Rozdział jedenasty

20K 747 67
                                    

Sara

Z westchnieniem ulgi zamknęłam notatnik i wrzuciłam go do torby. Ostatni tydzień był trudny, a raczej ostatnie tygodnie były ciężkie.

Zabójstwo Kaliny, aresztowanie Mikołaja, sprawa sądowa... Szukanie dowodów i w końcu trafienie do Amnezji.

Maks.

Przymknęłam na moment powieki i przełknęłam ciężko ślinę, po czym podniosłam się z krzesła i wolnym krokiem wyszłam z sali wykładowej.

Z Maksem nie miałam kontaktu przez ostatnich kilka dni. Ostatnia nasza rozmowa miała miejsce w jego samochodzie, gdy we wtorek podrzucił mnie na uczelnię. Uznał, żebyśmy na razie zapomnieli o układzie pan-uległa i skupili się na normalnym poznaniu się. Z jednej strony ucieszyło mnie to, a z drugiej... Sama już niczego nie byłam pewna. Przerażała mnie świadomość tego, że świat BDSM wciągał mnie coraz głębiej, a ja z ochotą na to pozwalałam.

– Sara, idziesz z nami na Mariacką? – zapytał Rafał, zrównując ze mną krok.

Zaprzeczyłam ruchem głowy. Nie miałam ochoty na alkohol, a tym bardziej na zabawę.

– Nie. Wracam do domu i wskakuję do łóżka. Wykończył mnie ten tydzień – wyjaśniłam i posłałam mu przepraszający uśmiech tuż po tym, jak otworzył główne drzwi do wyjścia z budynku i przepuścił mnie przodem.

– Ominęłaś już kilka naszych imprez. Nie daj się prosić. – Uśmiechnął się czarująco.

Westchnęłam ciężko i znów zaprzeczyłam ruchem głowy.

– Jutro idę do pracy, a tak szczerze, ostatnie, na co mam ochotę, to impreza.

– Okej. Może następnym razem uda mi się ciebie namówić. – Uśmiechnął się. – Chyba że po prostu pójdziemy na piwo?

Już miałam mu odpowiedzieć, gdy dostrzegłam Maksa kilkanaście metrów dalej. Opierał się o swój samochód. Przełknęłam ciężko ślinę i otworzyłam usta, żeby powiedzieć Rafałowi, że nic z tego, ale to on nagle krzyknął:

– Maro! Sara znów nas olewa i nie chce iść na imprezę!

– To się da załatwić! – usłyszałam odpowiedź Marka, a sekundę później poczułam, że unoszę się w powietrzu. – Jak nie chcesz iść, to cię zaniosę.

Zatkało mnie. Przeniosłam spanikowane spojrzenie w miejsce, gdzie powinien stać Maks, ale już go tam nie było.

– Marek, puść mnie, do cholery – warknęłam. – Nie idę z wami...

– No nie idziesz, przecież cię niosę. Wyluzuj, Sara.

Otworzyłam usta, żeby na niego krzyknąć, ale nie odezwałam się, nie byłam w stanie. Po plecach przebiegły mi ciarki, kiedy usłyszałam za sobą spokojny, chłodny ton Maksa:

– Panowie, jak kobieta mówi „nie", to oznacza „nie".

Marek natychmiast postawił mnie na ziemi i odwrócił się w stronę Maksa.

– W języku kobiet czasami „nie" oznacza „tak" – rzucił luźno i zarzucił mi rękę na ramię.

– Saro? – Maks wlepił we mnie uważne spojrzenie. – Czy twoje „nie" oznaczało „tak"?

– Nie – burknęłam i spojrzałam na Marka. – Naprawdę nie mam ochoty na imprezę.

– Słyszałeś? – Maks przeniósł ostre spojrzenie na Marka.

Maro się zaśmiał i poczochrał mi włosy.

– Baw się dobrze ze swoim chłopakiem – szepnął mi do ucha. – Trzeba było powiedzieć od razu, że idziesz na randkę – dodał roześmianym tonem, po czym wyprostował się i wlepił spojrzenie w Maksa. – Już ci ją oddaję.

Bez wstydu - Klimatyczni #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz