu go w żebro, przecinając trochę skóry skóry w dół. Nie żałowałam go. Chciałam, aby wreszcie dał mi spokój. Chodź dopóki żyje nie będę go miała. W stolicy pewnie już cos się dzieje. 

— Hange.. P-puść mnie do cholery.. — wyszeptał cicho, a ja poczułam jak jego ciało staje się wiotkie i nie jest takie stanowcze jak parę chwil wcześniej. — T-to nie koniec, kochana. J-ja wrócę..

𝑾𝒊ę𝒄𝒆𝒋 𝒏𝒊ż 𝒕𝒚... | 𝑳𝒆𝒗𝒊𝒉𝒂𝒏✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz