Od imprezy urządzonej przez kampus minęło kilka dni. Spędzonych mniej lub bardziej spokojnie. Z tymi wariatami zawsze coś się działo. I wszystko powoli wracało do normalności. O ile normalnością można to było nazwać.
Wkuwanie z Lucasem stało się naszą małą tradycją. Nigdy w życiu nie sadziłabym, że to może być przyjemne ale z chłopakiem wszystko przybrało zupełnie inny wymiar. Same egzaminy szły nam zadziwiająco dobrze. Całe szczęście wyniki były podawane praktycznie od razu. Studenci oszaleli. Impreza goniła imprezę a do tego dochodziły koncerty chłopaków.
I pomimo tego, że dzień mieszał mi się z nocą i na odwrót, w żadnym wypadku nie dotknęła mnie monotonia. Każdy kolejny wyglądał inaczej. Lucas przyjeżdżał po mnie, jechaliśmy na uczelnie, pisaliśmy na egzaminy, jedno czekało na drugie a potem we dwójkę jechaliśmy do niego. Corey przyjeżdżał po mnie i cały dzień spędzaliśmy w jego salonie. Cassidy wydzwaniała, żebym przyjechała do Zimmy, bo nie chciało jej się tam samej siedzieć. Lucas zgarniał wszystkich i jechaliśmy do Coreya. Albo Corey wpadał do mnie, gdy nie było ojca.
Jedno pozostawało jednak niezmienne. Nie ważne gdzie się znajdowaliśmy ani w jak dużym gronie - za każdym razem pojawiały się jakieś używki. Trawa i tabsy - oxy, mdma czy soma - no i amfa czy chociaż alkohol. Zawsze coś się znalazło. W pewnym momencie już nawet przestałam odmawiać. Gorzej, przyłapałam się na tym, że tylko czekałam na moment w którym ktoś coś wyciągnie.
I tak mijały dni. Powoli łapałam się na tym, że nawet gdybym chciała, to i tak bym nie zasnęła. Czułam się dziwnie naładowana energią. Od czasu do czasu pojawiały się te kryzysowe momentu, kiedy całym moim ciałem wstrząsały dreszcze, czułam się jak przejechana pod pociąg, byłam strasznie drażliwa i nadpobudliwa. Ale zaraz ktoś się pojawiał i znów wpadałam w stan otępienia. I nic się już nie liczyło.
Szłam właśnie w kierunku centrum miasta, wzdychając z ulgą. Dochodziła godzina 18:00, więc lekko zmierzchało a ja wreszcie byłam wolna. Sama nie rozumiałam dlaczego skusiłam się na tą cholerną propozycję projektu na uczelni, przecież było tyle korzystniejszych opcji. Ja głupia, tak wiem. Jeśli czegokolwiek mogłam w tamtym momencie żałować, to jebanych konsekwencji swojej głupoty. Naprawdę nie chciało mi się robić tego wszystkiego, a pracy miałam po uszy. Wszystko tylko i wyłącznie dla podniesienia wyników.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej, szlam dalej, szybkim krokiem, w kierunku baru Cass. Wiedziałam doskonale, że właśnie tam ją spotkam. I, że najprawdopodobniej będzie tam też Lucas i Corey. Ku mojemu zaskoczeniu gdy dotarłam na miejsce, okazało się, że knajpka dalej stała pusta. Jeszcze nie otworzyli.
Wyciągnęłam telefon, odczekałam kilka sygnałów i w momencie, gdy chciałam się rozłączyć z brakiem nadziei na jakikolwiek odzew ze strony przyjaciółki, usłyszałam krótkie i suche:
- Cassidy, słucham?
Zaśmiałam się lekko.
- Witasz mnie takim tonem, jakby windykacja do ciebie dzwoniła. - rzuciłam nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Weź. - mruknęła. - Czekam na telefon od szefa. - dodała po chwili.
Wywróciłam oczami. No tak, jej cholerny szef, który miał w dupie cały biznes.
- Błagam powiedz, że zaraz będziesz. Totalnie nie mam się gdzie podziać. - westchnęłam.
- Niestety Lucas się ociąga i jeszcze jest zamknięte. - mruknęła. - Musze pomyśleć o prawku.
CZYTASZ
Don't treat me badly | ZAKOŃCZONE |
KurzgeschichtenNawet nie dostrzegłam w którym momencie wszystko się zmieniło. Ta jedna, mała, choć tak ważna chwila, umknęła mi i już nie było odwrotu. Wszystko przed czym tak bardzo się wzbraniałam, otoczyło mnie, pochłaniając. Uniosłam ciężkie powieki. - Przep...