Rozdział 9 - Niespodziewany zwrot akcji

70 12 8
                                    

Na uczelnie, jak zwykle, nie wracałam zbyt chętnie. Wykłady były jeszcze nudniejsze niż zapamiętałam i miałam wrażenie, że wykładowcy sami przysypiali, puszczając nam slajdy. Czego innego można się spodziewać? Na początku zawsze jest ciekawe, potem gdzieś to niknie. A zaczynał się właśnie drugi miesiąc końcowego półrocza. Wszystkim się odechciewało czegokolwiek. Tym bardziej socjologia, nie była zbyt emocjonującym fakultetem.

Z Hope umówiłyśmy się u mnie ok 17. Chciałam jakoś się wymigać przed tym wyjściem do Zimmy, ale pomimo moich starań nie odpuściła. Akurat wychodziłam z łazienki gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.

- W końcu. - mruknęła, udając poirytowanie, gdy wpuszczałam ją do środka. - Ale ciężko do ciebie trafić. - dodała i obie wybuchłyśmy śmiechem.

Spodziewałam się jakiegoś śmiesznego komentarza z jej strony i się nie zawiodłam. Zaprowadziłam ją do kuchni i nastawiłam czajnik na kawę a ona zaczęła się rozglądać.

- Nikogo nie ma, więc czuj się jak u siebie. - rzuciłam tylko.

Nie mówiłam jej o niczym w związku z zepsuciem moich relacji z tatą. Nie widziałam powodu. Byłam prawie gotowa do wyjścia, zostało mi tylko jeszcze się pomalować. Nie do końca wiedziałam, co mną kierowało ale postawiłam na coś odważniejszego - ciemniejsze cienie i mocniejsze kreski. Rzęsy także pomalowałam trochę mocniej, niż zwykle. Do wszystkiego dodałam rozświetlacz.

- I jak? - spytałam przyjaciółki.

Podniosła wzrok znad telefonu i uśmiechnęła się szeroko.

- Bosko. - cmoknęła ustami i dopiła kawę.

Wstawiłam naczynia do zmywarki, nie nastawiając jej - nie miałam pewności o której wróci ojciec, i wezwałyśmy taksówkę. Zostawiłam jeszcze tylko krótki liścik na stole, że wrócę nieco później. Miałam cudowny humor i chyba nic nie było w stanie tego zepsuć.

Wysiadłyśmy tuż przy pubie. Zimne, wieczorne powietrze idealnie owiewało twarz i było cudownym kontrastem od upału, jaki panował w dzień.

- Idziemy? - dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę i kiwnęła głową w stronę, w którą miałyśmy iść. 

Zanim jednak ruszyłam się z miejsca, spojrzałam na sklep monopolowy i zastanowiłam się chwilę.

- Zaraz wracam. - rzuciłam krótko.

Hope spojrzała na mnie pytająco, ale ja po prostu weszłam do sklepu. Nigdy nie kupowałam fajek i za bardzo nie znałam nawet marek.  Przygryzłam policzki przyglądając się wystawce.

- W czymś pomóc? - chłopak mniej więcej w moim wieku, siedział za kasą grając w coś na telefonie.

Szukałam jakiejś znajomej paczki, żeby nie wyjść na totalną idiotkę. Zauważyłam marlboro czerwone, chyba tak się nazywały, czyli te, którymi częstował mnie Coreya. Poznałam po czerwonym akcencie na białym opakowaniu. Uśmiechnęłam się pod nosem i chwilę potem wracałam do przyjaciółki z papierosami w mini torebce.

- Zdecydowanie dziwnie się zachowujesz. - dziewczyna skomentowała moje zachowanie.

Wzruszyłam tylko ramionami. Nie musiałam się jej z niczego tłumaczyć, prawda?

Weszłyśmy do lokalu. Sama nie wierzyłam w to, z jak cholernie pozytywnym nastawieniem przyszłam w to dziwne miejsce. Może po prostu coś w tym było. Może dawało to pewną odskocznie od problemów. Ale ponad wszystko sama sobie się dziwiłam,  że zgodziłam się znów spotkać z jej grupką przyjaciół.

Podświadomie liczyłam na to, że jakimś trafem Cassidy będzie na zmianie w pracy. Niestety ze wszystkich znajomych osób zobaczyłam tylko Willa przy stoliku. Na nasz widok od razu razu wstał, prawie potykając się o krzesełko obok. Super, był już podpity.

Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz