Maksymilian
Zaparkowałem pod uczelnią Sary i wysiadłem z auta, żeby otworzyć jej drzwi. Z uśmiechem wyciągnąłem ku niej rękę.
– Skarbie – mruknąłem niskim głosem, czule na nią spoglądając. Byłem szczęśliwy. Tak prawdziwie, niezaprzeczalnie szczęśliwy.
Podała mi dłoń ze szczerym uśmiechem na ustach i wyszła z auta. Przylgnęła do mnie natychmiast pocałowała mnie delikatnie, stając na palcach.
– Zadzwonisz, jak już będziesz po kolokwium? – zapytałem, gładząc ją po karku i spoglądając w jej roziskrzone oczy.
– Zadzwonię – odpowiedziała. – Trzymaj kciuki, bo jak nie zdam, będę mieć mało czasu na przyjemności, ucząc się na poprawkę.
– Zdasz – zapewniłem ją. – Uczyłaś się przez cały dzień wczoraj. – Uśmiechnąłem się i odgarnąłem jej włosy z czoła, na koniec muskając wargami w skroń. – Kocham cię.
– Ja ciebie też – odparła.
Otworzyłem usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale zamknąłem je, gdy usłyszałem, jak ktoś ją woła:
– Sara!
W naszą stronę szedł żwawym krokiem Marek.
– Maks, nie denerwuj się – szepnęła cicho Sara, szturchając mnie łokciem. – To tylko mój kolega.
Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mocno zacisnąłem szczękę.
– Wiem – mruknąłem – ale i tak mi się nie podoba. – Tak, byłem zazdrosny. Jak cholera.
Parsknęła cichym śmiechem i odwróciła głowę w kierunku Marka.
– Co jest? – zapytała, gdy podszedł do nas.
– W piątek urządzam imrezę z okazji moich urodzin.
Zacisnąłem mocniej dłoń na biodrze Sary, ale po chwili ją rozluźniłem. Przecież nie mogłem zachowywać się jak neandertalczyk.
– Oboje macie się na niej zjawić i możecie przyprowadzić jeszcze znajomych. – Wyszczerzył się.
Uniosłem brew i wlepiłem zirytowane spojrzenie w Marka. Nie byłem typem człowieka, który przyjmował rozkazy od kogoś innego niż mój przełożony. Otworzyłem usta, żeby się odezwać, ale Sara była szybsza:
– Jasne. Powiedz tylko, gdzie, o której i co chcesz na prezent... Ale czy ty przypadkiem nie urządzałeś urodzin miesiąc temu?
Z całych sił powstrzymywałem się przed tym, żeby nie warknąć. Cały czas musiałem sobie przypominać, że nie żyliśmy w relacji dwadzieścia cztery na siedem.
– Teraz to urodziny mojego alterego supermana. Bez prezentów, ale z alkoholem, bo to impreza w plenerze. Także weźcie ze sobą, co lubicie pić, jeść, jarać czy wciągać.
Chryste...
Chrząknąłem, wbijając mocno palce w biodro Sary.
– Czyli to nie są twoje urodziny, tylko zwykła impreza? – Wlepiła w niego uważne spojrzenie.
– Mam nadzieję, że żartowałeś z tym jaraniem i wciąganiem – odezwałem się w końcu, wlepiając w niego poważne spojrzenie.
Zaśmiał się i wzruszył ramionami.
– Jestem wolnościowcem, także...
– A ja policjantem, także... – Uniosłem brwi.
Wytrzeszył oczy i odkaszlnął.
CZYTASZ
Bez wstydu - Klimatyczni #1
RomanceSara postanowiła zrobić wszystko, żeby uratować brata przed spędzaniem reszty życia w więzieniu. Musiała udowodnić jego niewinność, ale... Nie spodziewała się, że zamiast dowodów, odnajdzie zupełnie nowy świat - początkowo całkowicie dla niej ni...