Zbliżaliśmy się do zachodniej granicy miasta. Na horyzoncie przed nami piętrzyły się góry, gdzie mieliśmy odnaleźć oddział Prawego Ramienia, natomiast z tyłu słońce wypalało nam skórę na karku. Ja jednak zostawiałam za sobą cząstkę swojego serca.
Zacisnęłam mocniej dłonie na ramiączkach plecaka, opluwając samą siebie, że znów chciało mi się płakać. Tylko jak mogłam nie płakać? Zostawiłam Danny'ego. Samego, chorego i... ledwie żywego. Był moim opiekunem, przyjacielem i ojcem, którego nie miałam. A ja go porzuciłam. Zostawiłam pod opieką śmierci. Kim właściwie byłam?
Kim byłam?
Powłóczyłam więc nogami dalej. Byłam gdzieś po środku pochodu; kątem oka widziałam nogi idące przede mną, ale i za sobą słyszałam kroki. Nie skupiałam się zbytnio na świecie wokół. Wzrok wlepiałam w swój cień, któremu posyłałam pogardliwe spojrzenia.
Czym był? Cieniem osoby, która skazywała swoich bliskich na samotną śmierć?
Zapatrzyłam się na tyle, by nie zauważyć dwóch innych cieni, które otoczyły ten mój. Dopiero gdy ktoś szturchnął mnie łokciem, ja oprzytomniałam z zadumy.
— Ellie — Minho zaświergotał do mojego ucha. — Minęło kilka minut, a ja już stęskniłem się za twoim cudownym głosikiem.
— Nie mam nastroju — mruknęłam. Naprawdę nie nadawałam się wtedy do pogawędki.
— Jesteś strasznie brzydka, gdy robisz smutną minę — dorzucił Patelniak po mojej drugiej stronie. Wiedziałam, że próbował tylko mnie rozweselić, ale i tak oberwał za to w głowę od Azjaty. — Purwa, za co?!
— Za twój jęzor, Smrodasie — sarknął. Potem uwagą znów wrócił do mnie. — Ellie, pomyśl o tym, jak wszyscy bardzo się cieszą, że z nami tu jesteś. Ja to aż fikołka bym walnął, ale nie umiem.
— Teresa jakoś nie tryska entuzjazmem — zauważyłam.
Każdy to wiedział, a i ona tego zbytnio nie ukrywała. Szła z uniesioną głową naprzodzie, dumna i wyniosła, dopuszczając do siebie jedynie Thomasa. Kiedy ktoś inny próbował choćby przejść obok, dziewczyna natychmiast się odsuwała, jakby miała do czynienia z Poparzeńcem. A w tych skrajnych wypadkach, w których jej wzrok spotykał się z moim, ta prychała jak najeżona kotka. Nie, żebym jakoś mocno nad tym ubolewała... cóż, właściwie nie obchodziło mnie to wcale.
— Olać Teresę — Minho machnął lekceważąco dłonią. — Teresa nie chce ciebie, my nie chcemy Teresy. Trzy do zera. Wygrywamy.
— Chyba trzy do...
— Zera.
Przewróciłam oczami. Nie widziałam sensu w dalszym wykłócaniu się z nim, bo Minho był nie do przegadania. On coś mówił i tak miało być. Ale właśnie to uwielbiałam w nim najbardziej. Tą beztroskość. Skąd on ją brał?
— Cztery — dodał Winston idący z tyłu. — Jestem z wami.
Rzuciłam mu spojrzenie przez ramię i skrzywiłam się na widok, jaki zobaczyłam. Chłopak lekko zipiał, pot mieszał się z bólem na szarej twarzy, a jego ręka co chwilę kierowała się mu na brzuch, gdzie znajdowały się paskudne pamiątki po Poparzeńcach. Mimo tego chciał wesprzeć chłopaków w poprawieniu mi humoru.
To dla niego się wtedy uśmiechnęłam. Tak szczerze.
Zatrzymaliśmy się przed wysoką górą piasku. Wszyscy przez moment pomarudzili na swój sposób (Minho nawet usiadł na piasku i nie chciał wstać, ale brutalnie pomogli mu w tym Newt i Patelniak), jednak już po chwili każdy wspinał się po piaszczystym zboczu. Stopy zapadały mi się po każdym kroku, mimo to dzielnie brnęłam dalej.
CZYTASZ
Inne Oblicza Lęku • Newt TMR
FanfikceBo wszyscy mieliśmy swoje lęki, które miały inne oblicza. newt x famele oc [fabuła na podstawie filmów] okładka namalowana przez @Awesome_Stars