ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY

1.6K 129 6
                                    

Podminowana, dostrzegłszy przechodzącego kelnera, sięgnęła po martini. Wypiła pierwszy łyk i omal się nie zakrztusiła.

– To wyjątkowo dobre martini – powiedział z rozbawieniem stojący obok mężczyzna.

Był siwowłosy, wysoki i przystojny. Elizabeth przedstawiła się i wkrótce dowiedziała się, że rozmawia z właścicielem ogromnego majątku ziemskiego w Szkocji, którego pasjonuje hodowla owiec.

– Pozwoli pani, że ją przedstawię tamtym trzem dżentelmenom – zaproponował po kilku minutach ożywionej rozmowy. – Chętnie by wysłuchali pani opinii.

Owi trzej mężczyźni stali blisko Harry'ego. Sącząc bardzo ostrożnie martini, jako że musiała zachować trzeźwość umysłu, Elizabeth przeszła przez salę i przyłączyła się do znajomych sympatycznego Szkota. Nawet wtedy Harry nie raczył jej zauważyć. Zaraz zobaczymy, pomyślała i poczekała na przerwę w rozmowie.

– Panowie wybaczą, chcę zamienić kilka słów z panem Stylesem.

Trzymając wysoko głowę, zmniejszała dzielącą ich odległość, aż stanęła przy łokciu Harry'ego.

– Dobry wieczór, Harry.

– Doktor Marshall. Jaka miła niespodzianka.

– Takie są najlepsze, nie sądzisz? – Uśmiechnęła się do gości, z którymi rozmawiał.

– Pozwolicie, że wam przedstawię doktor Elizabeth Marshall. – Wymienił kolejne nazwiska, z których żadnego nie umiałaby powtórzyć, ale wychwyciła, że brunetka jest żoną przystojnego arystokraty stojącego naprzeciw Harry'ego.

Z zimną krwią Elizabeth rozmawiała i śmiała się, aż rozbolała ją szczęka. W pewnej chwili Harry zerknął ku wejściu.

– Och, przyszedł ambasador... Wybaczcie. Elizabeth, zobaczymy się później.

Na moment zatrzymał na niej wzrok, tak pałający emocjami, że omal nie upuściła szklanki. Więc nie była mu obojętna.

– Może – odpowiedziała chłodno.

– To nie sugestia, tylko rozkaz. – Uśmiechnął się do całej grupy. – Elizabteh i ja mamy pewien niedokończony interes. – Ujął jej dłoń, pocałował z namaszczeniem i odszedł.

– Trochę przesadza – powiedziała Elizabteh z wypiekami na twarzy. – Za bardzo się przyzwyczaił do stawiania na swoim. Mam ochotę na jeszcze jedno martini.

Brunetka, która miała na imię Lydia, dała znak kelnerowi.

– Harry nigdy nie był niedyskretny – powiedziała. – To ciekawe. Gdzie go poznałaś, Elizabeth?

– Przypadkiem – odparła i ku swojej wielkiej uldze usłyszała, że portier zaprasza na kolację.

Miała teraz okazję wyjść, zachowując trochę godności. Ale czy to nie Steve zabił w niej ducha walki? Chce uciec przed Harry'm, czy zmierzyć się z nim jak równy z równym?

Pewnym krokiem ruszyła z Lydią i jej mężem do sali jadalnej. Przed wejściem miły pan uprzejmie zapytał ją o nazwisko.

– Ach tak, doktor Marshall... miejsce dla pani jest po prawej stronie pana Stylesa, przy głównym stole.

– Dziękuję. – Uśmiechnęła się do Lydii i ruszyła ku długiemu stołowi. Serce waliło jej w piersi; więc to był następny ruch Harry'ego. Przejrzał ją. Spodziewała się, że zostanie usadzona gdzieś w rogu, jak najdalej od niego.

Miejsce po jej prawej stronie zajął czarujący francuski hrabia, którego pasją, jak się wkrótce dowiedziała, były wyścigi konne. Kątem oka zobaczyła, że zbliża się Harry.

– Pan Styles – zadrwiła – co za miła niespodzianka.

– Pomyślałem, że tutaj będę cię miał na oku.

– Podoba ci się moja suknia? – spytała prowokacyjnie.

– Szkoda, że nie masz do niej złotego łańcuszka.

– Rzucenie rękawicy... Co za romantyczny gest.

– Nie jestem pewien, co teraz czuję, ale z romantyzmem to nie ma nic wspólnego.

Zrobiła wielkie oczy świadoma, że całkiem dobrze się bawi.

– Więc nie powinnam wiązać żadnych nadziei z pocałunkiem, który raczyłeś złożyć na mojej dłoni?

– Zależy, jakie są twoje nadzieje. Porozmawiamy o tym później, kiedy zostaniemy sami. Hrabino, pozwoli pani, że przedstawię doktor Elizabeth Marshall?

Końcowym akordem uroczystości był bal. Harry poprosił elizabteh do pierwszego walca. Odurzona zmęczeniem, winem i tłumionym pożądaniem, zamknęła na chwilę oczy i westchnęła z rozkoszą, gdy objął ją w talii i położył jej dłoń na swoim ramieniu.

– Więc to się nie zmieniło – powiedział cicho.

– A spodziewałeś się tego?

– Straciłem orientację. Nie wiem, czego się po tobie spodziewać.

Pod koniec tańca, kompletnie rozkojarzona natłokiem myśli, nadepnęła mu na palec.

– Przepraszam, wychodzi ze mnie zmęczenie.

– Jeszcze trzy godziny – powiedział bezdusznie. – Muszę krążyć... Przekażę cię księciu.

Książę tańczył wspaniale, potem porywali ją na parkiet kolejni partnerzy, starzy i młodzi. W normalnych okolicznościach doskonale by się bawiła, ale w miarę jak mijały minuty i godziny, coraz bardziej ściskało ją w żołądku. Harry więcej z nią nie zatańczył. I nie miała pojęcia, co mu powie, kiedy zostaną, jak obiecał, sami.

Obiecał czy zagroził? Przeszył ją dreszcz.

Po raz drugi przyglądała się,jak prowadzi na parkiet kruchą, siwowłosą arystokratkę, tańcząc z nią z taką troską o to, żeby jej sprawić przyjemność, że nagle poczuła wzbierające pod powiekami łzy. Otarła je szybko i wtedy jakby łuski spadły jej z oczu.

Kochała Harry'ego. Oczywiście, że go kochała. Od tygodni. I teraz musiała mu to powiedzieć.

Kiedy po ostatnim tańcu Harry zaczął się żegnać z gośćmi, wymknęła się do łazienki, żeby poprawić makijaż. Szminka i przeciągnięcie grzebieniem splątane loki. Nie wyglądała jak kobieta, która nie zmrużyła oka od dwudziestu jeden godzin. Wyglądała jak ucieleśnienie werwy i siły.

Kiedy wróciła, sala balowa była prawie pusta. Koniec zabawy, pomyślała i wolno podeszła do Harry'ego, który wymieniał uścisk dłoni z ostatnim gościem. Odwrócił się, jakby wyczuł jej obecność.

– Chodźmy – powiedział z nieprzeniknioną twarzą.

___________________

Przedostatni rozdział już za nami, został nam sam koniec ;) 

English aristocrat /H.S ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz