Rozdział czternasty

22.1K 739 61
                                    

Maksymilian

Wjechałem na podjazd przed domem, kątem oka zerkając na Sarę. Milczała, odkąd skończyłem mówić, co chciałbym z nią zrobić. To nawet nie była połowa tego, o czym myślałem, odkąd ją poznałem. Pragnąłem ją w pełni zdominować, wręcz o tym marzyłem, ale nie byłem naiwny. Szczerze powiedziawszy, wątpiłem, żeby to, co między nami było, kiedykolwiek zmieniło się w relację pana i uległej.

Wysiadłem z samochodu, obszedłem go i otworzyłem przed Sarą drzwi, uśmiechając się do niej. Popatrzyła na mnie wypełnionymi dziwnym blaskiem oczami, po czym wyszła powoli na zewnątrz i rozejrzała się dookoła.

– Ładnie tutaj.

– Dziękuję. – Zamknąłem drzwi, uprzednio zabierając z tylnej kanapy torbę. Przewiesiłem ją przez ramię i chwyciłem dłoń Sary. – Chodźmy – powiedziałem, ciągnąc ją w stronę małego, piętrowego domu.

Rzadko w nim przebywałem, bo raczej nie mogłem mówić o przebywaniu w domu, kiedy jedyne, co w nim robiłem, to brałem prysznic i spałem. Większość czasu spędzałem w robocie albo na spotkaniach, albo w robocie, na spotkaniach i w Amnezji. To ostatnie zamieniłem w ciągu ostatnich dni na Sarę i myślenie o niej.

– Czy brak bielizny oznaczał tylko brak bielizny, czy ogólnie brak jakichkolwiek ciuchów na sobie?

– Jeśli będę chciał, żebyś nie miała na sobie ubrań, to ci o tym powiem – odpowiedziałem od razu, zerkając na nią. Przygryzała wnętrze policzka; miała zamyślony wyraz twarzy. – Także brak bielizny oznaczał po prostu brak bielizny – dodałem, wsuwając klucz do zamka. Przekręciłem go, po czym pchnąłem drzwi i przepuściłem przed sobą Sarę. – Zapraszam w moje skromne progi.

Uśmiechnęła się lekko i ściągnęła buty, po czym weszła w głąb korytarza. Zamiast jednak zacząć się rozglądać i zwiedzać, przystanęła przy schodach na piętro. Odwróciła się w moją stronę, spojrzała mi w oczy i odezwała się cicho:

– Czasami w weekendy spotykam się z matką, ojcem albo ze znajomymi. Nie zawsze będę mogła tu być. Czy to będzie stanowić problem?

Zanim zdążyłem odpowiedzieć, zarumieniła się i przymknęła powieki. Wyglądała cholernie uroczo.

– Nie, to nie problem. Chciałbym wiedzieć o tym przynajmniej dzień wcześniej – odpowiedziałem i ruszyłem w jej stronę. – Chodź, pokażę ci sypialnię. – Chwyciłem jej dłoń i pociągnąłem lekko za sobą, ruszając powoli po schodach.

– Co, jeśli z nikim akurat nie będę umówiona, ale raczej... niedysponowana? – wymamrotała cicho.

– To wcale nie oznacza, że nie możemy się spotkać. – Posłałem jej niezrozumiałe spojrzenie. – Cały czas myślisz, że w tej relacji chodzi o to, żebym użył cię do seksu i własnej przyjemności, prawda? – zapytałem, popychając pierwsze drzwi na prawo.

Weszliśmy do sypialni. Puściłem dłoń Sary, odłożyłem torbę i warknąłem do siebie cicho kilka słów, bo okazało się, że nie zdążyłem rano posprzątać. Zgarnąłem ciuchy z podłogi, po czym wrzuciłem je do kosza na pranie, którego – oczywiście – zapomniałem wcześniej wynieść. Na koniec poprawiłem kołdrę, a dopiero potem spojrzałem na Sarę.

– Wiem, że nie tylko o seks chodzi. Po prostu w te dni jestem raczej nieznośna i lepiej bez kija nie podchodzić.

– Nawet jeśli zrobię ci popcorn z czekoladą, dobrą kolację, włączę twój ulubiony film i przygotuję termofor? – Uniosłem brew.

Przygryzła wargę i uśmiechnęła się nieznacznie.

– I kubełek lodów czekoladowych? Jeśli tak, to jestem cała twoja i raczej nie odgryzę ci ręki.

Bez wstydu - Klimatyczni #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz