02 | Pułapki na rynku

3.2K 167 234
                                    

Następnego dnia znów przemierzałam puste ulice. Tym razem zagrożenia nie stanowiły już tylko samoloty DRESZCZ-u, co chwilę przecinające niebo nad moją głową, ale także horda Poparzeńców, którzy od ostatniej nocy stali się bardziej nadpobudliwi. Powyłazili z ciemności i zaczęli patrolować okolicę. Musiałam co rusz chować się przed wzrokiem ich oraz tych wielkich machin, często cierpiąc na tym fizycznie. Już kilka razy otarłam się o wystający gwóźdź lub potknęłam o kamień. Irytowało mnie to.

A wszystko przez tą bandę, która uciekła z tłustych łapsk Paige i jej zgrai. Przez nich cierpiałam i ja!

Wypełzłam spod samochodu, kiedy ostatni z Poparzeńców zniknął za rogiem. Dłonie oparłam o biodra i jęknęłam żałośnie. Byłam brudna, zmęczona i do tego głodna. Brakowało mi już sił. Mimo tego nie pozostawało mi nic innego od otrzepania ubrania z kurzu i zejścia do zapadniętej galerii, do której zmierzałam od początku. Naprawdę liczyłam, że znajdę coś w tamtej opuszczonej aptece. Musiałam coś znaleźć. Dla Danny'ego.

— Dla Danny'ego — powtórzyłam cicho.

Ostrożnie zsunęłam się w dół po górze piasku i żwiru. Zdjęłam z głowy kaptur i zsunęłam chustę z nosa, rozglądając się wokoło. Wszędzie ciemność i ani żywej duszy. Wciąż niepewna wyjęłam latarkę z plecaka i przejechałam po otoczeniu smugą światła, nie doszukując się niczego ciekawego.

— Czysto — stwierdziłam. — Okej, apteka była...

Zamilkłam, gdy odpowiedziało mi coś innego niż ja sama. Niewyraźny i obrzydliwy bulgot. Odbił się od ścian, aby potem uderzyć w moje serce, które skamieniało ze strachu. Natychmiast wyłączyłam latarkę i przeszukałam wzrokiem okolicę, szukając kryjówki. Szum krwi w moich uszach mieszał się z nierównymi krokami. Byli blisko.

W ostatniej chwili wskoczyłam pod wystającą z piasku część sufitu, gdy z końca korytarza wyszedł mężczyzna. Pół jego twarzy oblepiały bąble, za to drugą... drugiej nie miał wcale. Ledwie powstrzymałam się odruchu wymiotnego. Stwór chwiejnym krokiem podszedł bliżej granicy, gdzie światło z zewnątrz stykało się z mrokiem galerii. Przyjrzał się dłużej wyjściu i milczał.

— O-oooh... — westchnął. — Nie ma, nie ma, nie ma... Dali nogę! — wybuchł histerycznym śmiechem, aby potem znów pomilczeć dłuższą chwilę. – Szkoda, szkoda, szkoda... Jeden miał taką ładną twarz... — złapał za wiszący skrawek skóry na jego pół-twarzy. — A gdzie moja twarz?... Muszę... Muszę jej poszukać...

Odwrócił się i podążył w stronę, z której przyszedł. Odprowadzałam Poparzeńca wzrokiem, dopóki nie zniknął za rogiem korytarza. Jeszcze kilka chwil odczekałam w ukryciu, aż cisza nie przekonała mnie do siebie i zapewniła, że jest jedynym co mogę tam usłyszeć. Dopiero wtedy pozwoliłam sobie na głośniejszy wdech.

Nagle coś przykuło moją uwagę. Z zaciekawieniem sięgnęłam po podpalony skrawek materiału i obróciłam go w palcach. Intensywnie śmierdział spalenizną. Niepełny napis E.S.Z.C.Z lśnił przy jego krawędzi srebrną nitką. Resztę liter musiał pochłonąć ogień. Spojrzałam z powrotem na pozostałości po ognisku, gdzie znalazłam materiał. Tuż obok była niewielka plama krwi, już zakrzepła.

— Byli tutaj... I byli ranni.

Zwiesiłam smutno głowę. Skrawek materiału przyłożyłam do piersi i ścisnęłam go mocno w pięściach. Nie dawałam im szans na przeżycie. Jeśli byli ranni, to zapewne już dawno ich ciała były obgryzane przez Poparzeńców do kości. Nie znałam ich, ale i tak łza zakręciła mi się w oku nad ich losem, który był tak niesprawiedliwy. Byli tylko nastoletnimi dziećmi. I pragnęli jedynie wolności.

Inne Oblicza Lęku • Newt TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz