ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY

1.7K 129 4
                                    

Na zmiętej kartce, którą dała jej Anna, napisane było, że uroczystość rozpoczyna się koktajlem o siódmej. Elizabeth modliła się, żeby nie wpaść na Harry'ego wcześniej. Chciała, żeby zobaczył ją dopiero wśród zaproszonych gości. Miałby dzięki temu więcej czasu na ochłonięcie. A mniej na to, żeby rozważyć możliwość popełnienia morderstwa, pomyślała smętnie. Chyba nie mógł jej posłać do wszystkich diabłów na oczach ludzi?

Mógłby spróbować. Co nie znaczyło, że posłuchałaby go.

Taksówka sunęła wolno od świateł do świateł, z monotonnie regularnym klikaniem licznika. Elizabeth szczypały oczy z braku snu, ale patrzyła przez szybę na zatłoczone chodniki i czerwone piętrowe autobusy, i na architekturę z kamienia i cegły. Z jednej strony śmiertelnie się bała spotkania z Harry'm, ale z drugiej cieszyła się jak dziecko, że nareszcie jest w Londynie, mieście, które dla niej zawsze owiane było aurą romantyzmu.

Na chwilę opadło z niej napięcie. Może wróciła do domu? Może życie w Anglii było jej przeznaczone, z mężczyzną fascynującym jak to wielkie miasto, twardym jak granitowe wzgórza jego posiadłości, nieokiełznanym i silnym jak targane wiatrem niebo? Czy on ją kocha? Czy ma się otworzyć na tę miłość i odwzajemnić ją? Czy po to tu przyjechała? Żeby się dowiedzieć, jak to będzie?

Taksówka zatrzymała się przed budynkiem z kamienia, z wieloma rozświetlonymi oknami. Elizabeth zapłaciła szybko za kurs, dodając napiwek. Ciągnąc za sobą walizkę, podeszła do ogromnych drzwi frontowych, gdzie umundurowany portier powitał ją jak członka rodziny królewskiej, wziął bagaż i wskazał recepcję.

Na chwilę oniemiała z wrażenia. Stała pod zdobionym freskami, sklepionym sufitem ze złotym żyrandolem pośrodku. Ściany w kolorze kości słoniowej kończyły złocone gzymsy. Na marmurowym postumencie stał bukiet lilii. Z całą godnością, na jaką było ją stać, podeszła do kontuaru i dwieminuty później jechała windą na czwarte piętro do swojego pokoju.

Nie widziała Harry'ego.

Miała dwie godziny na wyszykowanie się. Nawet jedna doba w tym hotelu rujnowała jej roczny budżet. Tym bardziej miała zamiar wykorzystać ten luksus, na ile się dało. Zamówiła do pokoju popołudniową herbatę, choć dla niej to była pora lunchu. Kiedy kelner zamknął za sobą drzwi, postawiła mahoniowy wózek na kółkach przy łóżku, usiadła i nalała sobie herbaty ze srebrnego dzbanka. Potem zaczęła wcinać maleńkie kanapki i ciasteczka, rozglądając się dookoła. Zasłony i obicia z jedwabnego materiału, miękki dywan w kolorze głębokiej zieleni, ciemnowiśniowe meble, każdy detal był doskonały.

Pochłonąwszy jedzenie co do okruszka, przygotowała sobie pachnącą kąpiel, potem pomalowała paznokcie i zabrała się do starannego makijażu. Kiedy już była gotowa, za piętnaście siódma, obejrzała się po raz ostatni w lustrze.

Patrzyła na nią piękna nieznajoma, kobieta z delikatnie zaróżowionymi policzkami, lśniącymi oczami i doskonałą fryzurą. W długiej, czerwonej sukni, którą dostała w Grecji od Harry'ego, czuła się jak kwiat. Brakowało jej tylko brylantu na złotym łańcuszku, który dał jej tego samego wieczoru, a który odesłała mu pocztą następnego dnia po powrocie do Heddingley.

Uniosła podbródek. Nie była z siebie dumna, ale była gotowa spotkać się z Harry'm i walczyć o niego. Wiedziała, że będzie też walczyła o własne życie.

O pokonanie Steve’a. Raz na zawsze.

Włożyła do kopertówki kartę magnetyczną do zamka i wyszła z pokoju. Pięć minut później stała przed wejściem do hotelowego baru. Przed nią była grupa gości, miała więc trochę czasu na rozeznanie się w sytuacji.

W sali był już tłum mężczyzn w smokingach, kobiece suknie mieniły się barwami jak ogród w środku lata. Kelnerzy w białych marynarkach krążyli między gośćmi.

Harry stał odwrócony do niej tyłem, rozmawiając z kilkoma mężczyznami i jedną kobietą, brunetką o olśniewającej urodzie. Na moment Elizabeth zamarła. A jeśli była ona jego nową partnerką? Czy choćby partnerką na jeden wieczór?

Łamiesz mu serce... Tak powiedziała Anna i to samo sugerowała Fiona. Kiedy roześmiał się, pochylając głowę, żeby usłyszeć,co mówi ta kobieta, nie wyglądał na mężczyznę ze złamanym sercem.

– Pani nazwisko, madame? – Portier w szkarłatnej kurtce zwrócił się do niej.

– Doktor Elizabeth Marshall. – Rzadko używała swojego tytułu, ale ta okazja zdawała się tego wymagać.

Przebiegł wzrokiem listę.

– Obawiam się, że nie ma tu pani nazwiska – powiedział łagodnie. – Czy mogła się zdarzyć jakaś pomyłka?

– Przyleciałam w ostatniej chwili z Kanady – powiedziała.

– Proszę podać moje nazwisko panu Stylesowi. Jestem pewna, że przyjmie mnie z radością.

– Oczywiście, madame.

Portier wezwał dyskretnym gestem jednego z kelnerów i wyszeptał mu do ucha instrukcję. Kelner podszedł do Harry'ego i sprawnie przekazał wiadomość.

Na ułamek sekundy Harry znieruchomiał. Potem powiedział coś kelnerowi i odwrócił się z powrotem do gości.

Ani razu nie spojrzał w stronę Elizabeth.

W porządku, Harry, pomyślała z furią. Jeśli chcesz, możemy grać w ten sposób.

Kelner wrócił i portier zaprosił ją uprzejmym gestem do środka.

– Życzę miłego wieczoru, madame.

______________________

Został mi jeszcze tydzień szkoły i zaczynam praktyki ;) co oznacza, że będę miała mnóstwo czasu na pisanie!

English aristocrat /H.S ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz