41. Rozdział

1.1K 155 102
                                    

Przez moment Haruna nie czuła zupełnie nic, dopóki nabój nie wybuchnął niszcząc całkowicie rękę kobiety. Nie przejęła się tym, wiedząc, że zaraz ją odbuduje. Rozrzucone kartki powoli wracały do niej, kształtując rękę, ale towarzyszył temu dziwny, dotąd niespotykany ból. Ciemnowłosa wstała, gotowa zaatakować. Za wszelką cenę zabierze stąd Eri. Nie chciała, by patrzyła na tę parszywą część świata. Zwłaszcza, że w niej żyła od najmłodszy lat. Zalegające w uliczce stare gazety uniosły się, tworząc nową broń Haruny. Przekształcając się w ostrza, ominęły lodowaty oddech i wykorzystując chwilę, kiedy to Kaji musiał nabrać więcej powietrza, przebiły go. Pomimo długiego siedzenia w więzieniu, jego ciało wciąż intuicyjnie było zdolne do uników. Niestety nie walczył z jakimś chłystkiem, a kimś, kto mógł ubiegać się o bycie bohaterką numer jeden. Papierowe ostrza przebiła prawe ramię i lewą nogę mężczyzny, pozbawiając go równowagi. 

Kobieta chciała wykorzystać kolejny moment słabość i uwięzić go, ale stało się coś nieoczekiwanego. Przy Kajim znalazł się inny mężczyzna z maską typową dla Dzieci Amaterasu, prawdopodobnie to on towarzyszył przestępcy od początku i posiadał dziwny dar, który zwabił tu Eri, a tym samym także Harunę. Pomógł wstać rannemu towarzyszowi. Sasaki z satysfakcją patrzył, co właśnie działo się z niczego nieświadomą kobietą. Postąpiła krok w ich stronę, mając przekonanie, że z ich dwójką spokojnie sobie poradzi. Ale lewa ręka nie zrosła się. W jednym momencie w Kirie uderzyła ogromna fala gorąca i potężny ból, który, mówiąc kolokwialnie, zwalił ją z nóg i uniemożliwił ponowne wstanie. Krew trysnęła z niewykończonej ręki, plamiąc pobliską ścianę. Dla kobiety była to dość nietypowa sytuacja, ponieważ według obliczeń miała około dwunastu minut, zanim rozłożona ręka stałaby się prawdziwym problemem. Zmrużyła gniewnie oczy, chcąc wykorzystać kolejne kartki, ale obraz zawirował jej przed oczami. Ciemne plamy zatańczyły przed nią, uniemożliwiając rozpoznanie jakichkolwiek kształtów. 

Czuła, że coś w środku niej wzbiera się z niesamowitą siłą. Złapała się za brzuch, kiedy wypluła pokaźną ilość krwi na ziemię przed sobą. Czerwone strużki spływały z kącików sinych ust. Coś w środku niej wybuchało, powodując przeraźliwy ból. Szybko połączyła kropki, zdając sobie sprawę, że rozłożone narządy również dały o sobie znać i swoich brakach. Osunęła się na ziemię, tracąc przytomność. Eri otworzyła oczy, gdy tylko usłyszała dźwięk krwi, która poplamiła ścianę. Zakryła usta, nie chcąc krzyczeć i przeszkadzać nauczycielce w walce, ale gdy ta zemdlała w kałuży własnej krwi, nie kontrolowała swoich słów:

- Mama!

Kaji zaśmiał się na widok zwycięstwa. A Fugami ostrzegał go, by na nią uważał. Rzeczywiście w innych okolicznościach walka mogłaby zakończyć się znacznie szybciej i to niekorzystnie dla złoczyńcy. Na czarnym rynku ubezpieczył się w pewien narkotyk zawarty w naboju. Miał tylko jeden, a i tak dał za niego pokaźną sumkę. Nie żałował, bo to był dla niego dobry wydatek. Papierowe kolce wbite w jego ciało znów stały się zwykłymi kartkami papieru. Skinął na swojego człowieka, pozwalając mu zająć się trupem i dzieciakiem, ale nim postąpił jeden krok, odskoczył do tyłu, zachowując pełną ostrożność w starciu z niespodziewanym atakiem.

Błękitny płomień wybuchnął tuż przed nimi, a Kaji, choć długo pozostawał w zamknięciu, dość szybko rozeznał się w świecie przestępczym Japonii, wiedząc, na kogo powinien uważać. Kolor ognia jasno powiedział mu, że trafił na jednego z najgorszych zakał mrocznej strony świata. Zaklął pod nosem, zdając sobie sprawę, że sprawy się mocno pokomplikowały. Po uwolnieniu Ibikiego ten jasno opisał mu, co się wydarzyło w dniu śmierci Ryuhei'a, i że odpowiedzialną za to w największym stopniu była Kamiya Inoue, będąca pod ochroną nie tyle Ligi Złoczyńców, ale użytkownika niszczycielskiego daru, Dabiego.

- Ou... zalęgły nam się tu szczury - prychnął czarnowłosy, zeskakując z dachu i blokując mężczyznom dostęp do nieprzytomnej  Kirie. - Chyba nie mam innego wyjścia... jak was spalić - rzucił z szerokim uśmiechem.

Zamachnął się lewą ręką, posyłając w stronę przeciwników wielką falę błękitnego ognia. Ci nie zamierzali czekać, aż zostaną ludzkimi pochodniami i natychmiast zniknęli z pola widzenia, znikając jak najszybciej. Dabi nie zamierzał ich ścigać, bo to nie oni byli jego celem. Wywrócił oczami na ten akt tchórzostwa, a potem odwrócił się w stronę leżącej kobiety. Szybko wyczuł obecność jeszcze jednej osoby i podniósł wzrok na przerażoną i zapłakaną dziewczynkę. 

- Oi, dzieciaku - odezwał się do niej, nie siląc się na grzeczność - nic ci nie jest? - Nie odpowiedziała mu, wtulając się w ścianę. Skrzydło, które do tej pory ją chroniło osunęło się na ziemię jak zwykły kawałek papieru. - Ech, do cholery, nie becz, okej? Nie zabiję cię przecież! 

- Nie strasz jej - mruknął kobiecy głos. - Cześć - odezwała się do dziecka, stając tuż przy niej. - Jestem przyjaciółką Haruny, nie bój się, już w porządku.

- Ona... umrze? - załkała, zerkając kątem oka na Kirie.

Inoue posłała kobiecie współczujące spojrzenie. Mniej więcej wiedziała, na czym polegał dar znajomej informatyczki, a sądząc po ilości krwi było za późno na odratowanie ręki. I jeszcze ta krew wypływająca z jej ust. Dobrze, że nim Dabi przerwał walkę, zadzwoniła po pogotowie. Niedługo ratownicy medyczni powinni się tu zjawić, w tym czasie oni powinni zniknąć.

- Niedługo będzie tu karetka, opowiesz o tym, co się wydarzyło, ale nie możesz powiedzieć, że nas spotkałaś, dobrze? - Eri zacisnęła usta w wąską linię, nieznacznie kiwając głowę. - Weź telefon Haruny i zadzwoń do osoby, która na pewno odbierze.

Eri posłuchała i wyciągnęła z torby komórkę. W tym czasie Inoue rozejrzała się po uliczce, rozpoznając pozostawiony przez znajomy dar charakterystyczny szron. A przecież ostrzegała i prosiła, by Kirie na siebie uważała. Jak wszystko mogło od tak się spieprzyć?

- I co robimy, mała myszko? - spytał Dabi, przystając obok niej. - Masz jakiś genialny plan?

- Muszę skontaktować się z Hawksem - przyznała, na co mężczyzna się skrzywił. - Nie rób takich min, walka z Dziećmi Amaterasu jeszcze się nie skończyła i zamierzam Sasakiego sama wpędzić do grobu. Chodźmy.

- A co z nią? - Wskazał na telefonującą Eri.

- Poradzi sobie, szybko.

Pogotowanie zjawiło się dość szybko, zgodnie z oczekiwaniami Kamiyi, a wraz z nimi bohater, Eraser Head, który zastygł w bezruchu na widok nieruchomego ciała. Natychmiast podbiegł do Eri, upewniając się, że jej nic się nie stało. Mała na widok znajomej twarzy rozpłakała się, opowiadając o tym, jak znalazły się w tym zaułku i zostały zaatakowane przez strasznego pana. Kirie za wszelką cenę chciała chronić dziewczynkę, ryzykując własne zdrowie i życie. Jej dar nie działał tak jak powinien, nie współpracował ze świadomością użytkowniczki, niemal natychmiast uderzając w nią rykoszetem. 

Aizawa odwrócił się w stronę karetki, do której została już przeniesiona Haruna. Najbardziej przerażała go jedna rzecz - brak oddechu na założonej masce tlenowej. Nie mógł teraz popaść w panikę, ale gdy tylko dostał telefon od przerażonej Eri, rzucił wszystko, zostawił klasę A w rękach towarzyszącego mu wtedy Cementosa i przygnał tutaj. Spodziewał się wiele, ale nie tego. Odór krwi okrutnie unosił się w powietrzu, a czerwień plamiła ściany i ziemię. Ktokolwiek to zrobił... zapłaci za to, przysiągł sobie. 

Najgorsze było, że nie mógł udać się wraz z Haruną do szpitala, bo musiał przetransportować Eri z powrotem do U.A. i przekazać dyrektorowi szczegółowy raport z tych wydarzeń. Nie oddychała. Nie ruszała się. I wszędzie ta krew... Była szansa, że przeżyje, prawda? Wierzył w to. Kirie musiała przeżyć. Słyszał, jakie tortury Dzieci Amaterasu zapewniły porwanej jakiś czas temu Kamiyi, w jakim była stanie, a także o ranie postrzałowej - i przeżyła. Ktoś czuwał nad studentką, pozwalając jej żyć. Ta sama siła musiała zatrzymać wśród żywych jego Harunę.

Na inną opcję nie zamierzał się godzić.

Wymazanie | Shota Aizawa ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz