~🍁18🍁~

205 15 4
                                    

~Yoongi pov.~

Nie można oczekiwać od ludzi cudu, ja po porostu nie potrafiłem usiedzieć na miejscu będąc samemu. Zacząłem się plątać po budynku szukając dla siebie jakiegoś celu lub bardziej zajęcia, ale szczerze nie było tu nic do roboty, a na plątanie się po piwnicach również nie miałem ochoty...bezsens. Ostatnim i zarazem jedynym wołającym mnie miejscem było cudowne łóżko w pokoju obite w perfekcyjną miękkość, ciepło i wygodę. Oh tak, idę tam, ale...pojawił się pewien problem jakim były ubrania młodszego rozrzucone po całej podłodze. To chyba jakiś nieśmieszny żart.

   Wywróciłem oczyma podnosząc kolejno wszystkie części jego garderoby, aby je wytrzepać, złożyć i ułożyć na brzegu komody, kiedy z kieszeni spodni wysunęła się niewielka karteczka. Wziąłem ją w dłonie rozkładając i odczytując treść...Jimin coś ty wymyślił. Niewiele myśląc ubrałem się szybko w luźne, ciemne dla bezpieczeństwa ubrania wybiegając po chwili z budynku w duchu dziękując sobie, że kluczy od samochodu nie trzymam w domu.

***

- Puść go! - warknąłem wystawiając przed siebie moją ulubioną broń. Zaraz po tym jak dotarłem pod budynek wbiegłem do środka szukając jakiegoś wejścia na inne piętro, bo to główne było całkowicie puste i ciemne. I proszę. Znalazłem drzwi, za którymi znajdowała się spowita resztkami dziwnych oparów piwnica, a w niej kolejno zauważyłem trzy sytuacje. Jungkooka leżącego na ziemi bez jakiejkolwiek świadomości, obcego mężczyznę z krwawiącą raną w brzuchu i...jego. Tego człowieka...nie, ten twór szatana, który zniszczył mi życie odbierając kolejno wszystkich ludzi, których kochałem, a teraz...trzymał lufę przy skroni ostatniej z osób, na których potrafiło mi tak bardzo zależeć - Łapy precz, jesteś głuchy czy co?! - krzyknąłem próbując do niego podejść,
- A, a, a - wychrypiał - jeszcze jeden krok, a następnym razem zobaczycie się na jego pogrzebie,
- Nie zrobisz tego - warknąłem i dosłownie czułem, jak cały ten gromadzony we mnie od lat jad wymieszany z nienawiścią się uwalnia,
- Bo co mi zrobisz? - prychnął naruszając spust...cholera - Nawet nie jesteś w stanie się ruszyć, a co dopiero jakkolwiek zadziałać. Jesteś słaby Min, niemal tak słaby jak twój walony dziadek! - nie mogłem wybuchnąć...nie mogłem dać mu się sprowokować...ale miał rację. Fakt, trzymałem wymierzoną w jego stronę broń, ale byłem zalewany od środka uczuciami i wspomnieniami. Moje dłonie mimo uporu ciała i tak się trzęsły, a umysł gubił...nie byłem w stanie odpowiednio działać,
- Hyung? - racja. Nie mogłem, ale ten cichy szept, który wypadł spomiędzy roztrzęsionych ust przerażonego Jimina wystarczył, abym zdobył się na akt rozsądku i odwagi.

Wypuściłem szybko dwie kule: w ramię trzymające broń i w kolano starca, przez co ten runął na ziemię odrzucając różowowłosego gdzieś na bok. Podbiegłem do mężczyzny krępując jego nadgarstki przy pomocy kajdanek młodszego. Z dumą wyprowadziłem...a raczej wypchałem wyczekiwanego od lat więźnia na zewnątrz przekazując w ręce przerażonego całą sytuacją członka załogi komisariatu trzeciego ~straszni cykorzy~...to było oczywiste, że nie poszliby tam bez nikogo posiadającego więźniarkę, bo doprowadzenie go prywatnie zagrażało jego ucieczką. I jak widać było niemożliwe przez szkody wyrządzone oddziałowi specjalnemu...nie mogli się nawet ruszać.

   Wróciłem na dół sprawdzająca szybko stan poszkodowanych. Gguk oddychał i był jedynie nieprzytomny, a rana nieznajomego nie była bardzo szkodliwa przynajmniej dopóki ostrze tkwiło w środku. Podałem mu znaleziony gruby materiał, w którym wyrwałem dziurę na środku, po czym kazałem nałożyć na rękojeść, abym mógł następnie również znalezionym lepcem zabezpieczyć brzegi. Ich kolega na górze zawiadomił zespół pogotowia, więc nie zostało mi nic innego niż na nich czekać.

   Wziąłem nadal zszokowanego ostatnimi zdarzeniami Jimina na swoje ręce wychodząc z nim na zewnątrz, gdzie lokalna karetka zdążyła już nadjechać. Po szybkiej konsultacji dowiedziałem się, że młodszy może od razu wrócić do domu bez zbędnego pobytu w szpitalu, a Jeongguk zaczął się wybudzać, więc raczej nie zostanie zamknięty w szpitalu...gorzej z ostatnim poszkodowanym,ten bez pobytu szpitalnego nie przetrwa. Nikogo nie powinien zdziwić fakt, że podróż powrotna minęła nam w całkowitej, niemal grobowej ciszy, w trakcie której oboje pozwoliliśmy swoim umysłom na ochłonięcie...to był koniec. Koniec koszmaru, który ciągnął się za mną od przeszło dekady, koniec strachu o swoje życie, koniec schizowania samotnie w piwnicy...po prostu koniec. I nowy start za jednym razem.

Sergeant? I'm homo(phobic) | YoonMin | m.yg x p.jmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz