Po tomografii i różnych innych badaniach, które na szczęście niczego nie wykazały, czekałam na decyzje - czy mam zostać na obserwacji czy mogę wrócić do domu. Czułam się jak gówno. Nie mogłam się pozbyć szumów w głowie. I przez cały ten czas, nawet gdy zamykałam oczy, miałam przed sobą ten przerażająco nieobecny wzrok i uśmiech niesięgający oczu. Nie ważnie jak cholernie mocno próbowałam, nie mogłam odpędzić tego mrowiącego obrazu. Ciągle uporczywie wracał i wracał. Dokładnie tak samo jak na początku naszej znajomosci.
Chciałam z nim porozmawiać, chciałam wyjaśnić te wszystkie rzeczy, ale sam utrudniał nam ten kontakt swoim stanem. Nie dało się z nim dogadać, gdy majaczył albo nieprzytomnie czołgał się po podłodze.
Podskoczyłam w miejscu i wydałam z siebie niemy krzyk, czując czyjąś dłoń na ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam a na widok zmartwionej twarzy Taty.. po prostu się do niego przytuliłam. Czułam, że za chwilę rozpadnę się na kawałeczki i tak cholernie potrzebowałam poczuć się bezpiecznie. Tak cholernie cieszyłam się, że ze mną został, że był, że wrócił. Naprawdę trudno mi było wyobrazić sobie, co by było, gdyby mnie nie uratował.
On bez słowa przytulił mnie do siebie, składając pocałunek na moim czole. Pogłaskał mnie uspokajająco po plecach i oddychał drżąco.
- Kochanie, musimy podpisać kilka rzeczy. - szepnął tylko.
Ścisnął moje dłonie, jakby chcąc dodać mi otuchy i pokazać, że wszystko jest dobrze. Troska taty wzbudzała we mnie wyrzuty sumienia. Z drugiej strony przynajmniej kontakt, który nam się sypał, powrócił do normalności sprzed tych dziwnych incydentów. O ironio, musiałam się znaleźć w stanie w którym poważnie ratowali mi życie, żeby ojciec się całkowicie opamiętał.
Chwilę potem kreśliłam drżącą ręką na papierze koślawe literki. Wyprostowałam się i odłożyłam długopis. Byłam cholernie nieobecna. Jakbym się po prostu wyłączyła. Miałam ochotę tylko wrócić do pokoju i się położyć. Byłam wykończona. Fizycznie i psychicznie. Ocknęłam się dopiero gdy kobieta za biurkiem wyrwała mi z rąk formularze. Ścięła mnie wzrokiem a tacie wręczyła teczkę z moim nazwiskiem. Westchnęłam drżąco.
- Już po wszystkim. - powtórzył ojciec już chyba steny raz podczas naszej drogi do wyjścia.
Kurczowo trzymał mnie za rękę, jakby miało to utwierdzić nas w jego słowach, jednak za każdym kolejnym razem gdy to mówił, jego głos coraz bardziej drżał a sens jego wypowiedzi tracił na sile. Emocje go zżerały, tak samo jak i mnie.
O tym małym incydencie nie powiedziałam nikomu. Bo i po co. A jeśli moje majaki chłopaka stojącego pod drzewami były prawdziwe - sam pewnie przekazał wszystko reszcie. Tylko co mógł robić po moim domem akurat w tym czasie? Przecież miał koncert. Nie było możliwości, żeby się teleportował. W każdym razie nie poinformowałam nikogo. Nie chciałam współczucia czy żalu.
Byłam tak zamyślona, że nawet nie zwróciłam uwagi kiedy wyszliśmy na zewnątrz. Lekki deszczyk przypominający morską bryzę, otulał moją twarz, przywracając mnie do rzeczywistości. Był środek nocy, a powietrze przyjemnie łagodziło ból głowy.
Podeszliśmy do pierwszej lepszej taksówki i już miałam wsiadać, gdy moją uwagę skupił dźwięk nadjeżdżającej karetki na sygnale. Zerknęłam w stronę wejścia do oiomu, gdzie się zatrzymała.
I czas nagle zwolnił.
Gdy drzwi zostały otworzone przez funkcjonariuszy, wśród niebieskich świateł ambulansu, mignęła mi różowa czupryna chłopaka podpiętego pod aparaturę. Moje serce zamarło a ja zastygłam w bezruchu jedną nogą w aucie. Oczywiście, nie miałam pewności, że to był on. Oczywiście - marzyłam o tym, żeby to nie była prawda, ale...
CZYTASZ
Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |
Short StoryNawet nie dostrzegłam w którym momencie wszystko się zmieniło. Ta jedna, mała, choć tak ważna chwila, umknęła mi i już nie było odwrotu. Wszystko przed czym tak bardzo się wzbraniałam, otoczyło mnie, pochłaniając. Uniosłam ciężkie powieki. - Przep...