na dzień dobry!
···
ELLIE
Pierwszy raz byłam na plaży.
Morze przede mną kołysało się spokojnym rytmem, gdzieś hen daleko stykając się z nocnym niebem, skąd gwiazdy mrugały do mnie radośnie. Czasami aż nie wiedziałam na co mam spoglądać; i góra i dół zapierała mi dech w piersiach. Moje stopy grzał ciepły po dniu piasek, a delikatny wiatr porywał moje włosy do tańca. Dookoła śpiewały mewy.
To miejsce nazywało się Przystanią.
Kiedy się obudziłam, byłam zdezorientowana. Nie wiedziałam gdzie jestem, guzik pamiętałam, a ogień próbował wypalić moją pierś od środka. Przez pierwszych kilka sekund nie mogłam się ruszyć. A raczej nie chciałam. Bałam się. Tak cholernie się bałam, że wystarczył jeden ruch, abym spłonęła żywcem. Strach mnie sparaliżował.
Czas mijał, a ze mną nic się nie działo. Co więcej – z sekundy na sekundę było mi coraz lżej. Ogień w mojej piersi wygasał.
A potem przed oczami zobaczyłam wyszczerzoną twarz Minho, który śmiał się i płakał jednocześnie. Niedługo później robiłam to samo, tuląc się do jego torsu z taką mocą, co najmniej jakby jutra miało nie być
Ale jutro było. Tak samo jak pojutrze, popojutrze i to co było potem. Bo mnie uratowali.
Ja naprawdę żyłam.
Nie minęło nawet kilka minut, a Minho już zdążył wytrąbić wszystkim wesołą nowinę. Pierwszy przyleciał Patelniak, który po porządnym wyściskaniu mnie i wypłakaniu łez w ramię – zrugał mnie niczym matka swoje dziecko, że jeśli kiedykolwiek wywinę mu podobny numer, to się na mnie obrazi. Potem była Brenda, Jorge oraz Sonya; cała trójka płakała i miażdżyła mnie w objęciach. Następni, czyli Gally i Cody, tylko przyszli się przywitać. Vince za to poczochrał mnie po włosach. Na końcu Tommy prawie mnie udusił, kiedy zamknął mnie w swoich kleszczach. Byli tam wszyscy.
Choć nie. Nigdzie nie było jego.
Moment, w którym zapytałam o Newta, jednym ruchem zdarł uśmiechy z twarzy wszystkich. Ciemne chmury zawisły tuż nad naszymi głowami, docierając chłodem i piorunami aż do mojego serca. Coś je ścisnęło; to były czarne myśli o tym, co mogło się stać. Bałam się, że nie zdążyliśmy na czas. Cholernie się bałam, że moje ukochane czekoladowe oczy sczerniały, tak samo jak jego dusza i serce. Bałam się też, że... że on po prostu nie żyje.
Było mi duszno. Bo po co ja miałam żyć, kiedy on nie mógł?
Przed kompletnym załamaniem się uratował mnie Minho. Widząc łzy w moich oczach i problemy z oddychaniem, on szybko mnie zapewnił, że Newt żył. Był sobą. Prawie nic mu nie groziło.
Bo jak to powiedział Cody, wtedy zagrażał mu on sam.
Tym, co wstrząsnęło mną bardziej niż śmierć Newta, była wiadomość o jego próbie samobójczej. I jak się dowiedziałam o wiele później – nie pierwszej.
Długo mi zajęło dotarcie do niego. Newt zamknął się na cztery spusty w jednej z chatek, nie dopuszczając do siebie nikogo; Patelniaka, Minho, a nawet Tommy'ego. Wszystkich odsunął, aby móc w towarzystwie butelki marnieć oraz znikać z każdym dniem. Bo wyrzuty sumienia go zabijały. Mnie też nie chciał widzieć. Stwierdził, że on nie zasługuje nawet na jedno moje spojrzenie, co dopiero na moje serce czy miłość. Jego słowa, zawsze pełne bólu i nigdy nie inaczej niż przez drzwi, rozszarpywały mnie od środka.
CZYTASZ
Inne Oblicza Lęku • Newt TMR
FanfictionBo wszyscy mieliśmy swoje lęki, które miały inne oblicza. newt x famele oc [fabuła na podstawie filmów] okładka namalowana przez @Awesome_Stars