08 | Sen na jawie

3.5K 143 531
                                    

Szumy dookoła. Chłód. Zamazany obraz.

Gdzie byłam?

Rozejrzałam się wokół. Doskonale znałam tamto miejsce. Obdrapane z tapety ściany, zatęchła kanapa w rogu i kącik kuchenny, składający się z zardzewiałego piekarnika i kilku spróchniałych szafek. Hotel. Co robiłam w hotelu?

Gdzie była reszta? Newt, Thomas, Minho... gdzie oni do licha byli?

Samotność wbiła się pazurami w moje serce, wypełniając je chłodem i strachem. Słyszałam swój oddech, szybki i płytki, choć wcale nie czułam bym oddychała. Moje niepewne kroki rozniosły się po pokoju i odbiły od ścian echem, napawając mnie tylko jeszcze większym przerażeniem.

Coś było stanowczo nie tak. Ściany falowały... naprawdę falowały!

Drzwi od korytarz były otwarte, za którymi majaczyła jedynie czarna pustka. Nie było niczego! Starych schodów, chwiejącej się barierki... niczego. Tak jakby drzwi prowadziły do bezdennej dziury, w którą wpadasz i już nie wychodzisz. Zacisnęłam wąsko wargi, czując targającą mną irytację. Nie wiedziałam gdzie byłam, kto mnie tam wsadził ani po cholerę to zrobił. A gdy czegoś nie wiedziałam, miałam nieposkromioną ochotę by coś rozwalić.

— Przestaje mi się to podobać! — krzyknęłam i tupnęłam nogą. — Halo!

Mój głos znów odbił się i wrócił do mnie jak bumerang, jakby ściany sobie ze mnie kpiły. Cisza rozdrażniła mnie jeszcze bardziej. Fuknęłam i zrobiłam kilka nerwowych kroków, aby zaraz potem znów wrócić w to samo miejsce.

— Pokaż się któryś, a połamię wam tylko po jednej nodze.

Nic. Kolejny raz odpowiedziała mi cisza, która wtedy była głośniejsza od myśli, kotłujących się wściekle w mojej głowie. Przekrzykiwały się, jedna przez drugą. Głowa zaczynała mi pękać; ból toczył się w mojej krwi, docierając do każdej części ciała. Przyłożyłam palce do skroni. Bolało.

Nagle ciszę przeciął głośny huk. Głowa zapulsowała mi mocniej, przez co w pierwszej chwili nie zwróciłam uwagi na źródło hałasu. Dopiero później, kiedy wszystko ucichło i ból stał się bardziej znośny, mogłam rozejrzeć się badawczo.

Ściany falowały. Szumy mieszały się z bólem. Huk.

Hałas wywołały drzwi, które otworzyły się gwałtownie i walnęły o ścianę. W framudze stał mężczyzna. Zgarbione ramiona unosiły mu się i opadały przy ciężkich wdechach, na dłoniach miał widoczne otarcia i... chwiał się, jakby zastanawiał się, czy woli stać dalej na nogach czy może upaść na ziemię. Długie włosy były pozlepiane czarną mazią, a gdyby nie jeden w miarę czysty kosmyk przy uchu, nie poznałabym, że miały jasny kolor. Nie widziałam jego twarzy. Głowę miał spuszczoną ku ziemi, być może wstydząc się siebie lub obawiając się mnie.

Nie wiedziałam co było gorsze: dziwna świadomość z tyłu głowy, że skądś znałam tajemniczego intruza czy może fakt, że był cały ubabrany krwią.

Cofnęłam się o parę kroków, równocześnie sięgając dłonią do pasa. Z niepokojem poklepałam puste miejsce. Nie było kabury. Z drugiej strony pasa nie było też scyzoryka. Nie miałam niczego, czym mogłabym się bronić.

Mężczyzna zbliżył się do mnie, kulejąc i potykając się co krok. W połowie drogi stanął, pokręcił chaotycznie głową, podrapał się po karku zakrwawioną dłonią, jakby gryzły go pchły. W tym samym czasie szukałam drogi ucieczki. Nie sądziłam, by falująca ściana mogła wessać mnie do środka, mimo to wolałam nie ryzykować i trzymać się od niej z dala. Czarna otchłań za drzwiami korytarza też nie wyglądała zachęcająco. Innych opcji nie widziałam.

Inne Oblicza Lęku • Newt TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz