~Tym czasem, podziemia, centrum Seoulu~- Dzień...nie ważne który, grunt, że ostatni. - wymruczałem do starego magnetofonu z nadzieją, że to ustrojstwo zapisze wszystkie słowa rzucone tego chwalebnego dnia - Generalnie Wilhelmie ~jak nazwałem jedynego słuchacza moich niecnych rozmyślań~ młody Min odpuścił dalszą walkę. Słabeusz, prawda? Taki silny i odważny, a jednak tak szybko całkiem się załamał. Żenujące. Ale...ta różowa landrynka drogi Wilhelmie, która była kamykiem na naszej drodze do czystego sukcesu okazała się wcale nie być takim zwykłym niewiniątkiem. Park, bo nie mam ochoty zapamiętywać jego imienia, dlatego właśnie Park postanowił, że dobrodusznie ocali swojego partnera i ot tak przyjdzie sobie do mojego domu mnie aresztować. Zabawny dzieciak, nawet go lubię. Wiesz dobrze drogi Wilhelmie, że moja żona to niezawodny zdobywca informacji. Zamontowanie podsłuchu i poglądu w system komórki młodego Parka nie było dla niej żadnym problemem. Niczego nie zauważył...niby glina, a jednak amator. - roześmiałem się - Kontynuując...wiesz, drogi Wilhelmie, ah tak...wybacz, jeśli nadużywam twojego imienia, ale brzmi tak dostojnie i czuje wtedy, że nie jestem sam w moim tak zwanym przez żonę ,,szaleństwie", dlatego też drogi Wilhelmie wróćmy do naszej historii bez zmieniania mojego doboru słów. Wiem, że zapewne uznasz mnie za oszołoma, bo niemalże sam wystawiam się na ich działanie zostając u siebie, ale znasz mnie już trochę i wiesz, że na każdą okazję mam jakiś dogodny plan, czyż nie? Lepiej się ze mną zgódź, bo w końcu jesteśmy przyjaciółmi jakich mało...jesteś mi naprawdę bliski drogi Wilhelmie, bo jako jedyny nie pytasz, nie oceniasz, nie patrzysz krzywo ty...po prostu jesteś i mnie słuchasz. Dziękuje ci za to. Drogi Wilhelmie ten mały oddział nie ma najmniejszych szans z moim planem, a wręcz podkłada mi się idealnie pod niego. Moja żona wyjechała za miasto, żeby czasem nikt jej nie znalazł...w razie czego to ona dokończy dzieła. A właśnie...dzieło. Jak już pewnie wspominałem wczoraj po pijaku drogi Wilhelmie właśnie dziś ostatecznie pozbędę się młodego Mina. Przejrzałem słabości i zdolności każdego z jego wiernych ludzi oraz ludzi z innych komisariatów, dzięki czemu skutecznie ich unieszkodliwię, a wtedy będę mógł spokojnie przyjść do Yoongiego...ah Yoongiego, to jest jedyne imię, które zdołałem zapamiętać wiesz? Nigdy nie nazywam ofiar po imieniu, raczej usuwam je z pamięci używając jedynie nazwisk...nie licząc oczywiście mojego byłego, martwego przyjaciela. W każdym razie, bo nie wiem ile zostało mi jeszcze czasu...kiedy już utoruje sobie czystą drogę do młodego Mina, wtedy po prostu go odwiedzę jak stary znajomy, którym w końcu jestem i puszczę mu kulkę prosto w serce...albo w głowę...najlepiej tu i tu, bo jak wiesz drogi Wilhelmie nie mogę się zdecydować gdzie powinienem go postrzelić, a jakby na to nie spojrzeć będzie to najważniejszy wystrzał mojego życia. W tym miejscu musimy się chyba pożegnać...nie miej mi tego za złe drogi Wilhelmie, ja po prostu chcę wszystko dopiąć na ostatni guzik i być gotowym na wizytę. Myślisz, że powinienem dać im coś smacznego przed śmiercią? W końcu oni niczemu nie zawinili...teoretycznie młody Min też nie zawinił, ale jego los zasądziła jego rodzina. Cóż...mówi się trudno, biznes jest biznes, prawda drogi Wilhelmie? Zakładając, że wszystko pójdzie pomyślnie, a zapewne tak będzie, bo pozbycie się oddziału odbędzie się szybko i bezbolesnie, a mój cel w końcu od jakiegoś już czasu nie rusza się z domu ze strachu i chyba nic nie jest w stanie go z niego ruszyć...ah Yoongi, czemu mi się tak pięknie podkładasz? W każdym razie mój przyjacielu jeśli będzie dokładnie tak jak ma być usłyszymy się niebawem. Jeśli nie...wyślę ci listy z wiezienia i każę przeczytać je żonie, tak żebyś mógł zrozumieć ich treść, ale na tę opcję raczej nie ma szans. Bądź zdrów drogi Wilhelmie.
~Jimin.pov~Dotarcie na miejsce miało zająć koło godziny zważywszy na to, że musiałem dotrzeć tam na nogach. Z domu wyszedłem zdecydowanie później niż powinienem, dlatego też główną moją myślą było pytanie jaką część ciała urwie mi Jeon za spóźnienie. Zauważyłem bruneta rozmawiającego z jakimiś ludźmi i niewiele myśląc podbiegłem do nich opierając dłonie o kolana i oddychając ciężko...wcale nie biegłem tam pół drogi. Wcale. Młodszy spojrzał na mnie, ale trudno mi było odgadnąć jego wzrok, bo swój ciągle spuszczałem wraz z głową:
- Później się nie dało?! - mruknął poddenerwowany - Od piętnastu minut na zawał tu schodzę, bo wyobraź sobie Park, że to jest poniekąd twój pomysł ten cały wypad. A pragnę ci przypomnieć, że ten typ ma nie jedno zabójstwo na koncie,
- Przepraszam - odparłem nadal dysząc - nie mogłem wyjść wcześniej - wyjaśniłem ze skruchą w głosie,
- Dobra już, damy radę - stwierdził przytulając mnie lekko - po prostu się denerwuje,
- Ja też - westchnąłem - co robimy? Kto to jest?,
- A tak...to jest Shiyoon z komisariatu drugiego, nasz prywatny antyterrorysta i król trafnego wystrzału - zaczął klepiąc w ramię szarowłosego mężczyznę - aczkolwiek jest debilem i nie rozumie znaczenia prostego zdania ,,Zasłoń ten łeb i załóż maskę, bo cię gnój postrzeli"! - warknął na koniec,
- Wyluzuj Gguk - prychnął oskarżany - to jest zwykły morderca w wieku starczym, myślę, że we czterech damy radę,
- We trzech - wtrącił się ostatni nieznajomy - mnie w to nie mieszaj, ja go tylko odwożę tam, gdzie jego miejsce. Nie bawię się w ujarzmianie demonów,
- Nie wierze w ciebie - westchnął brunet zaciskając palce na nasadzie nosa - to jest Junghwan, komisariat trzeci, najlepszy w swoim fachu, ale dupa wołowa jakich mało - syknął w stronę czarnowłosego,
- Nie wyzywaj mnie co? Jestem zwykłym, pospolitym tchórzem, nie wyjeżdżaj mi tu z jakimiś chamskimi określeniami - odbąknął - chciałeś technika z więźniarką? To masz,
- Niech będzie - wywrócił oczyma,
- Nie przestawisz kolegi? - rzucił nagle Shiyoon i właśnie do mnie dotarło, że dla nich jestem obcy,
- A, tak - uderzył się z otwartej dłoni w czoło - to jest Jimin, komisariat piąty...- zatrzymał się na chwilę spoglądając z cwanym uśmiechem na moją szyję...szlag - oraz partner Yoona,
- Woo gratulacje młody - szczerze nawet nie wiem kto to powiedział...mój umysł zatrzymał się na słowie ,,partner" i co dziwniejsze nie zaprzeczał mu. Pytanie tylko dlaczego. Aż tak bardzo pragnąłem, aby to była prawda? A może faktycznie już nią była?,
- Dobra panienki - odchrząknął Gguk odwracając się w stronę budynku blisko baru, pod którym staliśmy - to jest ten dom przed nami, tej starej zdradzieckiej prukwy nie ma w środku, bo wychwyciłem informacje, że odesłał ją za miasto, a moi ludzie już się tym zajęli, natomiast nasz cel, czyli niejaki Ahn Inyeop wedle wszelkich danych znajduje się w tym domu, a konkretniej w jego piwnicy. - przerwał na chwile spoglądając po nas porozumiewawczo - To co kochani? Idziemy?,
- Idziemy! - odparliśmy niemal jednocześnie.
CZYTASZ
Sergeant? I'm homo(phobic) | YoonMin | m.yg x p.jm
FanfictionJak wiele w życiu jednego z najlepszych aspirantów komisariatu piątego może zmienić powrót mordercy z przeszłości i młody chłopak znajdujący się na jego drodze do pracy? -•-•- Czyli gdzie homofobiczny policjant znajduje w sobie resztki litości i pos...