Tamten dzień był cudowny. Chmury częściowo zasłaniały słońce, dzięki czemu nie było ani za gorąco, ani za zimno; ptaki swoim śpiewem życzyły każdemu miłego dnia, a delikatny wiatr chwytał za ludzkie nosy i szczypał za policzki, tylko się tak drocząc. Oh, jaki to był piękny dzień.
Równie cudownie mi się spało... ze smakiem ust Newta na moich ustach.
W pierwszej chwili po przebudzeniu pomyślałam, że to był tylko sen. Wspomnienie naszego pocałunku było zbyt wspaniałe, aby rozegrało się w tak parszywym świecie, jaki nas otaczał. A jednak się wydarzył. Mówiła o tym pożółkła karteczka na mojej komodzie, która lekko pochyłym, acz starannym pismem, krzyczała mi prosto w twarz łazienka jest na lewo, Njubi.
W końcu weszłam do zatłoczonego namiotu. Przy każdym stoliku ściskała się masa ludzi, z odpornością i tych bez, która zajadała się swoim śniadaniem i opowiadała sobie nawzajem o wydarzeniach, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach. Jeden, wielki harmider.
Gdzieś w środku całego zamieszania wypatrzyłam machającą do mnie Brendę, do której od razu skierowałam swoje kroki.
— Hej — zagadnęłam radośnie i usiadłam obok niej. — Co dziś mamy w karcie?
— Sama nie wiem, ale jest nieziemskie — wymamrotała z pełną buzią. — Patelniak musiał zaspać do roboty.
— Po tych kilku miesiącach życia na chlebie i wodzie nawet żarcie Patelniaka smakuje jak niebo — siedząca naprzeciwko nas Sonya uśmiechnęła się błogo, zaraz potem wstając z pustą już miską. Siniak pod jej okiem wciąż przypominał o trudach, przez jakie musiała przejść. — Lecę poszukać Arisa. Trzymajcie się, laski.
Odprowadziłam blondynkę wzrokiem, po drodze lukając na różne stoliki i siedzących przy nich nastolatków. To serce kazało mi to robić. Chyba skrycie liczyło, że przy którymś spotkam czekoladowe oczy albo chociaż roztrzepaną blond czuprynę.
— Nie ma tu twojego lowelasa.
— Co?
Brenda przewróciła oczami, pakując kolejną łyżkę dziwnej papki do ust.
— Newta — wyjaśniła oczywistym tonem. — Nie widziałam go, a siedziałam tutaj zanim jeszcze otworzyli namiot.
— Oh... — nie mogłam ukryć zawodu w swoim głosie. — Wcale go nie szukałam.
— No jasne.
Zacisnęłam wąsko wargi, czując jak wspomnienie ostatniej nocy wręcz parzy mnie w język, aby zmusić mnie do podzielenia się nim z kimkolwiek. Ciążyło mi na sercu. Chwilę powalczyłam z wewnętrzną pokusą, ale ostatecznie i tak odwróciłam się w stronę Brendy, która właśnie wyskrobywała resztki jedzenia z miski.
— Całowałam się.
— Ciekawe — mruknęła, choć wcale nie wyglądała na zainteresowaną. — Ja też miałam dzisiaj fajny sen. Brałam udział w wyścigu monster trucków i...
— Bren, ja nie śniłam! — szarpnęłam ją za ramię, przez co łyżka wypadła jej z dłoni. — Ja na serio się całowałam... — ciepło uderzyło mi do policzków. — ...z Newtem.
Na moje słowa Brunetka wyprostowała się gwałtownie, porzucając poszukiwania łyżki na podłodze i uderzając się przy tym głową o stół, co całkowicie zignorowała. Spojrzała na mnie jak na ducha i pomrugała szybko oczami. Nie dowierzała.
Moment później szeroki uśmiech wstąpił na jej twarz.
— Bez jaj! — walnęła mocno pięścią o blat. Siedzący niedaleko nas chłopcy posłali jej zirytowane spojrzenia, które przeleciały jej koło pióra. — O mój Boże, nareszcie! Muszę to powiedzieć Jorge, a posika się ze szczęścia.
CZYTASZ
Inne Oblicza Lęku • Newt TMR
FanfictionBo wszyscy mieliśmy swoje lęki, które miały inne oblicza. newt x famele oc [fabuła na podstawie filmów] okładka namalowana przez @Awesome_Stars