ROZDZIAŁ PIĄTY

2.4K 157 3
                                    

Ta noc była dla Elizabeth koszmarna, choć nie całkiem bezsenna. Spała, wiedziała to na pewno, bo zbyt wyraźnie pamiętała fragmenty snów, których erotyzm przeraził ją w chłodnym świetle poranka. Najpierw jednak długo leżała z otwartymi oczami, wiercąc się i rzucając na niewygodnym materacu i uparcie wypierając się pragnień, które rozpalały jej ciało.

W środku nocy z oczami wbitymi w sufit, Elizabeth przyznała się w końcu przed sobą, że fakt, iż całował ją, w dobrej wierze, mężczyzna, który był ukochanym Fiony, jeszcze bardziej skomplikował sytuację. Było przecież więcej niż prawdopodobne, że spotykając się z Fioną, spotka również jego. Jak miała mu spojrzeć w oczy, podać rękę i powiedzieć: ,,Jak się masz, miło cię znowu spotkać’’? Jęknęła głośno, żałując z całego serca, że cztery tygodnie temu nie napisała do Fiony listu.

Nie napisała. Więc co miała teraz zrobić? Zadzwonić rano do Talbotów i poprosić o spotkanie? Czy napisać list i dostarczyć go przez posłańca do Willowbend? Musiała zrobić jedno albo drugie. Nie mogła włóczyć się po miasteczku, ryzykując, że wpadnie na Fionę przypadkiem na ulicy to byłoby nie fair. A przebyła zbyt długą drogę zbyt wielkim kosztem, żeby wziąć nogi za pas i po prostu uciec.

O nie, nie była aż takim tchórzem. Przyjechała tu po to, żeby poznać swoją siostrę i zamierzała to zrobić.

Kąpiel w letniej wodzie, wybór najbardziej twarzowej letniej sukienki i staranny makijaż poprawiły Elizabeth nastrój. Zjadła jabłko. Na małym biurku przy oknie znalazła blok żółtego papieru i kilka kopert. Usiadła i przygryzając zębami język, zabrała się za pisanie.

Kilka razy zaczynała od początku, nim napisała list, z którego była zadowolona. Włożyła go do koperty i w chwili, kiedy wstawała od biurka, rozciągając napięte mięśnie, ktoś zapukał do drzwi.

Zdrętwiała ze strachu. Za tymi drzwiami stał mężczyzna z lasu. Wiedziała to. Kto inny mógłby... Właściciel zajazdu. Oczywiście. Spokojnie, Elizabeth, weź się w garść.

Podeszła do drzwi i otworzyła je zdecydowanym ruchem. Gapiący się na nią mężczyzna wyglądał karykaturalnie: tylko odrobinę wyższy od niej, okrągły jak beczka, odziany w garnitur, z kapeluszem ściskanym w pulchnych dłoniach. Za to w wyrazie jego oczu, natychmiast zdała sobie z tego sprawę, nie było nic zabawnego.

– Tak? W czym mogę panu pomóc? – zapytała z zamierającym na ustach uśmiechem.

– Nazywam się Douglas Talbot. Pani, jak sądzę, jest panną Elizabeth Marshall?

– Tak. – Miał wzrok, jakby szykował się do wymierzenia jej ciosu w szczękę i to w jakiś sposób rozwiązało Elizabeth język. – Choć nie wiem, skąd pan wie,jak się nazywam.

– Chciałbym z panią pomówić na osobności. Czy mogę wejść?

– Oczywiście, panie Talbot. – Wskazała mu krzesło przy biurku. Nim zamknęła drzwi, zabrała z biurka list i rzuciła go na łóżko, a potem, nie mając innego wyjścia, przysiadła na jego brzegu.

– Może pani zacząć od dokładnego wyjaśnienia, co pani tu robi.

– Z przyjemnością. Ale najpierw chciałabym wiedzieć, skąd pan zna moje nazwisko.

– Właściciel zajazdu zadzwonił do mnie wczoraj wieczorem, żeby powiedzieć, że zatrzymała się pani u niego i że wygląda pani identycznie jak moja córka Fiona. Chcę wiedzieć, co pani knuje.

– Jestem pewna, że pan wie, co mnie tu sprowadza. Jestem bliźniaczą siostrą Fiony. Ja...

– Brednie.

– Zapytał pan, co tu robię, więc staram się odpowiedzieć. Ale jeśli nie chce pan słuchać, oboje tracimy czas.

Czerwona twarz Douglasa poczerwieniała jeszcze mocniej. Zmrużył lekko oczy, jakby przeprowadzał błyskawiczną kalkulację.

English aristocrat /H.S ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz